Chapter 10


Ishardi
     Szybkim krokiem szłam przez korytarz wydawnictwa, w którym miałam udzielać wywiadu. Za mną truchtała Hannah, przerzucając mój grafik i słuchając tyrady, którą wygłaszałam od dobrych pięciu minut, wypominając jej niesubordynację i niekompetencję.
 -Wyraźnie ci powiedziałam, że masz zapisać wywiad dla tamtego radia na jutro, a nie na dzisiaj. Uważasz, że jestem w stanie być w dwóch miejscach naraz? Po co ci do ciężkiej cholery ten grafik, jeśli nie umiesz w nim czytać i dostrzec, że mam wywiad dla gazety?
Hannah zająknęła się, żeby odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Stanęłam przed drzwiami biura mojej przyjaciółki, bo to jej miałam udzielić kolejnego wywiadu.
 -Hannah, wiesz, że nie lubię być dla ciebie nieprzyjemna, bo chcę być fajną szefową. Ale musisz wywiązywać się ze swoich obowiązków i słuchać tego, co ci mówię, okej? – dziewczyna kiwnęła głową i westchnęła. –Wiem, że chciałaś, żebym mogła widzieć się z Zaynem jeden dzień dłużej, ale trzy tygodnie to wystarczająco dużo. Jeśli da się to jakoś odkręcić, to zrób to, proszę, a jeśli nie to powiedz, że pojawię się tam o osiemnastej.
 -Nie ma sprawy – mruknęła Hannah i posłała mi przepraszający uśmiech, a ja pokrzepiająco klepnęłam ją w ramię i weszłam do biura.
     Shay siedziała za biurkiem, pisząc smsa. Kiedy weszłam do środka, podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się do mnie promiennie, kładąc na środku blatu dyktafon i przygotowując swoją podkładkę do pisania z długopisem.
Podeszłam do przyjaciółki i cmoknęłam ją w policzek, a potem zajęłam miejsce naprzeciwko niej.
 -Piszesz do Nialla? – zapytałam, widząc, jak głupkowato szczerzy się do ekranu komórki.
 -Co? A, tak – odparła, odkładając telefon na bok i wyłączając go. –Boże, to wszystko się coraz bardziej rozkręca, wiesz?
 -Wiem. To, że z tobą nie mieszkam, nie znaczy, że nie pamiętam, o czym mi nawijasz przez dwie godziny dziennie przez telefon – zaśmiałam się, poprawiając włosy w koku. –Możemy zaczynać? Za dwie godziny muszę być w barze sushi, Zayn będzie czekać.
 -Nie ma sprawy – powiedziała Shay, włączając dyktafon.


     Wpadłam do małej knajpki, spóźniona o trzy minuty. Odszukałam mojego męża wzrokiem i poprawiając włosy, ruszyłam w jego stronę, zajmując miejsce naprzeciwko. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy spojrzał na mnie.
 -Cześć, kochanie – powiedziałam, nachylając się i cmokając go w usta.
Również się uśmiechnął.
 -Cześć, Mała. Jak wywiad z Shay?
 -Tak samo, jak zawsze – odparłam, biorąc do ręki menu. –Zamówiłeś już?
 -Dwa razy łódeczki łososiowe i sos sojowy, ryż oddzielnie – wyrecytował.
 -Pamiętasz, jakie lubię sushi, ale nigdy nie pamiętasz, że nie znoszę żółtej papryki.
 -Bo nie rozumiem, co jest złego w żółtej papryce.
 -Jest żółta, ma inny smak – westchnęłam. –Będziemy teraz dyskutować o papryce? Lepiej mi powiedz, co mamy w planach na następne trzy tygodnie.
     Kelnerka przyniosła zamówienia i pałeczki, a chwilę później wróciła z sake. Zayn delikatnie ujął na blacie moją dłoń, a ja bawiłam się jego palcami, zabierając się do przepysznie wyglądającej ryby.
 -Chciałem, żebyśmy na kilka dni pojechali do mojej rodziny, a potem możemy lenić się w Londynie. Co na to powiesz? – zapytał, upijając łyk sake.
 -Mi pasuje. A możemy dodać do tego kilka dni w Paryżu? Chciałam polecieć na małe zakupy, rozumiesz, muszę jakoś wyglądać zanim znowu pokażę się publicznie – zaśmiałam się, patrząc na niego pytająco. –Da radę?
 -Dla ciebie zawsze.


     W połowie trzeciego tygodnia razem, wróciliśmy z Zaynem z Paryża do Londynu. Pojechaliśmy od razu do naszego mieszkania, ładując się z masą toreb do środka i zostawiając je wszystkie w salonie. Byliśmy potwornie zmęczeni, było późno, a żadne z nas nie miało ochoty nawet się odzywać.
 -Spać? – zapytałam, zgarniając koszulkę Zayna z wizerunkiem Boba Marleya, w której spałam.
 -Spać – przytaknął mój mąż, biorąc bokserki i idąc za mną do łazienki. –Nie mam nawet siły robić pod prysznicem nic więcej niż to konieczne.
 -Nawet gdybyś miał, to i tak byś nie mógł, bo do tego potrzeba dwojga – burknęłam, wchodząc do kabiny i odkręcając gorącą wodę.
     Chwilę później poczułam powiew chłodu na ciele, kiedy Zayn do mnie dołączył. Objął mnie w pasie i pocałował delikatnie w usta. W momencie, kiedy się od niego odsunęłam, zakręciło mi się w głowie i oparłam się o mokre kafelki, na chwilę zamykając oczy i oddychając głęboko.
 -Mała, wszystko w porządku? – zapytał troskliwie Zayn, momentalnie znajdując się obok i delikatnie przejeżdżając mi dłonią po policzku. –Coś nie tak?
 -Jest mi trochę… słabo – wydukałam, otwierając oczy i mrugając kilkakrotnie. –Możesz puścić trochę zimniejszą wodę?
     Spełnił moją prośbę, ale wcale nie poczułam się specjalnie lepiej. Szybko się umyłam i wyszłam spod prysznica, narzucając na siebie koszulkę i zakładając majtki. Weszłam powoli do  naszej sypialni i położyłam się na łóżku, znowu przymykając oczy i próbując uspokoić swój organizm.
 -Zaparzyć ci mięty? – usłyszałam obok siebie kilka minut później.
Nie otwierając oczu, pokręciłam przecząco głową.
 -Lepiej po prostu mnie przytul – jęknęłam niewyraźnie, wtulając twarz w poduszki. –Mdli mnie.
     Zayn położył się obok i objął mnie w pasie, powoli okrywając nas kołdrą do ramion. Bez słowa wtuliłam się w niego, mocniej zaciskając powieki; nie lubiłam źle się czuć, ale kiedy już tak było, przytulałam się do niego tylko wtedy, kiedy było już naprawdę źle.
 -Mało dzisiaj jadłaś, może powinnaś…
     Zanim mój mąż dokończył zdanie, szybko wyskoczyłam z łóżka i popędziłam do łazienki, lądując przed toaletą. Przywitałam się z nią w niezbyt elegancki sposób, po czym sięgnęłam do spłuczki i oparłam czoło o chłodną ścianę obok.
 -Żadnego jedzenia – warknęłam, kiedy Zayn stanął w drzwiach. –Przynieś mi szklankę zimnej wody i zrób mi chłodny okład na kark. Idź spać, jesteś zmęczony, poradzę sobie.
 -Jesteś pewna, że…
 -To sushi – przerwałam mu. –Zawsze jemy je w tym barze, a teraz zjedliśmy je we Francji. Może ryba była nieświeża, albo coś takiego.
Przez chwilę siedziałam bez ruchu, a potem znowu mnie szarpnęło. Tym razem Zayn wyręczył mnie w spłukiwaniu wody, a ja oparłam głowę o deskę i mocno zacisnęłam powieki, czując ból głowy czający się gdzieś w okolicach skroni.

Shay
- Możesz mi powiedzieć co takiego kobiety widzą w zakupach? – spytał Niall rzucając się na kanapę w salonie mojego mieszkania, uprzednio odkładając obok niej kilka toreb z rzeczami jakie kupiliśmy dziś popołudniu. Rax z Zaynem szaleli po paryskich butikach, my musieliśmy się zadowolić tutejszymi.
- Louis też je lubi – odparłam siadając na fotelu obok i ściągając szpilki, które są piekielnie niewygodne, ale już przyzwyczaiłam się do tych kilku dodatkowych centymetrów i dziwnie czuję się na płasko.
- Więc co kobiety i Louis w nich widzą? – powtórzył kładąc przedramię na oczach i wzdychając ciężko.
- Są przyjemne – mruknęłam i podniosłam się, kierując do kuchni, żeby przygotować jakąś kolację dla nas obojga.
-Są męczące – zawołał za mną.
- Każda przyjemność męczy – powiedziałam włączając ekspres do kawy i wyciągając dwa kubki.
- Dosłownie każda? – aż podskoczyłam na dźwięk jego głosu tuż koło mnie i jego ramiona owijające się wokół mojej talii.
- Zależy co masz na myśli – zaśmiałam się cicho, a on zgarnął na bok moje włosy i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. – Ta przyjemność jest wyjątkowo męcząca – wymruczałam odwracając twarz w jego stronę, co wykorzystał łącząc nasze usta w krótkim i nieporządnym pocałunku.
- Może jednak to sprawdzimy? Hmm? – zacisnął dłoń na moim biodrze i obrócił mnie przodem do siebie. Wspięłam się na palce, żeby go pocałować, ale zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę wyjścia z kuchni.
- Niall, kawa.
- Poczeka – powiedział splatając palce naszych dłoni, gdy dochodziliśmy do drzwi mojej sypialni.


     To cholernie przyjemne leżeć w łóżku, w objęciach faceta, którego kocham całym sercem i móc się zwyczajnie tym cieszyć, nie myśląc o tym, że któreś z nas musi zaraz zbierać się do pracy, czy na jakieś ważne spotkania.
     Niall delikatnie przesuwał dłonią po moich plecach, kreśląc na nich różnorodne wzory, a ja po prostu bawiłam się naszymi palcami splatając je ze sobą i rozplatając, nadal nie do końca wierząc w to wszystko co się między nami dzieje.
      Jeszcze rok temu nawet się nie znaliśmy, a teraz leżymy razem, w łóżku, w moim mieszkaniu, będąc parą i kochając się cholernie mocno. To jest aż nierealne, że zwykła studentka dziennikarstwa mogła zdobyć kogoś takiego jak Niall. I mam go tylko dzięki Lou, który nas sobie przedstawił.
     Uśmiechnęłam się, gdy Niall przesunął się, tak, że nasze twarze był teraz naprzeciw siebie. Uniosłam lekko głowę i pocałowałam go delikatnie, wywołując jego śmiech.
- Kocham cię – wymruczałam przykładając dłoń do jego policzka i delikatnie gładząc go kciukiem.
- Z wzajemnością – szepnął cicho i po prostu patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. – Dzwoniła do mnie mama. Przyjeżdża za kilka dni do Londynu i chciałaby cię wreszcie poznać – powiedział powoli, nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia. Do tej pory udało mi się uniknąć spotkań z rodziną Nialla, zawsze wymigiwałam się pracą, co Rax uważała za idiotyczne, bo przecież kiedyś tak czy inaczej muszę ich poznać, ale jakoś nie umiałam się do tego przekonać. Nie to, że nie wiążę z Niallem planów na przyszłość, bo wiążę, ale poznawanie jego rodziców wydaje mi się odrobinę przerażające.
Chciałam znowu spróbować się wymigać, ale przeszkodziło mi pukanie do drzwi wejściowych.
     Spojrzałam zdziwiona na Nialla, bo nie spodziewałam się dziś nikogo, po czym zaczęłam się podnosić, przytrzymując pościel, żeby móc się ubrać i otworzyć, ale on mnie ubiegł, szybko wstając i wciągając na siebie bokserki i jeansy.
- Sprawdzę kto to, a ty będziesz miała moment, żeby się ogarnąć – uśmiechnął się do mnie i wyszedł z sypialni.
     Znalazłam rzuconą na podłodze bieliznę i ubrałam ją, po czym założyłam leżące na fotelu dresowe spodnie i biały zwykły t-shirt. Gdy wyszłam na korytarz, Niall rozmawiał tam z Harrym. Obaj spojrzeli na mnie i Hazz spuścił głowę, a Niall wszedł do kuchni pod pretekstem zaparzenia kawy.
- Hej – podeszłam do chłopaka i pocałowałam go w policzek na powitanie.
- Pewnie przeszkadzam – powiedział cicho, nawet jak na niego i posłał mi przepraszające spojrzenie. – Nie powinienem przychodzić, ale... – urwał i znowu wpatrywał się w podłogę.
- Harry? Stało się coś?
- Nie, nic – z miejsca wyczułam kłamstwo w jego głosie, więc złapałam go za rękę i pociągnęłam do salonu. Usadziłam go na sofie i usiadłam obok, przodem do niego.
- Hazz, co się dzieje?
- Chciałem tylko pogadać i pomyślałem, że może mógłbym z tobą i… - przerwał i wziął głęboki oddech – Ale chyba przeszkodziłem tobie i Niallowi, więc może lepiej już sobie…
- Siadaj! – zażądałam, gdy zaczął się podnosić. – I powiedz mi co się dzieje.
- Nic takiego, po prostu…
- Harry, bądźmy szczerzy, nie wpadasz do mnie tak po prostu na plotki, więc po prostu powiedz mi co się dzieje – poprosiłam, gdy Niall wszedł do salonu i postawił przed nami, na stoliku dwa kubki kawy.
- Pójdę sprawdzić pocztę na twoim laptopie – blondyn pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja spojrzałam nagląco na bruneta.
- Pokłóciliśmy się znowu z Louisem i…
- Znowu? – nie miałam pojęcia, że coś między nimi nie tak.
- Od paru dni non stop są jakieś spięcia. O wszystko. Bo mu coś przełożyłem, bo chciałem wyjść kiedy on chciał zostać w mieszkaniu, bo naciskam na kolejną próbę namówienia menadżerów, żeby się ujawnić, bo…
- A naciskasz? – spytałam ciesząc się, że zaczął mówić. Nie jesteśmy jakoś blisko ze sobą, w zasadzie Harry po raz pierwszy przyszedł do mnie się wygadać, ale cieszyło mnie to. W końcu jest narzeczonych mojego najlepszego przyjaciela i przyjacielem mojego chłopaka, więc chciałabym zachować z nim jak najbliższe stosunki.
- Nie, po prostu zaproponowałem podjęcie próby. Może by to coś dało. I na ogół wszystko jakoś samo przebrzmiewało i było okay, ale dziś… - westchnął ciężko. – Louis przegiął. I nie miałem ochoty dłużej z nim przebywać, żeby nie powiedzieć kilku słów za dużo, więc wyszedłem i nie wiem dlaczego akurat do ciebie przyjechałem, mogłem wybrać Liama, albo Zayna, ale…
- Możesz do mnie przyjeżdżać kiedy tylko chcesz, Harry – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. – I nie wiem co ten kretyn znowu nawywijał, ale na pewno teraz go nosi, bo nie wie co się z tobą dzieje i pewnie czeka na ciebie.
- Nie mam ochoty do niego wracać – mruknął cicho, pocierając dłońmi skronie.
- Więc zostać u mnie na noc. Obaj ochłoniecie i jutro się dogadacie.
- Nie chcę ci się zwalać na głowę.
- Zrobimy sobie we trójkę kolację, a później obejrzymy film. Chyba mam nawet jakieś wino w lodówce – klasnęłam w dłonie i wstałam kierując się do kuchni, żeby sprawdzić, czy alkohol rzeczywiście tam jest.
- Shay? – zatrzymał mnie cichy głos Hazzy, więc odwróciłam się do niego. – Dziękuję.
- Nie ma za co – uśmiechnęłam się i weszłam do kuchni.


~*~
Niay dla wszystkich, którzy ich chcieli. :D

1 komentarz:

  1. DZIĘ - KU - JĘ!
    nie uznaję żadnych parringów i shippów w realnym świecie ( oprócz tego łączącego mnie i jedzenie) ale postacie oparte na wyglądzie i charakterach z waszego opowiadania.. to inna bajka. nie da się nie shippować zardi, niay, lanielle czy nawet larrego z waszego opowiadania.. nie. da się.
    a więc.. trochę zaniedbałam czytanie, opuściłam dwa rozdziały, ale w końcu jestem.
    i na sam początek cuś takiego.
    najpierw problemy Ishardi i ten cudowny Zayn (zabiję Cię za to Rax! jak misia krabcia kocham!)
    potem NIAY, sytuacja z Harrym, który chce się wygadać i ten Niall..
    asdfghjkoiuytredfghjhgfdwer4t5y6u7hgfdewrt45yuiuytredwedrtgyujyyhgtfr- to chyba mówi samo za siebie.
    Pozdrawiam i idę czytać następny rozdział:
    DŻEEJ.

    OdpowiedzUsuń