Chapter 18

Ishardi
     Dzień po dniu wszystko zaczynało się układać. Samantha prawie codziennie przynosiła do mnie Yasera, a Liamowi udało się namówić Zayna, żeby po czterech kolejnych dniach wrócił do domu i tylko do mnie przyjeżdżał. Ja sama czułam się coraz lepiej, a nasz synek z dnia na dzień nabierał coraz więcej sił, tak, że po trzech tygodniach potrafił samodzielnie oddychać, ale niestety nadal musiał leżeć w inkubatorze.
     Wypisano mnie ze szpitala cztery dni po pierwszym ustalonym terminie, ponieważ chciałam dłużej być jak najbliżej syna. Zrobiono mi wszystkie badania i byłam zdrowa; lekarze uznali, że wcześniejszy poród mógł być wywołany chorobą serca Yasera, ale te wszystkie terminy były tak skomplikowane, że nie potrafiłam wyjaśnić, jak dokładnie do tego doszło.
Na szczęście nasze dziecko miało się coraz lepiej i kiedy skończył sześć tygodni, mogliśmy go zabrać do domu, w którym czekał na niego śliczny pokój i dwoje kochających rodziców.
     Wniosłam synka do domu, niosąc go w białym obudowanym i ciepłym nosidełku, owiniętego w zielone kocyki. Nadal był mały i nie ważył zbyt wiele, ale jego układ odpornościowy bardzo się umocnił i nie potrzebował sondy z pokarmem, kroplówki ani respiratora, a tym bardziej inkubatora. Pomijając wadę serca i lekką wadę płuc, był zdrowy i miał się dobrze.
     Zayn cały czas szedł za mną i otwierał mi drzwi. Weszłam z nosidełkiem do pokoju i oddałam je mężowi, żeby samej móc ułożyć dwa kocyki w kołysce. Potem ostrożnie wyjęłam synka i położyłam go w niej, odwijając z becików; Louis śmiał się, że mały wygląda w czymś takim jak ludzkie burrito.
 -To twój dom, kochanie – powiedziałam cicho, nachylając się nad Yaserem i całując go w czółko. –Jak ci się podoba?
Mały zakwilił, patrząc na mnie ciekawymi oczkami, zdziwiony nowym otoczeniem.
 -Chyba pokój przypadł mu do gustu – mruknął Zayn, obejmując mnie w pasie i całując w szyję.
     Staliśmy tak przez kilka minut nad kołyską, patrząc na nasze pierwsze dziecko. Mały rozglądał się powoli dookoła, wierzgając czasami nóżkami i raz po raz zaciskając piąstki. Był drobny, ale coraz szybciej nabierał sił, i chociaż oboje nadal się o niego bardzo martwiliśmy, wiedzieliśmy co robić w razie jakiegokolwiek wypadku, jak podawać mu leki w mleku i jak się nim opiekować, żeby nic mu się nie stało.
 -Jest do ciebie bardzo podobny – rzucił po chwili Zayn, nadal wpatrując się w syna.
Był nim absolutnie oczarowany i kochał go całym sercem, było to widać w jego oczach. Zawsze, kiedy go trzymał, uśmiechał się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Był dumny z tego, że ma syna.
 -Myślisz? – popatrzyłam na maleństwo, przekrzywiając głowę. –Wydaje mi się, że nos ma po tobie.
 -Pewnie będzie miał loczki.
 -Ciemną karnację już ma.
 -Zrobiliśmy sobie najpiękniejsze dziecko świata.
Parsknęłam śmiechem, a mały spojrzał na mnie i machnął rączką. Pochyliłam się i złapałam ją delikatnie, uśmiechając się.
 -Yaser Zayn Malik, czyli dwa pokolenia w jednej osobie – powiedziałam, a mój mąż zaśmiał się cicho. –Myślisz, że będzie szczęśliwy?
 -Z tobą jako mamą? Oczywiście, że będzie – zapewnił. –Już widzę Shay i Hazzę jako rodziców chrzestnych. Będą koło niego fruwać jak dobre wróżki, mówię ci.
 -Shay zapowiedziała, że ma zamiar go rozpieszczać.
 -Nie rozpieści nam syna.
 -Idziesz o zakład? – zapytałam.
Znałam przyjaciółkę wystarczająco długo żeby wiedzieć, że zrobi to co powiedziała. A jako matka chrzestna będzie się u nas pojawiać tak często, jak tylko się da i nie da Yaserowi spokoju, dopóki jego pierwszym słowem nie będzie „Shay”.

Shay
     Cały dzisiejszy dzień jedyne co robiłam, to spoglądanie na zegarek. Nie mogłam się doczekać wyjścia najpierw z radia, a później z wydawnictwa. A wszystko z jednego prostego powodu. Dziś koło południa Zayn i Ish wreszcie zabrali do domu swojego aniołka, a to jest równoznaczne z tym, że razem z Niallem i chłopakami mamy zamiar ich odwiedzić. Trochę szkoda, że Dani nie może być razem z nami, ale dwa dni temu pojechała w trasę z Cher i właśnie jest w Paryżu. Ale za to nasza piątka nie ma najmniejszego zamiaru odpuścić sobie spotkania z Yaserem wolnym już od inkubatora i tych wszystkich rurek.
     Ledwie zdążyłam wrócić do mieszkania, przebrać się i związać włosy, kiedy pojawił się Niall. Przez to wszystko co ostatnio się działo, nie mieliśmy jakoś wielu okazji do spędzania czasu ze sobą. Blondyn kilka ostatnich dni spędził w Irlandii, a wcześniej co chwilę jeździliśmy do szpitala, więc to, że dziś wreszcie czeka nas spokojny wieczór, było kolejnym powodem do radości.
- Gotowa? – spytał uśmiechając się do mnie, kiedy już oderwałam się od jego ust.
- Jeszcze tylko zabiorę prezent dla małego. – powiedziałam i poszłam do dawnej sypialni Ish, gdzie na materacu leżał ogromny pluszowy miś.
- Nie za mały? – zaśmiał się Niall widząc mnie z zabawką zza której wystawały tylko moja głowa i kawałek nóg.
- Był jeszcze większy, ale chyba nie udałoby mi się samej go ze sklepu wynieść – uśmiechnęłam się niewinnie i podałam narzeczonemu pluszaka, a sama ubrałam płaszcz i kozaki. Marzec w Londynie niestety nie należał do najprzyjemniejszych miesięcy.
- Rozmawiałem z Liamem, będzie jakoś za godzinę u Malików, bo jeszcze musi załatwić kilka spraw, a Louis i Harry już tam jadą – powiedział Niall, kiedy zamykałam swoje mieszkanie. Minął już prawie rok od kiedy Rax się wyprowadziła, a dla mnie nadal dziwnie brzmiało to, że mieszkanie jest tylko moje.

     Pod drzwiami mieszkania Malików byliśmy jakoś za piętnaście szósta. Niall trzymał prezent dla Yasera, a ja zapukałam. Nie musieliśmy długo czekać, żeby drzwi otworzyły się. Stał w nich Zayn, który znowu wyglądał jak dawniej. Fakt, widać było po min zmęczenie, ale uśmiechał się szeroko i jego oczy odzyskały dawny blask.
- Hej Shay! – zawołał. – Niall, stary, chyba trochę zarosłeś. Czas się ogolić. – dorzucił patrząc na ogromną zabawkę, która zasłaniała mojego narzeczonego.
- Zabawne, Malik. Naprawdę. – mruknął Niall, kiedy ja pozbyłam się swoich butów i płaszcza. Zabrałam misia od blondyna i ruszyłam do salonu, w którym znalazłam Louisa i Hazzę.
- Witam panowie – rozejrzałam się po salonie, do którego po chwili weszli Zayn i Niall. – Gdzie mama? – spytałam patrząc na Zayna.
- U Yasera w pokoju. Zaraz….
- Okay, to zaraz wracam – przerwałam mu i ruszyłam w głąb mieszkania. Bywałam tu już tyle razy, że doskonale wiedziałam, który pokój Zayn przygotował dla ich synka.
Ishardi właśnie przebierała Yasera, kiedy weszłam cicho do pokoiku. Wyglądała na skupioną, kiedy delikatnie wkładała rączkę malucha w śpioszek i zapinała go, mrucząc cicho do chłopca, który co chwilę wymachiwał rączkami i nóżkami patrząc na swoją mamę.
- My do tego małego gentelmana – odezwałam się, na co Ish odwróciła głowę w moja stronę i uśmiechnęła się.
- Hej. – powiedziała i podniosła synka, po czym podeszła do mnie. – Zobacz skarbie co ta ciotka ci przyniosła – zwróciła się do synka, ostrożnie obracając go tak, żeby mu pokazać misia, którego posadziłam na bujanym fotelu.
- Jak się macie? – spytałam stając obok przyjaciółki i delikatnie dotykając maleńkiej rączki jej synka.
- Jest dobrze. Yaser na razie jest aniołkiem.
- Jeszcze nie raz pokaże wam co potrafi – zaśmiałam się. – Mogę? –spytałam patrząc na jej synka, na co Rax przytaknęła skinieniem głowy i ostrożnie podała mi chłopca, układając go w moich ramionach tak, żeby nic mu się nie stało.
- Hej przystojniaku – uśmiechnęłam się do dziecka. – Twój tata teraz może zapomnieć o tytule najlepszego ciacha.

     Cały wieczór przesiedziałam w salonie, trzymając na rękach Yasera. Dałam go na chwilę chłopakom i Ish, jak musiała go nakarmić, ale poza tymi krótkimi momentami, całkowicie zawłaszczyłam sobie chłopca.
Yaser jest najcudowniejszym dzieckiem z jakim kiedykolwiek miałam styczność. Nie żebym miała kontakt z wieloma maluchami, ale spośród tych, które widywałam, on zdecydowanie wygrywa. We wszystkim. Jest nadal strasznie malutki i trzymając go, przynajmniej na początku, bałam się że coś mu zrobię, ale po krótkim instruktażu od Rax, było już z górki. Bawiło mnie tylko to, że Zayn cały czas uważnie mnie obserwował, jakby chciał mieć gwarancję tego, że nic nie grozi jego pierworodnemu synowi.
- Shay, zbieramy się. – Niall usiadł obok mnie i pogładził delikatnie główkę chłopca.
- Musimy? – westchnęłam ciężko i spojrzałam do góry, bo właśnie stanął obok nas Zayn.
- Mogę zabrać małego? – spytał przyglądając się naszej trójce.
- Zrób sobie! – odparłam automatycznie.
- Shay? Nie wiem, czy pamiętasz, ale właśnie ja go zrobiłem. – mruknął przeciągając moje imię.
- Kto ci takich bajek naopowiadał? – zmarszczyłam brwi. – To moje dziecko! – przytuliłam Yasera do siebie i pogłaskałam jego policzek. – Nie martw się skarbie, nie oddam cię temu wielkiemu zarośniętemu panu.
- Cringely, bierz Niallera  i niech ci zrobi własne. A teraz oddawaj mojego synka. – Zayn zrobił groźną minę i wyciągnął ręce po małego, na co westchnęłam ciężko, ale podałam mu dziecko.
Malik usiadł z Yaserem w fotelu, a my z chłopakami zebraliśmy się, pożegnaliśmy z rodzinką i wyszliśmy, dyskutując o dzisiejszym wieczorze. Z Hazzą i Lou rozdzieliliśmy się dopiero na parkingu, kiedy oni poszli do swojego auta, a my zostaliśmy przy Suzuki Nialla.
- Więc co powiesz na skorzystanie z rady Pana Taty? – zaśmiał się cicho blondyn obejmując mnie w pasie i patrząc mi prosto w oczy.

- Możemy to przedyskutować w drodze do domu – odparłam i pocałowałam go szybko, po czym otworzyłam drzwi i wsiadłam do samochodu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz