Chapter 12

Ishardi
     Dwa dni po zrobieniu testu ciążowego siedziałam u swojego ginekologa, nerwowo poruszając kolanem i czekając na wyniki badań. Nadal miałam nadzieję, że może mimo wszystko nie jestem w ciąży, że test był wadliwy albo razem z Zaynem mieliśmy zwidy.
     Pani Coleman weszła do gabinetu, posyłając mi profesjonalny uśmiech i siadając za biurkiem. Popatrzyłam na nią, czując rosnące zdenerwowanie i czując się tak, jakbym za moment miała zemdleć. Kobieta popatrzyła na mnie, a potem na moją kartę, po czym znów na mnie.
 -Widzę po pani minie, że jest pani bardzo zdenerwowana zauważyła. Nie miała pani w planie tej wizyty, prawda?
 -Zgadza się przytaknęłam cicho, przełykając ślinę. Więc jakie ma pani dla mnie wiadomości?
 -Dla mnie dobre – powiedziała. Przede wszystkim jest pani zdrowa i wszystko jest całkowicie w normie. Badania wyszły świetnie.
 -A dla mnie?
Lekarka westchnęła.
 -Czwarty tydzień.
     Poczułam się tak, jakby cała krew odpłynęła mi z ciała. Zamrugałam kilkakrotnie i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęłam i zwiesiłam głowę. Potarłam ręką skroń i znowu spojrzałam na panią Coleman, czując, że w oczach zbierają mi się łzy.
Kobieta bez słowa podała mi kartonik z chusteczkami. Wzięłam jedną i osuszyłam oczy.
 -Kobiety aż tak często tutaj płaczą? zapytałam, starając się, żeby zabrzmiało to żartobliwie, ale mój ton wskazywał raczej na załamanie.
 -Zdarza im się odpowiedziała pani Coleman, a ja pokiwałam powoli głową. Chciałabym z panią porozmawiać na temat prowadzenia ciąży oraz
 -Cztery tygodnie, tak? – zapytałam, przerywając jej.
 -Tak.
 -Czyli zaszłam w ciążę w
 -W pierwszym tygodniu lipca – dokończyła za mnie lekarka, uśmiechając się krzepiąco. Rozumiem pani sytuację, pani Thurse
 -Malik – poprawiłam odruchowo. Powinnam chyba panią o tym uprzedzić, to może być potrzebne do dokumentacji.
 -Jak najbardziej. Po wizycie proszę podejść do recepcji i powołać się na swoje nazwisko panieńskie, Sharlyn wprowadzi zmiany. Tymczasem
 -To była wpadka mruknęłam, krzywiąc się przy tym; nie lubiłam tego słowa. Nie planowaliśmy z mężem dzieci, przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat. Dlatego jestem przerażona tym wszystkim.
 -Z tego względu chciałabym z panią porozmawiać na temat prowadzenia ciąży, wizyt tutaj a także umówienia położnej. Mam świadomość, że to wszystko może być dla pani ciężkie i może pani czuć się bardzo niekomfortowo w zaistniałej sytuacji, ale jak pani mówiła, ma zamiar donosić ciążę, więc
 -Rozumiem – szepnęłam, patrząc na lekarkę i uśmiechając się słabo. Zrobię wszystko, co będzie konieczne dla zdrowego prowadzenia ciąży. Tylko nie bardzo wiem, co w ogóle mam robić.
     Pani Coleman uśmiechnęła się ciepło, biorąc z szuflady kartkę i długopis. Zapisała pół strony w punktach, po czym ponownie na mnie spojrzała i na odwrocie kartki zaczęła zapisywać kilak informacji z mojej karty. Następnie wręczyła mi ją mówiąc, żebym zapoznała się z tym wszystkim, a potem zaczęła tłumaczyć mi szczegółowo przebieg ciąży.
A ja siedziałam tylko w fotelu naprzeciwko niej, słuchając i potakując, próbując zapamiętać jak najwięcej i oswoić się z myślą, że rośnie we mnie nowe życie.


     Jechałam ulicami Londynu, kierując się do mieszkania mojej przyjaciółki. Nadal miałam w głowie te wszystkie informacje i fachowe terminy. Na siedzeniu obok leżała kartka, na której z jednej strony zapisane były konieczne dla mnie informacje na temat mojego stanu, a na drugiej wskazówki, do których muszę się zastosować w pierwszym trymestrze.
     Zaparkowałam pod kamienicą, modląc się, żeby Shay była już w domu. Zanim wysiadłam, spojrzałam we wsteczne lusterko i poprawiłam delikatnie rozmazany makijaż oraz włosy, nie chcąc dać jej poznać po sobie, że nie umiem sobie póki co z tym wszystkim poradzić.
Ruszyłam w stronę wejścia i chwilę później stałam już przed jej drzwiami, pukając. Nadal miałam własne klucze, ale uznałam, że skoro oficjalnie już tutaj nie mieszkam, lepiej będzie zapukać, żeby w niczym jej nie przeszkodzić.
     Otworzyła po minucie, wycierając ręce w ściereczkę. Uśmiechnęła się promiennie, widząc mnie na progu, ale zaraz spoważniała, widząc moją minę. Bez słowa wpuściła mnie do środka, a ja kierując się zapachem, ruszyłam do kuchni i usiadłam przy stole.
 -Kawy? – zapytała Shay, wchodząc za mną i wyciągając dwa kubki z szafki.
 -Nie mogę mruknęłam, patrząc na nią i zagryzając dolną wargę.
 -Od kiedy to nie możesz pijać kawy, co? Zawsze pijasz tu kawę, do kompletu z papierosami.
 -Palić też nie mogę.
     Przyjaciółka usiadła naprzeciwko mnie, stawiając przede mną szklankę soku pomarańczowego i patrząc na mnie badawczo. Po dłuższej chwili milczenia, kiedy bawiłam się naczyniem nie podnosząc głowy, wstała i podeszła do kuchenki, mieszając gotujący się sos.
 -Powiesz mi, co się stało, czy przyszłaś tutaj pomilczeć? zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć lekki wyrzut.
 -Jestem w ciąży oznajmiłam, nadal wpatrując się w szklankę.
     Usłyszałam, jak coś upada na podłogę, a Shay rzuca wiązankę przekleństw. Spojrzałam w jej stronę. Patrzyła na mnie z osłupieniem, wcale nie zabierając się za podnoszenie drewnianej łyżki oraz wycierania podłogi z sosu pomidorowego.
 -W czym ty jesteś?
 -W ciąży. Jestem w ciąży.
 -Z kim?
 -Z jednym z siedmiu krasnoludków, Chryste, Shay, jakie ty zadajesz idiotyczne pytania! Oczywiście, że z Zaynem! krzyknęłam, odwracając się w jej stronę.
 -Wy nie
 -Nie.
Przez chwilę patrzyła na mnie w osłupieniu, a potem szybko posprzątała i wyłączyła kuchenkę, ponownie siadając naprzeciwko.
 -Ile?
 -Cztery tygodnie.
 -Ale cztery tygodnie temu Zayna tutaj nie było.
 -Wyskoczyłam z nim na sushi, pamiętasz? Potem pojechaliśmy do nas, i jakoś tak wyszło.
 -Jakoś tak wyszło? zapytała, przedrzeźniając mnie. Spodziewasz się dziecka, bo twój mąż ma wytresowanych pływaków i musiał się popisać, strzelając gola.
 -Daruj sobie takie teksty – burknęłam, upijając łyk soku. Nie masz zamiaru mi nic więcej powiedzieć? Będziesz tylko wieszać psy na Zaynie, bo się nie zabezpieczaliśmy?
 -Ja Boże Shay odgarnęła grzywkę z czoła i spojrzała na mnie. Nie wiem, co mogę ci powiedzieć. Mam ci gratulować?
 -No na przykład, chociaż dla mnie chwilowo to nie jest powód do szczęścia.
 -Gratuluję mruknęła.
Chwilę siedziałyśmy w ciszy, po czym rozpłakałam się bez ostrzeżenia. Shay momentalnie znalazła się obok, przytulając mnie i uspokajając.
 -Ułoży się, Rax – powiedziała cicho, przytulając mnie mocniej.
 -Wiem, że się ułoży rzuciłam, odsuwając się od niej. Ja po prostu nie jestem pewna, czy to wszystko jest dobre i jak to będzie. Boję się.
 -Nie dziwię się, też bym się bała.
 -To miało mnie pocieszyć?
 -Do pocieszania zabiorę się zaraz po tym, jak ponarzekam na twojego męża, brak logicznego myślenia z waszej strony i moją przyszłą rolę niańki.

Shay
     - No alleluja – warknęłam pod nosem, kiedy po raz kolejny przekręciłam kluczyk w stacyjce i mój samochód nareszcie odpalił. Od paru dni coś złego się z nim dzieje, a ja wiecznie zapominam poprosić Nialla, żeby do niego zajrzał. I mam za swoje. Jeszcze chwila, a pewnie wściekła, zostawiłabym go na parkingu supermarketu i wróciła do domu taksówką albo metrem.
     Miałam beznadziejny humor. Ten dzień już od samego rana był zły. Najpierw w domu oparzyłam rękę parząc sobie kawę, później Nick cały dzień na wszystkich warczał, w redakcji okazało się, że mam cały ostatni artykuł do korekty - na wczoraj, oczywiście - więc zamiast zająć się pisaniem nowego, musiałam poprawić tamten i dzięki temu po raz kolejny zabrałam pracę do domu mimo, że obiecywałam sobie, że nie  będę tego robić. I teraz jeszcze ten samochód.
     Zdenerwowana i zmęczona zaparkowałam przed kamienicą, zabrałam zakupy i z całej siły trzasnęłam drzwiami, chcąc ukarać to cholerne auto za psucie się.
- Swoje kochanie tak traktujesz? – mało nie upuściłam zakupów, wystraszona, kiedy usłyszałam za sobą głos Nialla.
- Ty jesteś moim kochaniem – uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go, kiedy zabrał ode mnie torby.
- A on za co oberwał? wskazał głową w stronę auta, gdy we dwoje szliśmy do drzwi.
- Znowu nie chciał zapalić. Mam tego już po dziurki w nosie westchnęłam i otworzyłam drzwi, przepuszczając Nialla z zakupami.
- Znowu?
- Tsa – przywołałam windę i czekając na nią, przytuliłam się do jego ramienia, chcąc chociaż na chwilę poczuć, że znów jest blisko mnie.
- Kiedy ktoś mu ostatnio pod maskę zaglądał? spytał całując mnie w czubek głowy.
- A ile Ishardi już ze mną nie mieszka? odpowiedziałam pytaniem. To trochę dłużej jeszcze. dodałam. Układ był prosty. Ja za nią sprzątałam, a w zamian ona dbała, żeby mój samochód jeździł.
- No to pomogę ci z tym i do niego zajrzę obiecał Niall, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- To ja w tym czasie zrobię kolację powiedziałam, kiedy wsiadaliśmy do windy.


     Wizyta Rax trochę zmieniła moje plany na wieczór. Kiedy Niall grzebał w samochodzie, ja miałam zamiar skończyć pisać artykuł, ale w tych okolicznościach sprawa Rax była priorytetowa.
- Nadal nie wierzę, że będę ciocią. mruknęłam, kiedy siedzieliśmy z Niallem w salonie. Nie sądziłam, że Zayn tak szybko strzeli gola.
- No cóż, nie pozostaje nam nic, jak wspieranie ich – odparł, a ja wróciłam do grzebania w laptopie. Miałam się zająć tym zaległym artykułem, ale zamiast tego jakimś cudem utknęłam na Twitterze przedzierając się przez swoje interakcje. Od kiedy wyszło na jaw, że spotykam się z Niallem, pisze do mnie masa fanek chłopaków. Z czego spora część nie jest szczególnie przyjemna.
Przeczytałam kolejny tweet z życzeniami śmierci i wkurzona zamknęłam laptop. Powoli miałam dość tych wszystkich wrednych wiadomości. Louis i Rax kazali mi tego zwyczajnie nie czytać, ale trudno jest wejść na swoje konto i nie widzieć tego wszystkiego. Wiem, że nie wszystkie fanki chłopaków są takie, ale spora część zdążyła już zadbać o to, żebym dobrze zapamiętała, że nie nadaję się dla Nialla i że mam go zostawić w spokoju, albo coś mi zrobią. Lou zaproponował, żebym powiedziała blondynowi o tym, ale zapewniłam go, że umiem sobie sama z tym poradzić.
- Co jest? – spytał chłopak spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
- Nic – powiedziałam po czym wstałam ze swojego miejsca. – Chcesz kawę?
- Herbatę – mruknął, kiedy wychodziłam  z salonu.
     Weszłam do kuchni i oparłam się o blat, próbując się uspokoić. Nie potrzebne mi teraz, żeby jeszcze Niall zaczął drążyć temat. Bo co mam mu powiedzieć? Kochanie, po prostu Directioners pokazują na co je stać?! Nie jestem dzieckiem, umiem sobie sama dawać radę z takimi rzeczami.
     Wyciągnęłam dwa kubki i w jednym zaparzyłam mocną herbatę z mlekiem i dużą ilością cukru, a do długiego nalałam gorzką, czarną kawę. Wyciągnęłam z szafki ciastka i wszystko zabrałam ze sobą do salonu.
- Co robisz? – spytałam zastając Nialla pochylonego nad moim laptopem. Odłożyłam wszystko na stolik i stanęłam obok chłopaka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- O czym? – próbowałam udawać, że nie wiem o co mu chodzi, na co on posłał mi zirytowane spojrzenie.
- O tym – obrócił komputer w moją stronę pokazując mi interakcje z mojego Twittera.
- Po co miałam mówić? To nic takiego.
- Shay! – warknął – Idź się zabić, albo jesteś dziwką i lecisz na niego tylko dlatego, że jest sławny to na pewno nie jest nic takiego.
- Przyzwyczaiłam się – wzruszyłam ramionami, udając, że nie szczególnie ruszają mnie te komentarze.
- Kiedy to się zaczęło?
- Zaraz po naszych pierwszych wspólnych fotkach w sieci – westchnęłam ciężko i usiadłam na kanapie obok niego.
- Powinnaś była mi powiedzieć.
- A co by to zmieniło? – spytałam spoglądając na niego uważnie.
- Mógłbym się odezwać i dałyby ci spokój.
- Zayn się odzywał, a Rax nawet teraz czasami dostaje hejty – mruknęłam. – To nie do końca tak działa, Niall.
- Może Zayn odzywał się za mało – powiedział i przysunął się bliżej mnie.
- Może – przytuliłam się do niego. Niall objął mnie jedną ręką, a drugą położył mój laptop na swoich kolanach i przelogował się na swojego Twittera.  Nie miałam nawet ochoty patrzeć na to co pisze,. Nie szczególnie mnie to obchodziło, bo nie liczyłam na zbytnią skuteczność jego interwencji.


1 komentarz:

  1. zacznijmy od tego, iż już pisałam ten komentarz.
    niestety wredny internet nie pozwolił mi na jego publikację.
    czytając ten rozdział bardzo żałowałam, że nie mogłam być z Rax w poradni, wspierać, jej, przytulić powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
    matko.. tak się cieszę na małą wersję Ishardi biegającą na swych przykrótkich nóżkach, że to aż zbyt dużo dla mojego fangirlującego Zardi serduszka.
    Sposób w jaki oznajmiła Shay fakty.. 1oo % tego co pewnie zrobiłabym na jej miejscu ja.
    W tym momencie chciałabym Wam bardzo podziękować, za poruszenie ważnego dla mnie tematu - mianowicie nadgorliwości fanek. Wielki szacunek za podjęcie się tego i podziękowanie za taki przebieg sytuacji w rozdziale. Bardzo bardzo mi się podobał i teraz wyczekuje następnego. Rozwinięcie akcji z Niay Zardi i proszę może choć krótki wątek Lou i Harrego?
    pozdrawiam ~ DŻEEJ. x

    OdpowiedzUsuń