Chapter 6






Shay

          Czułam się jak pijana, gdy wracałam do mieszkania po spacerze z Niallem. I pewnie, gdyby spojrzeć na to z boku, tak się zachowywałam.

Zaśmiałam się cicho, gdy rzuciłam klucze na szafkę koło drzwi i ściągnęłam z siebie koszulę wchodząc do kuchni po szklankę wody.

- Co ci tak wesoło? – Aż podskoczyłam, gdy z ciemności doszedł mnie głos Ishardi.

- Tak jakoś. – mruknęłam z uśmiechem, gdy zapaliłam światło i wyciągnęłam z lodówki butelkę mojej wody jabłkowej.

- I co? Udany spacer? – Rax nawet nie oderwała wzroku od okna, w którym teraz odbijało się całe pomieszczenie, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

          Niall zabrał mnie do dużego parku, gdzieś w południowej części Londynu, w którym nigdy jeszcze nie byłam, mimo, że mieszkam w tym mieście przeszło trzy lata.

Nie sądziłam nawet, że nasze relacje będą tak swobodne i przyjazne. Praktycznie się nie znamy, a nawet na chwile nie zapadła między nami ta niezręczna cisza. Były momenty, kiedy nic nie mówiliśmy, ale należały one do tych z kategorii: „Chwila na przemyślenia” i nie krępowały one mnie, ani jego.

- Tommo prawie nie mówił o tobie od kiedy istnieje zespół, a przez ostatni tydzień praktycznie nie schodzisz mu z ust – powiedział Niall rzucając mi przelotne spojrzenie, gdy szliśmy bardzo blisko siebie, mimo, że alejka była wyjątkowo szeroka. Doskonale czułam jego perfumy i ciekawa byłam jaka jest faktura skóry jego dłoni, która znajdowała się milimetry od mojej, ale nie miałam odwagi jej sięgnąć. W końcu Niall to przyjaciel mojego najlepszego przyjaciela. Nie wolno mi wchodzić z nim w inne niż przyjacielskie relacje.

- Brzmi dość przerażająco – odparłam uśmiechając się, ale wewnątrz poczułam ukłucie strachu. Lou jednym słowem może mnie skompromitować na całej linii. W końcu wie o mnie absolutnie wszystko.

- Głównie słuchamy o tym, jak świetną przyjaciółką jesteś i że jest pewny, że w trasie będzie nam się świetnie współpracować. – Zaśmiał się przyjaźnie. – Najwięcej słucha o tobie Hazza.

- Oh, słodki jest – mruknęłam rumieniąc się.

- Powiedział też, że czuje się w obowiązku ostrzec mnie i Zayna, że jeśli mamy względem ciebie i Rax jakieś plany, lepiej, żebyśmy je dwa razy przemyśleli, bo….

- Dlaczego was dwóch? – przerwałam blondynowi.

Tomlinson, po tobie!

- Bo tylko my jesteśmy wolni – odparł, a następnie złapał mnie za rękę. – Plac zabaw. – Uśmiechnął się i pociągnął mnie przez trawnik, w stronę huśtawek i zjeżdżalni.



- Niall jest uroczy, a spacer był…

- To był sarkazm, Cringely – przerwała mi ostro Ishardi i rzucając mi gniewne spojrzenie wyszła z kuchni zabierając ze sobą butelkę piwa.



Ishardi. 

          Wpadłam do pokoju jak burza, trzaskając drzwiami. Nie miałam nawet ochoty patrzeć na Shay, mimo, że kochałam ją jak siostrę. I wcale nie byłabym zła, gdyby przeszkodziła nam jeden raz... ale trzeci to jednak trochę za dużo.

Dużo za dużo.

          Stanęłam przed lustrem, po drodze odstawiając butelkę z piwem na parapet. Ogarnęłam się spojrzeniem. Prawie czarne oczy, farbowane na kruczą czerń włosy sięgające ledwie do ramion, blada jak ściana. Wyglądałam bardziej jak upiór, niż jak młoda dziewczyna. Dodatkowo zawsze miałam kompleksy na punkcie swojego nosa, który może nie był tragiczny, ale za to na pewno był krzywy.

Bo trzeba się urodzić mną, żeby dostać brzegiem talerza w nos i go sobie złamać. 

Tak samo przeszkadzała mi moja waga i mój wzrost. Czułam się za wysoka i stanowczo za gruba, chociaż wizualnie wyglądałam normalnie. 

Może za normalnie? Zbyt zwyczajnie? 

Przecież każdy może sobie zrobić tunele, kolczyk w języku i kilka tatuaży, które i tak zawsze były zakryte przez ubrania. 

          Miałam zamiar po użalać się jeszcze trochę nad swoim stanowczo nieciekawym wyglądem, kiedy zadzwoniła moja komórka. Podeszłam do materaca, który nadal służył mi za łóżko, i podniosłam telefon. Na wyświetlaczu pokazało się jedno słowo: "Malik".

Odrzuciłam połączenie. Nie miałam zamiaru rozmawiać z kimkolwiek ani widzieć kogokolwiek. Nawet, jeśli miałby to być Zayn we własnej osobie. 



Shay

          Z piskiem opon zahamowałam na parkingu przed naszą kamienicą i wyłączając silnik, sięgnęłam po szpilki leżące na siedzeniu pasażera.

Tak, prowadziłam na bosaka. Rax by mnie za to prześwięciła, ale przecież nie wie. I nie dowie się, bo jest na mnie obrażona i prawie się do mnie nie odzywa od dwóch dni. Co prawda wczoraj miało się ku poprawie naszych relacji, ale gdy powiedziała mi, że ten foch przez to, że trzy razy przeszkodziłam jej i Zaynowi w pocałunku, wybuchłam śmiechem i znowu się obraziła.

          Otworzyłam swoje drzwi, ubrałam buty i wysiadłam poprawiając swoją ołówkową spódnicę, która zawsze podwija mi się, gdy prowadzę. Zamknęłam samochód i szybkim krokiem ruszyłam w stronę wejścia do klatki.

Zdałam! I muszę jak najszybciej pochwalić się tym Rax, a zaraz potem zadzwonić do rodziców i do Louisa.

Weszłam do kamienicy i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to Zayn Malik opierający się o ścianę obok windy, z zaciśniętymi mocno oczyma.

- Ekhm, Zaynee? – odezwałam się podchodząc do niego.

- Tak? – Szybko otworzył oczy i spojrzał na mnie jakby nie wiedząc przez moment co się wokół niego dzieje, a później uciekł wzrokiem na ścianę gdzieś za mną.

- Wszystko w porządku? – spytałam.

- Co? A tak. Tak w porządku. – Przestąpił nerwowo z nogi na nogę i posłał mi roztargniony uśmiech, dokładnie taki, jakie widywałam na milionach zdjęć w sieci, kiedy wyszukiwałam informacji o zespole, chcąc z grubsza wiedzieć co u Lou.

- Więc czemu tu sterczysz? – Wcisnęłam przycisk przywołujący windę, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.

- Zastanawiam się czy wejść – mruknął cicho.

- Skoro już tu jesteś, decyzja raczej zapadła. – Uśmiechnęłam się do niego pogodnie i zaprosiłam go gestem do windy. Chłopak westchnął ciężko, ale oderwał się od ściany i ze zmartwioną miną wszedł do środka tuż przed zamknięciem się drzwi.

- A ty co taka elegancka? – spytał mierząc wzrokiem moją sięgającą kolan spódnicę i wpuszczoną w nią białą koszulę.

- Właśnie z egzaminu wracam.

- I? – spojrzał na mnie wyczekująco.

- No zdałam. – Uśmiechnęłam się szeroko, gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze. Wygrzebałam z torebki klucze i wpuściłam nas do mieszkania. – Rax jest na pewno u siebie. Prawie nie wychodzi z pokoju ostatnio – powiedziałam ściągając buty.

- Skąd wiesz, że do…

- Proszę cię… Jestem pewna, że nie do mnie przyjechałeś.

- Okay. – Posłał mi zakłopotane spojrzenie i poszedł do pokoju mojej przyjaciółki, a ja weszłam do kuchni.



          Zdążyłam się przebrać z sztywnych ciuchów, jakie miałam na egzaminie w zwyczajne jeansy i koszulę w kratę i zabrałam się za pakowanie ostatnich rzeczy na wyjazd z chłopakami, gdy przypomniałam sobie, że jeszcze nie zdążyłam pochwalić się przyjaciółce zdanym egzaminem.

Od mojego powrotu minęło już prawie dwie godziny, więc zakładając, że już wyjaśnili sobie z Zaynem wszystko, uznałam, że mogę do niej iść.

- Rax, a tak właściwie, to… - bez pukania otworzyłam drzwi pokoju przyjaciółki i jęknęłam zastając Zayna trzymającego dłonie na jej biodrach, podczas, gdy ona przytrzymywała się jego ramion. – Przepraszam? – Uśmiechnęłam się niewinnie, gdy odskoczyli od siebie.

- Jezu, Shay, zajebię cię – syknęła Rax robiąc krok w moją stronę.

- Shay cztery, Zayn zero. – Zaśmiałam się i biegiem uciekłam do swojego pokoju, na wszelki wypadek przekręcając za sobą klucz w drzwiach.



Ishardi

          Pakowałam swoją torbę podróżną drugą godzinę. Może to dlatego, że wrzucałam wszystko jak leci, a potem to wyrzucałam, przebierałam i tak w kółko, zanim w końcu zdecydowałam się na ułożenie wszystkiego elegancko. Tak czy inaczej, siedzenie w stercie ciuchów, książek i kosmetyków wcale nie poprawiało mi humoru. 

Usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi w momencie, kiedy podpaliłam papierosa. 

 -Wypierdalać z domu Bożego! - huknęłam w ich stronę, wypuszczając obłoczek dymu i nie mając ochoty oglądać Shay. 

 -A co, jeśli nie? 

Odwróciłam się z prędkością światła, a papieros zawisł niebezpiecznie na kąciku moich ust. Byłam przekonana, że mam oczy jak talerze, ale niespecjalnie mnie to ruszyło, bo byłam szczerze zdziwiona. 

 -Co ty tu robisz? - zapytałam tępo, jakbym nie wiedziała, że przyjechał do mnie.

Boże, Thurse, jesteś kretynką.

 -Nie odpowiadasz na moje telefony i smsy, nie dajesz znaku życia... Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku - odparł Zayn nieco zakłopotany, trzymając ręce w kieszeniach i patrząc na mnie nieśmiało.

Nieśmiało? Thurse, właśnie przyłapałaś Hotmistrza na byciu NIEŚMIAŁYM! Gdzie to zapisać!

 -Ja... - zająknęłam się, strzepując popiół z papierosa do stojącej na podłodze popielniczki. Nie bardzo wiedziałam, jak mam zareagować i co mam zrobić, więc westchnęłam i machnęłam ręką. -Zamknij drzwi i siadaj. 

Sama usiadłam pomiędzy rozrzuconymi rzeczami, nie wiedząc, w co włożyć ręce. Zaciągnęłam się i zrobiłam kilka kółek z dymu, próbując pozbierać myśli. Może to śmieszne, ale za każdym razem, kiedy Zayn był gdzieś w pobliżu, pierzchały we wszystkie strony, a szare komórki nie mogły się porządnie zderzyć.

 -Więc... - usłyszałam tuż obok siebie i aż podskoczyłam, zapominając, że mam gościa. Chłopak zaśmiał się cicho. -Nie trzeba się mnie bać, to już chyba wiesz. 

Przez chwilę spojrzałam mu prosto w oczy, ale nie potrafiłam utrzymać kontaktu wzrokowego. Wolałam się przy tym nie uśmiechać, a to było nieuniknione. 

 -Okej, więc wyjaśnij mi, czemu nie chciałaś ze mną rozmawiać? - zapytał Zayn, siadając blisko mnie. Stanowczo za blisko. 

 -Po prostu... - wzruszyłam ramionami. -Wiesz, mam dosyć tego, że ktoś wiecznie musi się wpieprzać akurat w momencie, kiedy nie chciałabym widzieć kogokolwiek, poza tobą.

Kiedy odpowiedziała mi głucha cisza, zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze. 

 -Boże, naprawdę to powiedziałam? 

 -Dosyć możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne. 

Parsknęłam śmiechem, a mój gość zrobił to samo. Otworzyłam oczy i rzuciłam mu krótkie spojrzenie, ciesząc się, że przynajmniej się nie rumienię. 

 -W każdym razie... - kontynuowałam. -To nie było tak, że nie miałam ochoty z tobą rozmawiać, Zayney - skąd ty wytrzasnęłaś to przezwisko, Thurse? -Obraziłam się na Shay, zabarykadowałam się w pokoju i olewałam wszystko, co mogło mnie łączyć ze światem zewnętrznym.

Po chwili namysłu dodałam.

 -Poza twitterem. Ale tobie chyba nie wypada tweetować do nieznanych nikomu dziewczyn, co?

 -Zabiliby mnie za to zaraz po tym, jak kilka dziewczyn rzuciłoby się z okna.





          Przebierałam płyty w kartonach na szafie, stojąc na krześle. Zayn siedział na łóżku i w skrócie opowiadał mi cały plan jutrzejszego porannego wyjazdu w trasę, paląc - oczywiście moje, jakby akurat JEGO nie było na to stać - papierosy. Ze staromodnej wieży leciało „Stairway to Heaven” Led Zeppelin, a ja nuciłam pod nosem cicho. 

 -Słuchasz mnie w ogóle? - zapytał mój gość, jakimś cudem znajdując się nagle koło krzesła.

 -Jakim cudem zawsze pojawiasz się wszędzie bez najmniejszego szelestu, co?

Chłopak zaśmiał się cicho. 

 -Nie mogę zdradzić, mój sensei mi zabronił - wykonał tradycyjny japoński ukłon, co skwitowałam pokręceniem głową. 

 -Zayney, możesz się odsunąć? Chcę zejść bez konieczności wpadania na ciebie - powiedziałam, wybrawszy już płytę. 

 -Nie fatyguj się.

Zanim zdążyłam zaprotestować, Zayn złapał mnie w biodrach, uniósł, a potem podstawił na podłodze, jakbym ważyła tyle co piórko. I chociaż twardo stałam na posadzce, jemu jakoś nie spieszyło się, żeby zabrać dłonie z moich bioder. 

 -To nie będzie ci potrzebne - mruknął, wyjmując mi płytę z ręki i lekko rzucając ją na krzesło. 

Po raz pierwszy nie zaczęłaś panikować, że ktoś skrzywdził twój skarbeczek, Thurse. Od kiedy to zmieniasz zasady?

Zanim się zorientowałam, dzieliło nas kilka cali, a ja ułożyłam dłonie na jego ramionach. Nie byłam tak zaskoczona ani onieśmielona jak za pierwszym razem, kiedy znalazł się tak blisko mnie- byłam wręcz ciekawa tego, co przyniesie piąta próba.

I może gdybym tego nie pomyślała, drzwi nie otworzyłyby się na oścież, a w nich nie stałaby moja przyjaciółka, uważając chyba, że zamknięte drzwi oznaczają: „Proszę, wejdź, nie krępuj się!”

 -Rax, a tak właściwie, to... 

Zayn odskoczył ode mnie jak oparzony, a ja przeczesałam włosy palcami i zmrużyłam gniewnie oczy, patrząc prosto na Shay. 

 -Przepraszam? 

 -Jezu, Shay, zajebię cię - wysyczałam, postępując krok w jej stronę i nieświadomie strzelając stawami palców. 

 -Shay cztery, Zayn zero - rzuciła ze śmiechem dziewczyna, znikając z mojego progu i prawdopodobnie barykadując się w swoich czterech ścianach.

Westchnęłam, czując zażenowanie i wściekłość. Gdybym nie uważała jej za swoją siostrę, skręciłabym jej kark. 

Przeniosłam spojrzenie na Zayna, ale on szedł właśnie w stronę drzwi.

 -A ty dokąd? - zapytałam, ściągając brwi. Scenariusz mi się nie zgadzał, o nie. 

 -Ja... Wiesz... - zająknął się chłopak, przejeżdżając ręką po karku. -Jutro wyjazd i... musimy przygotować z chłopakami kilka rzeczy. Chyba straciłem poczucie czasu. Będę... leciał. 

Nim zdążyłam zaoponować, drzwi za nim się zamknęły, a ja zostałam w pokoju sama, mając ochotę uderzyć w pierwszą rzecz, która nawinie mi się pod rękę. Szczególnie, jeśli jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności miałaby to być moja współlokatorka. 


5 komentarzy:

  1. Zeyney ciekawa odmiana imienia :D Te kłotnie dziewczyn są boskie. Dawajcie więcej akcji z Lou. xD Gratulacje dla Shy zdanego egzaminu :D Mam nadzieję że podróż z chłopcami przyniesie wiele ciekawych przygód. Dlaczego LIAMA jest TAK mało co? :( Scena z Niallem zapraszającym na spacer była taaaka urocza :0 więceeej takich. :) I Ishardi niech będzie już z tym Zaynem i niech będą szczęśliwi. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Otóż BLOG( pisze z duzej zeby bylo tak wiecie uroczyscie i z szacuneczkiem) jest naprawde jednym z lepszych jakie czytalam:d piszcie dalej a ja biore sie z 7 :D Powodzenia!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie piszecie. Nie moge się już doczekać kolejnego rodziału :) Mam nadzieje że Shay będzie z Niallem bo idealnie do siebie pasują. Wątek Larrego jest taki so słit :) KOCHAM ICH <3 Możecie dawać częściej rozdziały? Strasznie długo trzeba czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ŁOOO. Shay 4 Zaynee 0. dobre, dobre. ja biorę się za 7 rozdział. :) Dżeej.

    OdpowiedzUsuń