Ishardi
Dzień po dniu wszystko zaczynało się układać. Samantha prawie
codziennie przynosiła do mnie Yasera, a Liamowi udało się namówić Zayna, żeby
po czterech kolejnych dniach wrócił do domu i tylko do mnie przyjeżdżał. Ja
sama czułam się coraz lepiej, a nasz synek z dnia na dzień nabierał coraz
więcej sił, tak, że po trzech tygodniach potrafił samodzielnie oddychać, ale
niestety nadal musiał leżeć w inkubatorze.
Wypisano mnie ze szpitala cztery dni po pierwszym ustalonym
terminie, ponieważ chciałam dłużej być jak najbliżej syna. Zrobiono mi
wszystkie badania i byłam zdrowa; lekarze uznali, że wcześniejszy poród mógł być
wywołany chorobą serca Yasera, ale te wszystkie terminy były tak skomplikowane,
że nie potrafiłam wyjaśnić, jak dokładnie do tego doszło.
Na szczęście nasze
dziecko miało się coraz lepiej i kiedy skończył sześć tygodni, mogliśmy go
zabrać do domu, w którym czekał na niego śliczny pokój i dwoje kochających
rodziców.
Wniosłam synka do domu, niosąc go w białym obudowanym i ciepłym
nosidełku, owiniętego w zielone kocyki. Nadal był mały i nie ważył zbyt wiele,
ale jego układ odpornościowy bardzo się umocnił i nie potrzebował sondy z
pokarmem, kroplówki ani respiratora, a tym bardziej inkubatora. Pomijając wadę
serca i lekką wadę płuc, był zdrowy i miał się dobrze.
Zayn cały czas szedł za mną i otwierał mi drzwi. Weszłam z
nosidełkiem do pokoju i oddałam je mężowi, żeby samej móc ułożyć dwa kocyki w
kołysce. Potem ostrożnie wyjęłam synka i położyłam go w niej, odwijając z
becików; Louis śmiał się, że mały wygląda w czymś takim jak ludzkie burrito.
-To twój dom, kochanie – powiedziałam cicho,
nachylając się nad Yaserem i całując go w czółko. –Jak ci się podoba?
Mały zakwilił, patrząc
na mnie ciekawymi oczkami, zdziwiony nowym otoczeniem.
-Chyba pokój przypadł mu do gustu – mruknął
Zayn, obejmując mnie w pasie i całując w szyję.
Staliśmy tak przez kilka minut nad kołyską, patrząc na nasze
pierwsze dziecko. Mały rozglądał się powoli dookoła, wierzgając czasami nóżkami
i raz po raz zaciskając piąstki. Był drobny, ale coraz szybciej nabierał sił, i
chociaż oboje nadal się o niego bardzo martwiliśmy, wiedzieliśmy co robić w
razie jakiegokolwiek wypadku, jak podawać mu leki w mleku i jak się nim
opiekować, żeby nic mu się nie stało.
-Jest do ciebie bardzo podobny – rzucił po
chwili Zayn, nadal wpatrując się w syna.
Był nim absolutnie
oczarowany i kochał go całym sercem, było to widać w jego oczach. Zawsze, kiedy
go trzymał, uśmiechał się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Był dumny z
tego, że ma syna.
-Myślisz? – popatrzyłam na maleństwo,
przekrzywiając głowę. –Wydaje mi się, że nos ma po tobie.
-Pewnie będzie miał loczki.
-Ciemną karnację już ma.
-Zrobiliśmy sobie najpiękniejsze dziecko
świata.
Parsknęłam śmiechem, a
mały spojrzał na mnie i machnął rączką. Pochyliłam się i złapałam ją
delikatnie, uśmiechając się.
-Yaser Zayn Malik, czyli dwa pokolenia w jednej
osobie – powiedziałam, a mój mąż zaśmiał się cicho. –Myślisz, że będzie
szczęśliwy?
-Z tobą jako mamą? Oczywiście, że będzie –
zapewnił. –Już widzę Shay i Hazzę jako rodziców chrzestnych. Będą koło niego
fruwać jak dobre wróżki, mówię ci.
-Shay zapowiedziała, że ma zamiar go
rozpieszczać.
-Nie rozpieści nam syna.
-Idziesz o zakład? – zapytałam.
Znałam przyjaciółkę
wystarczająco długo żeby wiedzieć, że zrobi to co powiedziała. A jako matka
chrzestna będzie się u nas pojawiać tak często, jak tylko się da i nie da
Yaserowi spokoju, dopóki jego pierwszym słowem nie będzie „Shay”.
Shay
Cały dzisiejszy dzień jedyne co robiłam, to spoglądanie na
zegarek. Nie mogłam się doczekać wyjścia najpierw z radia, a później z
wydawnictwa. A wszystko z jednego prostego powodu. Dziś koło południa Zayn i
Ish wreszcie zabrali do domu swojego aniołka, a to jest równoznaczne z tym, że
razem z Niallem i chłopakami mamy zamiar ich odwiedzić. Trochę szkoda, że Dani
nie może być razem z nami, ale dwa dni temu pojechała w trasę z Cher i właśnie
jest w Paryżu. Ale za to nasza piątka nie ma najmniejszego zamiaru odpuścić
sobie spotkania z Yaserem wolnym już od inkubatora i tych wszystkich rurek.
Ledwie zdążyłam wrócić do mieszkania, przebrać się i związać
włosy, kiedy pojawił się Niall. Przez to wszystko co ostatnio się działo, nie
mieliśmy jakoś wielu okazji do spędzania czasu ze sobą. Blondyn kilka ostatnich
dni spędził w Irlandii, a wcześniej co chwilę jeździliśmy do szpitala, więc to,
że dziś wreszcie czeka nas spokojny wieczór, było kolejnym powodem do radości.
- Gotowa? – spytał uśmiechając
się do mnie, kiedy już oderwałam się od jego ust.
- Jeszcze tylko zabiorę
prezent dla małego. – powiedziałam i poszłam do dawnej sypialni Ish, gdzie na
materacu leżał ogromny pluszowy miś.
- Nie za mały? –
zaśmiał się Niall widząc mnie z zabawką zza której wystawały tylko moja głowa i
kawałek nóg.
- Był jeszcze większy,
ale chyba nie udałoby mi się samej go ze sklepu wynieść – uśmiechnęłam się
niewinnie i podałam narzeczonemu pluszaka, a sama ubrałam płaszcz i kozaki.
Marzec w Londynie niestety nie należał do najprzyjemniejszych miesięcy.
- Rozmawiałem z Liamem,
będzie jakoś za godzinę u Malików, bo jeszcze musi załatwić kilka spraw, a
Louis i Harry już tam jadą – powiedział Niall, kiedy zamykałam swoje mieszkanie.
Minął już prawie rok od kiedy Rax się wyprowadziła, a dla mnie nadal dziwnie brzmiało
to, że mieszkanie jest tylko moje.
Pod drzwiami mieszkania Malików byliśmy jakoś za piętnaście
szósta. Niall trzymał prezent dla Yasera, a ja zapukałam. Nie musieliśmy długo
czekać, żeby drzwi otworzyły się. Stał w nich Zayn, który znowu wyglądał jak
dawniej. Fakt, widać było po min zmęczenie, ale uśmiechał się szeroko i jego
oczy odzyskały dawny blask.
- Hej Shay! – zawołał. –
Niall, stary, chyba trochę zarosłeś. Czas się ogolić. – dorzucił patrząc na
ogromną zabawkę, która zasłaniała mojego narzeczonego.
- Zabawne, Malik.
Naprawdę. – mruknął Niall, kiedy ja pozbyłam się swoich butów i płaszcza.
Zabrałam misia od blondyna i ruszyłam do salonu, w którym znalazłam Louisa i
Hazzę.
- Witam panowie –
rozejrzałam się po salonie, do którego po chwili weszli Zayn i Niall. – Gdzie
mama? – spytałam patrząc na Zayna.
- U Yasera w pokoju.
Zaraz….
- Okay, to zaraz wracam
– przerwałam mu i ruszyłam w głąb mieszkania. Bywałam tu już tyle razy, że
doskonale wiedziałam, który pokój Zayn przygotował dla ich synka.
Ishardi właśnie
przebierała Yasera, kiedy weszłam cicho do pokoiku. Wyglądała na skupioną,
kiedy delikatnie wkładała rączkę malucha w śpioszek i zapinała go, mrucząc
cicho do chłopca, który co chwilę wymachiwał rączkami i nóżkami patrząc na
swoją mamę.
- My do tego małego gentelmana
– odezwałam się, na co Ish odwróciła głowę w moja stronę i uśmiechnęła się.
- Hej. – powiedziała i
podniosła synka, po czym podeszła do mnie. – Zobacz skarbie co ta ciotka ci
przyniosła – zwróciła się do synka, ostrożnie obracając go tak, żeby mu pokazać
misia, którego posadziłam na bujanym fotelu.
- Jak się macie? – spytałam
stając obok przyjaciółki i delikatnie dotykając maleńkiej rączki jej synka.
- Jest dobrze. Yaser na
razie jest aniołkiem.
- Jeszcze nie raz
pokaże wam co potrafi – zaśmiałam się. – Mogę? –spytałam patrząc na jej synka,
na co Rax przytaknęła skinieniem głowy i ostrożnie podała mi chłopca, układając
go w moich ramionach tak, żeby nic mu się nie stało.
- Hej przystojniaku –
uśmiechnęłam się do dziecka. – Twój tata teraz może zapomnieć o tytule
najlepszego ciacha.
Cały wieczór przesiedziałam w salonie, trzymając na rękach
Yasera. Dałam go na chwilę chłopakom i Ish, jak musiała go nakarmić, ale poza
tymi krótkimi momentami, całkowicie zawłaszczyłam sobie chłopca.
Yaser jest
najcudowniejszym dzieckiem z jakim kiedykolwiek miałam styczność. Nie żebym
miała kontakt z wieloma maluchami, ale spośród tych, które widywałam, on
zdecydowanie wygrywa. We wszystkim. Jest nadal strasznie malutki i trzymając
go, przynajmniej na początku, bałam się że coś mu zrobię, ale po krótkim
instruktażu od Rax, było już z górki. Bawiło mnie tylko to, że Zayn cały czas
uważnie mnie obserwował, jakby chciał mieć gwarancję tego, że nic nie grozi
jego pierworodnemu synowi.
- Shay, zbieramy się. –
Niall usiadł obok mnie i pogładził delikatnie główkę chłopca.
- Musimy? – westchnęłam
ciężko i spojrzałam do góry, bo właśnie stanął obok nas Zayn.
- Mogę zabrać małego? –
spytał przyglądając się naszej trójce.
- Zrób sobie! –
odparłam automatycznie.
- Shay? Nie wiem, czy
pamiętasz, ale właśnie ja go zrobiłem. – mruknął przeciągając moje imię.
- Kto ci takich bajek
naopowiadał? – zmarszczyłam brwi. – To moje dziecko! – przytuliłam Yasera do
siebie i pogłaskałam jego policzek. – Nie martw się skarbie, nie oddam cię temu
wielkiemu zarośniętemu panu.
- Cringely, bierz
Niallera i niech ci zrobi własne. A
teraz oddawaj mojego synka. – Zayn zrobił groźną minę i wyciągnął ręce po
małego, na co westchnęłam ciężko, ale podałam mu dziecko.
Malik usiadł z Yaserem
w fotelu, a my z chłopakami zebraliśmy się, pożegnaliśmy z rodzinką i
wyszliśmy, dyskutując o dzisiejszym wieczorze. Z Hazzą i Lou rozdzieliliśmy się
dopiero na parkingu, kiedy oni poszli do swojego auta, a my zostaliśmy przy
Suzuki Nialla.
- Więc co powiesz na
skorzystanie z rady Pana Taty? – zaśmiał się cicho blondyn obejmując mnie w
pasie i patrząc mi prosto w oczy.
- Możemy to
przedyskutować w drodze do domu – odparłam i pocałowałam go szybko, po czym
otworzyłam drzwi i wsiadłam do samochodu.
Ishardi
Dzień po dniu wszystko zaczynało się układać. Samantha prawie
codziennie przynosiła do mnie Yasera, a Liamowi udało się namówić Zayna, żeby
po czterech kolejnych dniach wrócił do domu i tylko do mnie przyjeżdżał. Ja
sama czułam się coraz lepiej, a nasz synek z dnia na dzień nabierał coraz
więcej sił, tak, że po trzech tygodniach potrafił samodzielnie oddychać, ale
niestety nadal musiał leżeć w inkubatorze.
Wypisano mnie ze szpitala cztery dni po pierwszym ustalonym
terminie, ponieważ chciałam dłużej być jak najbliżej syna. Zrobiono mi
wszystkie badania i byłam zdrowa; lekarze uznali, że wcześniejszy poród mógł być
wywołany chorobą serca Yasera, ale te wszystkie terminy były tak skomplikowane,
że nie potrafiłam wyjaśnić, jak dokładnie do tego doszło.
Na szczęście nasze
dziecko miało się coraz lepiej i kiedy skończył sześć tygodni, mogliśmy go
zabrać do domu, w którym czekał na niego śliczny pokój i dwoje kochających
rodziców.
Wniosłam synka do domu, niosąc go w białym obudowanym i ciepłym
nosidełku, owiniętego w zielone kocyki. Nadal był mały i nie ważył zbyt wiele,
ale jego układ odpornościowy bardzo się umocnił i nie potrzebował sondy z
pokarmem, kroplówki ani respiratora, a tym bardziej inkubatora. Pomijając wadę
serca i lekką wadę płuc, był zdrowy i miał się dobrze.
Zayn cały czas szedł za mną i otwierał mi drzwi. Weszłam z
nosidełkiem do pokoju i oddałam je mężowi, żeby samej móc ułożyć dwa kocyki w
kołysce. Potem ostrożnie wyjęłam synka i położyłam go w niej, odwijając z
becików; Louis śmiał się, że mały wygląda w czymś takim jak ludzkie burrito.
-To twój dom, kochanie – powiedziałam cicho,
nachylając się nad Yaserem i całując go w czółko. –Jak ci się podoba?
Mały zakwilił, patrząc
na mnie ciekawymi oczkami, zdziwiony nowym otoczeniem.
-Chyba pokój przypadł mu do gustu – mruknął
Zayn, obejmując mnie w pasie i całując w szyję.
Staliśmy tak przez kilka minut nad kołyską, patrząc na nasze
pierwsze dziecko. Mały rozglądał się powoli dookoła, wierzgając czasami nóżkami
i raz po raz zaciskając piąstki. Był drobny, ale coraz szybciej nabierał sił, i
chociaż oboje nadal się o niego bardzo martwiliśmy, wiedzieliśmy co robić w
razie jakiegokolwiek wypadku, jak podawać mu leki w mleku i jak się nim
opiekować, żeby nic mu się nie stało.
-Jest do ciebie bardzo podobny – rzucił po
chwili Zayn, nadal wpatrując się w syna.
Był nim absolutnie
oczarowany i kochał go całym sercem, było to widać w jego oczach. Zawsze, kiedy
go trzymał, uśmiechał się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Był dumny z
tego, że ma syna.
-Myślisz? – popatrzyłam na maleństwo,
przekrzywiając głowę. –Wydaje mi się, że nos ma po tobie.
-Pewnie będzie miał loczki.
-Ciemną karnację już ma.
-Zrobiliśmy sobie najpiękniejsze dziecko
świata.
Parsknęłam śmiechem, a
mały spojrzał na mnie i machnął rączką. Pochyliłam się i złapałam ją
delikatnie, uśmiechając się.
-Yaser Zayn Malik, czyli dwa pokolenia w jednej
osobie – powiedziałam, a mój mąż zaśmiał się cicho. –Myślisz, że będzie
szczęśliwy?
-Z tobą jako mamą? Oczywiście, że będzie –
zapewnił. –Już widzę Shay i Hazzę jako rodziców chrzestnych. Będą koło niego
fruwać jak dobre wróżki, mówię ci.
-Shay zapowiedziała, że ma zamiar go
rozpieszczać.
-Nie rozpieści nam syna.
-Idziesz o zakład? – zapytałam.
Znałam przyjaciółkę
wystarczająco długo żeby wiedzieć, że zrobi to co powiedziała. A jako matka
chrzestna będzie się u nas pojawiać tak często, jak tylko się da i nie da
Yaserowi spokoju, dopóki jego pierwszym słowem nie będzie „Shay”.
Shay
Cały dzisiejszy dzień jedyne co robiłam, to spoglądanie na
zegarek. Nie mogłam się doczekać wyjścia najpierw z radia, a później z
wydawnictwa. A wszystko z jednego prostego powodu. Dziś koło południa Zayn i
Ish wreszcie zabrali do domu swojego aniołka, a to jest równoznaczne z tym, że
razem z Niallem i chłopakami mamy zamiar ich odwiedzić. Trochę szkoda, że Dani
nie może być razem z nami, ale dwa dni temu pojechała w trasę z Cher i właśnie
jest w Paryżu. Ale za to nasza piątka nie ma najmniejszego zamiaru odpuścić
sobie spotkania z Yaserem wolnym już od inkubatora i tych wszystkich rurek.
Ledwie zdążyłam wrócić do mieszkania, przebrać się i związać
włosy, kiedy pojawił się Niall. Przez to wszystko co ostatnio się działo, nie
mieliśmy jakoś wielu okazji do spędzania czasu ze sobą. Blondyn kilka ostatnich
dni spędził w Irlandii, a wcześniej co chwilę jeździliśmy do szpitala, więc to,
że dziś wreszcie czeka nas spokojny wieczór, było kolejnym powodem do radości.
- Gotowa? – spytał uśmiechając
się do mnie, kiedy już oderwałam się od jego ust.
- Jeszcze tylko zabiorę
prezent dla małego. – powiedziałam i poszłam do dawnej sypialni Ish, gdzie na
materacu leżał ogromny pluszowy miś.
- Nie za mały? –
zaśmiał się Niall widząc mnie z zabawką zza której wystawały tylko moja głowa i
kawałek nóg.
- Był jeszcze większy,
ale chyba nie udałoby mi się samej go ze sklepu wynieść – uśmiechnęłam się
niewinnie i podałam narzeczonemu pluszaka, a sama ubrałam płaszcz i kozaki.
Marzec w Londynie niestety nie należał do najprzyjemniejszych miesięcy.
- Rozmawiałem z Liamem,
będzie jakoś za godzinę u Malików, bo jeszcze musi załatwić kilka spraw, a
Louis i Harry już tam jadą – powiedział Niall, kiedy zamykałam swoje mieszkanie.
Minął już prawie rok od kiedy Rax się wyprowadziła, a dla mnie nadal dziwnie brzmiało
to, że mieszkanie jest tylko moje.
Pod drzwiami mieszkania Malików byliśmy jakoś za piętnaście
szósta. Niall trzymał prezent dla Yasera, a ja zapukałam. Nie musieliśmy długo
czekać, żeby drzwi otworzyły się. Stał w nich Zayn, który znowu wyglądał jak
dawniej. Fakt, widać było po min zmęczenie, ale uśmiechał się szeroko i jego
oczy odzyskały dawny blask.
- Hej Shay! – zawołał. –
Niall, stary, chyba trochę zarosłeś. Czas się ogolić. – dorzucił patrząc na
ogromną zabawkę, która zasłaniała mojego narzeczonego.
- Zabawne, Malik.
Naprawdę. – mruknął Niall, kiedy ja pozbyłam się swoich butów i płaszcza.
Zabrałam misia od blondyna i ruszyłam do salonu, w którym znalazłam Louisa i
Hazzę.
- Witam panowie –
rozejrzałam się po salonie, do którego po chwili weszli Zayn i Niall. – Gdzie
mama? – spytałam patrząc na Zayna.
- U Yasera w pokoju.
Zaraz….
- Okay, to zaraz wracam
– przerwałam mu i ruszyłam w głąb mieszkania. Bywałam tu już tyle razy, że
doskonale wiedziałam, który pokój Zayn przygotował dla ich synka.
Ishardi właśnie
przebierała Yasera, kiedy weszłam cicho do pokoiku. Wyglądała na skupioną,
kiedy delikatnie wkładała rączkę malucha w śpioszek i zapinała go, mrucząc
cicho do chłopca, który co chwilę wymachiwał rączkami i nóżkami patrząc na
swoją mamę.
- My do tego małego gentelmana
– odezwałam się, na co Ish odwróciła głowę w moja stronę i uśmiechnęła się.
- Hej. – powiedziała i
podniosła synka, po czym podeszła do mnie. – Zobacz skarbie co ta ciotka ci
przyniosła – zwróciła się do synka, ostrożnie obracając go tak, żeby mu pokazać
misia, którego posadziłam na bujanym fotelu.
- Jak się macie? – spytałam
stając obok przyjaciółki i delikatnie dotykając maleńkiej rączki jej synka.
- Jest dobrze. Yaser na
razie jest aniołkiem.
- Jeszcze nie raz
pokaże wam co potrafi – zaśmiałam się. – Mogę? –spytałam patrząc na jej synka,
na co Rax przytaknęła skinieniem głowy i ostrożnie podała mi chłopca, układając
go w moich ramionach tak, żeby nic mu się nie stało.
- Hej przystojniaku –
uśmiechnęłam się do dziecka. – Twój tata teraz może zapomnieć o tytule
najlepszego ciacha.
Cały wieczór przesiedziałam w salonie, trzymając na rękach
Yasera. Dałam go na chwilę chłopakom i Ish, jak musiała go nakarmić, ale poza
tymi krótkimi momentami, całkowicie zawłaszczyłam sobie chłopca.
Yaser jest
najcudowniejszym dzieckiem z jakim kiedykolwiek miałam styczność. Nie żebym
miała kontakt z wieloma maluchami, ale spośród tych, które widywałam, on
zdecydowanie wygrywa. We wszystkim. Jest nadal strasznie malutki i trzymając
go, przynajmniej na początku, bałam się że coś mu zrobię, ale po krótkim
instruktażu od Rax, było już z górki. Bawiło mnie tylko to, że Zayn cały czas
uważnie mnie obserwował, jakby chciał mieć gwarancję tego, że nic nie grozi
jego pierworodnemu synowi.
- Shay, zbieramy się. –
Niall usiadł obok mnie i pogładził delikatnie główkę chłopca.
- Musimy? – westchnęłam
ciężko i spojrzałam do góry, bo właśnie stanął obok nas Zayn.
- Mogę zabrać małego? –
spytał przyglądając się naszej trójce.
- Zrób sobie! –
odparłam automatycznie.
- Shay? Nie wiem, czy
pamiętasz, ale właśnie ja go zrobiłem. – mruknął przeciągając moje imię.
- Kto ci takich bajek
naopowiadał? – zmarszczyłam brwi. – To moje dziecko! – przytuliłam Yasera do
siebie i pogłaskałam jego policzek. – Nie martw się skarbie, nie oddam cię temu
wielkiemu zarośniętemu panu.
- Cringely, bierz
Niallera i niech ci zrobi własne. A
teraz oddawaj mojego synka. – Zayn zrobił groźną minę i wyciągnął ręce po
małego, na co westchnęłam ciężko, ale podałam mu dziecko.
Malik usiadł z Yaserem
w fotelu, a my z chłopakami zebraliśmy się, pożegnaliśmy z rodzinką i
wyszliśmy, dyskutując o dzisiejszym wieczorze. Z Hazzą i Lou rozdzieliliśmy się
dopiero na parkingu, kiedy oni poszli do swojego auta, a my zostaliśmy przy
Suzuki Nialla.
- Więc co powiesz na
skorzystanie z rady Pana Taty? – zaśmiał się cicho blondyn obejmując mnie w
pasie i patrząc mi prosto w oczy.
- Możemy to
przedyskutować w drodze do domu – odparłam i pocałowałam go szybko, po czym
otworzyłam drzwi i wsiadłam do samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz