Ishardi
Leżałam spokojnie na kozetce,
wpatrując się w sufit i czując głowicę poruszającą się miarowo po
moim brzuchu. Nie chciałam zaglądać na obraz
USG, żeby
przypadkiem nie zobaczyć,
jakiej płci jest
nasze maleństwo; miałam plik zdjęć z badania, ale tam nie mogłam się zbyt wiele dopatrzeć.
Pani Anderson, która prowadziła moją ciążę, mruknęła przeciągle. Spojrzałam na nią; patrzyła na ekran ultrasonografu i
marszczyła brwi, wsłuchując się w bicie serca dziecka.
-Coś nie tak? – zapytałam, od razu mając w głowie tysiąc czarnych myśli.
-Nie widzę tutaj nic
zatrważającego, chociaż wyraźnie widzę i słyszę nieprawidłowość w biciu serca… Niech się pani nie martwi – powiedziała natychmiast, patrząc na moją przerażoną minę. –To nie jest
nic groźnego, często zdarza się w tym okresie ciąży. To może być spowodowane
pani paleniem w pierwszym miesiącu lub jakimś większym stresem z pani strony,
ale to nie wygląda na nic
groźnego.
-To dobrze – powiedziałam, kiedy podała mi papier, żebym mogła wytrzeć żel ze skóry. –To chyba dobrze.
Jechałam do domu,
cały czas myśląc o tym wszystkim, co powiedziała mi pani Anderson. Nie uznała, żeby była potrzebna pomoc z wyższej półki ani że nie jest to nic poważnego, ale i tak się martwiłam. Postanowiłam powiedzieć o tym
wszystkim Zaynowi, chociaż wiedziałam, ile będę musiała się namęczyć, żeby nie chciał zaraz wysłać mnie na szereg badań łącznie z odwiedzeniem NASA i Pentagonu,
tak przy okazji i dla profilaktyki w razie najazdu kosmitów albo
wrogich wojsk na nasze dziecko.
Odkąd pogodziliśmy się z tym, że zakładamy rodzinę, był dwa razy bardziej nadopiekuńczy niż zawsze. Potrafił zadzwonić o piątej nad ranem z innego końca planety, gdzie był wieczór, żeby zapytać, czy dobrze
się czuję i czy wszystko jest w porządku.
Weszłam do
mieszkania, wiedząc, że pewnie w korytarzu zastanę jego bagaż. Wyjeżdżał jutro z
samego rana, razem z chłopakami
mieli krótką trasę promocyjną, a potem aż do marca wracał do mnie. Martwiłam się odrobinę, że nie da rady pojawić się w kwietniu, na kiedy datowano
mi poród, chociaż mówił, że zrobi wszystko, żeby być wtedy w
Londynie.
-Hej – powiedział, kiedy weszłam do
salonu.
Siedział z laptopem na kolanach i
najwyraźniej
rozmawiał z kimś na Skype wnioskując po tym, że słyszałam jego głos od progu.
-Hej – odparłam, podchodząc i całując go w policzek. –Dzień dobry – dodałam, kiedy spojrzałam na ekran i zobaczyłam jego mamę. –Co u was?
-Wszystko u nas w porządku, dziękuję. A jak ty się czujesz, Ishardi? – zapytała, uśmiechając się do mnie ciepło.
-Całkiem dobrze.
To dopiero sześć i pół miesiąca, ale maluch daje o sobie
czasami znać – zaśmiałam się, odruchowo gładząc brzuch. –Jeśli to będzie chłopiec, to prawdopodobnie
zostanie piłkarzem, a jeśli dziewczynka…
-To będzie
niezwykle zadziorną kobietką – dokończył za mnie Zayn.
–Mamo, zadzwonię do ciebie
jutro, jak tylko dolecę na miejsce.
Dobrze?
-Nie ma sprawy – powiedziała Tricia, uśmiechając się do nas. –Ishardi, może wpadniesz do nas z wizytą na kilka dni? – zapytała, zanim jej syn zdążył się rozłączyć.
Zayn spojrzał na mnie, uśmiechając się komicznie i unosząc jedną brew. Zdzieliłam go lekko w łopatkę i uśmiechnęłam się do teściowej, myśląc, jak mogę się wymigać. Kompletnie
nie miałam ochoty
podróżować w tym
stanie- jazda do sklepu była dla mnie męcząca, a co dopiero wypad do
innego miasta.
Nagle przypomniałam sobie, że przed południem zdzwoniła Hannah i powiedziała, że mam zaplanowane na jutro wystąpienie na audycji radiowej.
-Przepraszam, ale niestety nie mogę – odpowiedziałam, przybierając odrobinę skruszoną minę. –Jutro mam mały wywiad dla radia, a poza tym
muszę załatwić w tym
tygodniu kilka spraw w wytwórni
i…
-Rozumiem – przerwała mi Tricia. –Może innym razem. A teraz nie
zabieram ci już żony, kochanie, w końcu jutro już się nie zobaczycie.
-Mamo… - jęknął Zayn, a ja parsknęłam śmiechem; nie lubił, kiedy przy mnie nazywała go swoim „kochaniem”.
-No dobrze już, dobrze. Zadzwoń jutro. Pa.
Rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź, a mój mąż zamknął laptopa i odłożył go na stół. Wstał i podszedł do mnie, całując delikatnie i kładąc rękę na moim brzuchu. Uwielbiałam, kiedy to robił.
-Chodź, muszę ci coś pokazać – powiedział, prowadząc do mnie do pokoju gościnnego.
-Niech zgadnę, raz w życiu zrobiłeś to, o co prosiłam, i zabrałeś się za robienie
mi garderoby?
-Nie. Ale nad tym pomyślę, kiedy wezmę się na drugi pokój gościnny.
Westchnęłam, mając zamiar wypomnieć mu, że zawsze musi odwlekać takie
rzeczy, ale wtedy otworzył drzwi i
wprowadził mnie do środka pomieszczenia, zapalając światło.
-O Boże – sapnęłam, patrząc dookoła siebie. –Zrobiłeś to wszystko przez pół dnia?
-Zacząłem dwa dni
temu, razem z Lou i Hazzą – powiedział cicho, obejmując mnie od tyłu i składając dłonie na moim brzuchu. Przykryłam je swoją dłonią i rozejrzałam się po pokoju.
Ściany były przemalowane na delikatną zieleń, a na białym suficie były przyklejone gwiazdki. Pod
stopami mieliśmy biały dywan, pasujący do białych mebli. Pod ścianą, bardziej na środku, stała piękna biała kołyska, a obok przewijak. Dalej
było kilka
szafek i nieduża komoda. W
jednym kącie stał piękny biały wózek, który musiał kosztować naprawdę sporo, ponieważ był zrobiony na stary styl, taki z
lat sześćdziesiątych, a może nawet pięćdziesiątych. Tu i tam siedziały grzecznie
różne pluszaki, patrząc na nas czarnymi oczkami.
-Pięknie – szepnęłam, czując, że w oczach zbierają mi się łzy.
Nie spodziewałam się czegoś takiego.
Podeszłam do wózka, zaglądając do niego. W środku był wyłożony kremowym materiałem, a także miał pasującą obitą gąbkę i kocyk. Był też biały szmaciany króliczek, który wyglądał na starego i zrobionego ręcznie.
Wzięłam go do ręki i obejrzałam ciekawie, a potem spojrzałam na Zayna i zobaczyłam, że patrzy na mnie w sposób, który mówił „domyśl się”.
-To twoje, prawda? – zapytałam cicho, obracając go w rękach.
-Mama mi go zrobiła, kiedy byłem mały. Bawiłem się nim aż do trzeciego roku życia i nie ruszałem się bez niego absolutnie nigdzie.
Tata mówi, że miałem go ze sobą nawet w kąpieli, dlatego mama musiała często robić mu malutkie
poprawki i operacje, żeby się nie zepsuł – wyjaśnił.
-I trzymała go przez
tyle lat?
-Tak. Trzyma wszystkie nasze rzeczy z dzieciństwa, moje i moich sióstr.
-Niesamowite… - mruknęłam. –Moi rodzice
zawsze wyrzucali rzeczy, które
nie były mi już potrzebne. Nigdy nie miałam żadnych pamiątek, tylko zdjęcia.
Odłożyłam króliczka
na jego miejsce i podeszłam do Zayna,
całując go przeciągle. Przypadkiem otarłam się o niego brzuchem i oboje
parsknęliśmy śmiechem, a czar chwili prysł.
-To miało być w ramach
podziękowania,
widocznie maleństwo też chciało podziękować – powiedziałam, a on znów mnie objął.
-Spójrz – powiedział, gasząc światło. –Popatrz na
sufit.
Spojrzałam do góry i aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
Gwiazdki, które uważałam tylko za ozdobę dla pustego
sufitu, świeciły w ciemności tworząc konstelację Wielkiej Niedźwiedzicy. Zastanawiałam się, ile z chłopakami musieli to układać i przyklejać, żeby wyglądało tak pięknie.
-Kiedy byłem mały – szeptał mi do ucha Zayn, cały czas mnie obejmując – tata często siedział ze mną na zewnątrz. Mówił, że kiedy zaczynałem płakać, zawsze
pokazywał mi
konstelacje, o ile był to wieczór, i
opowiadał o nich
wszystko, co wiedział. Mówił, że zawsze najbardziej lubiłem Wielką Niedźwiedzicę, bo wtedy momentalnie się uspokajałem i wydawało mu się, że dokładnie go słucham i rozumiem każde słowo.
-Pamiętasz, jak
kiedyś zabrałeś mnie na kolację na tarasie
tej pięknej
restauracji przed centrum? –
zapytałam cicho,
nadal oglądając połyskujące w ciemności gwiazdy.
-Pamiętam.
-Powiedziałam ci wtedy, że boję się ciemności.
-To też pamiętam.
-Kiedy byłam mała, moja siostra… - zawiesiłam na chwilę głos, nie będąc pewną, czy
powinnam przypominać
sobie Satinnę, ale po
chwili kontynuowałam. –Moja siostra
zawsze chciała, żebym była taka dzielna i odważna jak ona. Kiedy miałam cztery latka, strasznie bałam się potworów i ciemności i kazałam jej zostawiać włączoną na noc lampkę. Dzień przed moimi urodzinami widziałam, jak opróżnia swój słoik z oszczędnościami. Zapytałam, po co to robi, a ona powiedziała, że to niespodzianka.
Przerwałam na chwilę, mrugając kilka razy, żeby odgonić łzy. Wzięłam delikatnie rozedrgany oddech
i kontynuowałam, wyczuwając, że głos zaczyna mi się łamać.
-Na drugi dzień, kiedy miałam urodziny,
zrobiła mi takie
malutkie przyjęcie. Na
takim małym talerzyku
przyniosła mi mojego
ulubionego pączka w
truskawkowej polewie, w którego
były powsadzane
cztery świeczki.
Zjadłyśmy go na pół, bo zawsze się z nią wszystkim dzieliłam.
Przełknęłam, czując, że pojedyncza łza wymyka mi się kącikiem oka. Nie podniosłam ręki, żeby ją zetrzeć, tylko
nadal patrzyłam na
konstelację nad głową.
-Potem powiedziała, że ma dla
mnie prezent. Bardzo się ucieszyłam, bo nie dostawałam ich zbyt często. Spod swojej poduszki wyjęła czarny błyszczący woreczek na wstążkę i mi go podała. Otworzyłam go i w środku były takie same gwiazdy, jak
tutaj. Satinna pomogła mi je ułożyć
nad łóżkiem. Było sześć dużych i dziesięć małych. Wydała na nie całe swoje oszczędności.
Zayn przytulił mnie mocniej, całując w płatek ucha. Najwidoczniej zauważył, że zaczęłam płakać, co
nieudolnie próbowałam powstrzymać.
-Nakleiłyśmy je na ścianie obok mojego łóżka. Ułożyłyśmy je w jedną wielką spadającą gwiazdę. Wtedy
Satinna powiedziała, żebym za każdym razem przed snem pomyślała życzenie, bo ona co wieczór będzie dla mnie spadać i zawsze będzie mi świecić, więc nic złego mi się nie stanie. I od tamtej pory
nie bałam się już potworów i starałam się spełniać wszystkie
moje marzenia, które
mogłam spełnić, bo o nie
wszystkie prosiłam spadającą gwiazdę.
Rozpłakałam się na całego i przytuliłam mocno do Zayna, uważając na brzuch. Zamknęłam oczy i stałam z nim tak chwilę, powoli się uspokajając, ale cały czas mając w głowie moje pierwsze wspomnienie
z dzieciństwa i nie
mogąc pojąć, jak tak cudowna siostra mogła zejść na tak złą drogę i sprawić,
że nie
potrafię się do niej odezwać.
Shay
Siedziałam właśnie przy laptopie, przeglądając portale
plotkarskie, co było krótką przerwą od pisania artykułu, który musze
oddać za dwa dni,
kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Od razu
zerwałam się ze swojego miejsca i pobiegłam otworzyć, doskonale
wiedząc, kto stoi
po drugiej stronie.
- Hej – uśmiechnęłam się szeroko do mojego narzeczonego
i rzuciłam mu się na szyję jak tylko przekroczył próg.
- Aż tak się stęskniłaś od wczoraj? – zaśmiał się obejmując mnie w pasie.
- Widzieliśmy się wczoraj rano, a już wieczór, więc można uznać, że nie widziałam cię dwa dni – wymamrotałam i uniosłam się odrobinę na palcach, żeby móc go pocałować. – A do
tego jutro wyjeżdżasz.
- Dlatego cały dzisiejszy wieczór jestem do
twojej dyspozycji – wymruczał tuż przy moich ustach.
- Więc czekaj moment – mój uśmiech jeszcze się poszerzył, kiedy odsunęłam się od niego i zaczęłam ubierać buty.
- Co planujesz?
- Mam ochotę na spacer, tak jak kiedyś chodziliśmy – powiedziałam sięgając po swój płaszcz.
- Okay – uśmiechnął się i poprawił mi szalik, którym owinęłam szyję.
Dawno nie wychodziliśmy na
spacer. W zasadzie, chyba przystaliśmy to robić niedługo po tym jak nasz związek dotarł do mediów, co dzięki fankom chłopaków stało się cholernie szybko.
Ani ja, ani Niall nigdy nie chcieliśmy, żeby to co się dzieje między nami było w jakimkolwiek stopniu sprawa
publiczną, dlatego
nigdy nie pokazujemy się razem na żadnych imprezach branżowych. Wyjątkiem chyba była premiera filmu chłopaków. Poza
takimi sporadycznymi sytuacjami, staram się nie mieszać w jego życie zawodowe. W tej kwestii
mam do Nialla takie samo podejście jak dawniej
do Lou. Związałam się ze zwykłym facetem, który ma po
prostu wyjątkową pracę, a nie z gwiazdą. No i istotny w tym wszystkim
jest element jakim są fani. Im
mniej wspólnych zdjęć, tym mniej hejtów na
portalach społecznościowych. Niby Niall próbował reagować, ale
niezbyt wiele to dało. Jakaś niewielka część może i zrozumiała co wyprawia,
ale dużo z nich
uznało to, że Niall stanął w mojej obronie, jako kolejny
powód do
zarzucania mnie chamskimi komentarzami. Dlatego przyjęłam technikę Ishardi. Ignoruję wszystko złe co do mnie piszą, chociaż nie ukrywam, że miłe to nie jest. I nawet nie chcę myśleć o tym jaki
sajgon wyjdzie jak dowiedzą się o zaręczynach.
Ale dziś postanowiłam to wszystko zignorować i po prostu
cieszyć się tym, że mogę wyjść na spacer ze swoim narzeczonym, szczególnie, że jutro już go nie będę miała, bo wracają z chłopakami w trasę.
Niall chciał, żebym pojechała z nimi w tą trasę, tak jak byłam z nimi w wakacje, ale nie
zgodziłam się. Nie było szans, żebym mogła sobie pozwolić na
zostawienie obu swoich prac. W końcu muszę zarabiać na utrzymanie siebie
i mieszkania. Mój narzeczony zaproponował nawet, że da mi kasę na mieszkanie, ale skończyło się to awanturą, bo kategorycznie odmówiłam przyjęcia od niego jakichkolwiek
pieniędzy. No a
poza tym, co jest równie
ważne, w życiu nie zostawiłabym Ishardi samej w Londynie.
A już szczególnie teraz,
kiedy spodziewa się dziecka.
Właśnie, maleństwo w ogóle jest
ciekawym tematem. Od kiedy już cała nasza paczka wie, że niedługo będzie nas o jedno więcej, wszyscy zwariowali na
punkcie malucha. Jako, że Zayn i Rax
nie chcą wiedzieć co będzie, Louis, oczywiście bez wiedzy młodych rodziców, zorganizował małe zakłady o płeć dziecka, w które wciągnął każde z nas. Ja, Liam i Harry
obstawiliśmy chłopca, podczas gdy Louis,
Danielle i Niall dziewczynkę. W zasadzie
jeszcze nie wiemy co wygrani zrobią z kasą, ale pewnie zostanie
przeznaczona na jakieś zabawki dla
maleństwa. Chociaż nie mam pojęcia gdzie Ish będzie je wszystkie upychać, bo każde z nas nagminnie kupuje jakieś rzeczy dla juniora.
- O czym myślisz? – spytał Niall, kiedy już wyszliśmy w kamienicy i trzymając się za dłonie, leniwym krokiem kierowaliśmy się w stronę pobliskiego parku.
- O niczym konkretnym w
zasadzie – odparłam przysuwając się bliżej niego i pozwalając żeby objąć mnie ramieniem. – Nie chcę żebyś jechał – mruknęłam wsuwając zmarzniętą dłoń do kieszeni jego płaszcza.
- Wiesz, że też wolałbym zostać z tobą – powiedział. – Ale fani na nas czekają.
- Wiem – westchnęłam ciężko. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak ważni dla chłopców są ich fani i nigdy nie mogę nawet próbować stanąć między nimi.
- Zawsze możesz do nas przylecieć jak będziesz miała wolne – uśmiechnął się do mnie, po czym pocałował mnie w czubek głowy. – No i spędzimy razem święta w Irlandii.
- Tak – westchnęłam. Sama nie wiem jak udało mu się mnie tak omotać, że zgodziłam się lecieć z nim na Boże Narodzenie do Mullingar. Nadal
przeraża mnie lekko
ta wizja. Rodzina Nialla jest naprawdę cudowna,
ale mimo wszystko spędzenie z
nimi świąt, na pewno będzie tresującym przeżyciem.
- A końcem zimy już na całkiem długo wrócimy do
miasta i pewnie jeszcze nie raz będziesz miała mnie dość i będziesz chciała żebym wracał w trasę – zaśmiał się i skręciliśmy w jedną z bocznych uliczek, żeby uniknąć spotkania z grupką nastolatek, która mogłaby się okazać fankami, a
wtedy cały urok
naszego spaceru by prysł.
Uwielbiam to, że wychodząc razem wcale nie musimy non
stop rozmawiać o jakich ważnych
rzeczach. Możemy gadać o największych głupotach, albo po prostu iść w milczeniu, przytuleni do siebie, bo
ani mnie, ani jemu to nie przeszkadza. Wystarcza nam tylko nasza obecność. Nic więcej nie potrzebujemy, żeby być szczęśliwymi. Ishardi uważa, że czasem jesteśmy tak słodcy, że aż ją mdli, ale to dlatego, że cały czas zestawia nas ze sobą i Zaynem. A nie ma co ukrywać, oni oboje
mają dość wyraziste charaktery i zdarzają im się spięcia, a mnie i Niallowi wręcz przeciwnie. Tyle, że jeśli już między nami zdarzy się kłótnia, ma ona odpowiedni rozmach i łatwo się nie kończy.
awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww.
OdpowiedzUsuńja się założę razem z nimi: będzie chłopiec!