Ishardi
Dwa dni po zrobieniu testu ciążowego siedziałam u swojego ginekologa,
nerwowo poruszając kolanem i
czekając na wyniki
badań. Nadal miałam nadzieję, że może mimo wszystko nie jestem w ciąży, że test był wadliwy albo razem z Zaynem
mieliśmy zwidy.
Pani Coleman weszła do
gabinetu, posyłając mi profesjonalny uśmiech i siadając za biurkiem. Popatrzyłam na nią, czując rosnące zdenerwowanie i czując się tak, jakbym za moment miała zemdleć. Kobieta
popatrzyła na mnie, a
potem na moją kartę, po czym znów na mnie.
-Widzę po pani
minie, że jest pani
bardzo zdenerwowana –
zauważyła. –Nie miała pani w planie tej wizyty,
prawda?
-Zgadza się –
przytaknęłam cicho,
przełykając ślinę. –Więc… jakie ma pani dla mnie wiadomości?
-Dla mnie dobre – powiedziała. –Przede
wszystkim jest pani zdrowa i wszystko jest całkowicie w normie. Badania wyszły świetnie.
-A dla mnie?
Lekarka westchnęła.
-Czwarty tydzień.
Poczułam się tak, jakby cała krew odpłynęła mi z ciała. Zamrugałam kilkakrotnie i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je
zamknęłam i zwiesiłam głowę. Potarłam ręką skroń i znowu
spojrzałam na panią Coleman, czując, że w oczach zbierają mi się łzy.
Kobieta bez słowa podała mi kartonik z chusteczkami.
Wzięłam jedną i osuszyłam oczy.
-Kobiety aż tak często tutaj płaczą? – zapytałam, starając się, żeby zabrzmiało to żartobliwie, ale mój ton
wskazywał raczej na
załamanie.
-Zdarza im się –
odpowiedziała pani
Coleman, a ja pokiwałam powoli głową. –Chciałabym z panią porozmawiać na temat
prowadzenia ciąży oraz…
-Cztery tygodnie, tak? – zapytałam, przerywając jej.
-Tak.
-Czyli zaszłam w ciążę w…
-W pierwszym tygodniu lipca – dokończyła za mnie lekarka, uśmiechając się krzepiąco. –Rozumiem
pani sytuację, pani
Thurse…
-Malik – poprawiłam odruchowo. –Powinnam chyba panią o tym uprzedzić, to może być potrzebne
do dokumentacji.
-Jak najbardziej. Po wizycie proszę podejść do recepcji i powołać się na swoje nazwisko panieńskie, Sharlyn wprowadzi zmiany. Tymczasem…
-To była wpadka – mruknęłam, krzywiąc się przy tym; nie lubiłam tego słowa. –Nie
planowaliśmy z mężem dzieci, przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat. Dlatego… jestem przerażona tym wszystkim.
-Z tego względu chciałabym z panią porozmawiać na temat
prowadzenia ciąży, wizyt tutaj
a także umówienia
położnej. Mam świadomość, że to
wszystko może być dla pani ciężkie i może pani czuć się bardzo niekomfortowo w
zaistniałej sytuacji,
ale jak pani mówiła, ma zamiar donosić ciążę, więc…
-Rozumiem – szepnęłam, patrząc na lekarkę i uśmiechając się słabo. –Zrobię wszystko, co będzie konieczne dla zdrowego
prowadzenia ciąży. Tylko… nie bardzo wiem, co w ogóle mam robić.
Pani Coleman uśmiechnęła się ciepło, biorąc z szuflady kartkę i długopis. Zapisała pół strony w punktach, po czym
ponownie na mnie spojrzała i na
odwrocie kartki zaczęła zapisywać kilak
informacji z mojej karty. Następnie wręczyła mi ją mówiąc, żebym zapoznała się z tym wszystkim, a potem zaczęła tłumaczyć mi szczegółowo przebieg ciąży.
A ja siedziałam tylko w fotelu naprzeciwko
niej, słuchając i potakując, próbując zapamiętać jak najwięcej i oswoić się z myślą, że rośnie we mnie nowe życie.
Jechałam ulicami
Londynu, kierując się do mieszkania mojej przyjaciółki. Nadal miałam w głowie te wszystkie informacje i
fachowe terminy. Na siedzeniu obok leżała kartka, na której z jednej
strony zapisane były konieczne
dla mnie informacje na temat mojego stanu, a na drugiej wskazówki, do których muszę się zastosować w pierwszym
trymestrze.
Zaparkowałam pod
kamienicą, modląc się, żeby Shay była już w domu. Zanim wysiadłam, spojrzałam we wsteczne lusterko i
poprawiłam
delikatnie rozmazany makijaż oraz włosy, nie chcąc dać jej poznać po sobie, że nie umiem sobie póki co z tym
wszystkim poradzić.
Ruszyłam w stronę wejścia i chwilę później stałam już przed jej drzwiami, pukając. Nadal miałam własne klucze, ale uznałam, że skoro oficjalnie już tutaj nie mieszkam, lepiej będzie zapukać, żeby w niczym jej nie
przeszkodzić.
Otworzyła po
minucie, wycierając ręce w ściereczkę. Uśmiechnęła się promiennie, widząc mnie na progu, ale zaraz
spoważniała, widząc moją minę. Bez słowa wpuściła mnie do środka, a ja kierując się zapachem, ruszyłam do kuchni i usiadłam przy stole.
-Kawy? – zapytała Shay, wchodząc za mną i wyciągając dwa kubki z szafki.
-Nie mogę – mruknęłam, patrząc na nią i zagryzając dolną wargę.
-Od kiedy to nie możesz pijać kawy, co?
Zawsze pijasz tu kawę, do
kompletu z papierosami.
-Palić też nie mogę.
Przyjaciółka usiadła naprzeciwko mnie, stawiając przede mną szklankę soku pomarańczowego i patrząc na mnie badawczo. Po dłuższej chwili milczenia, kiedy bawiłam się naczyniem nie podnosząc głowy, wstała i podeszła do kuchenki, mieszając gotujący się sos.
-Powiesz mi, co się stało, czy przyszłaś tutaj pomilczeć? – zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć lekki
wyrzut.
-Jestem w ciąży – oznajmiłam, nadal wpatrując się w szklankę.
Usłyszałam, jak coś upada na podłogę, a Shay rzuca wiązankę przekleństw. Spojrzałam w jej stronę. Patrzyła na mnie z osłupieniem, wcale nie zabierając się za podnoszenie drewnianej łyżki oraz wycierania podłogi z sosu
pomidorowego.
-W czym ty jesteś?
-W ciąży. Jestem w
ciąży.
-Z kim?
-Z jednym z siedmiu krasnoludków, Chryste,
Shay, jakie ty zadajesz idiotyczne pytania! Oczywiście, że z Zaynem! – krzyknęłam, odwracając się w jej stronę.
-Wy nie…
-Nie.
Przez chwilę patrzyła na mnie w osłupieniu, a potem szybko posprzątała i wyłączyła kuchenkę, ponownie siadając naprzeciwko.
-Ile?
-Cztery tygodnie.
-Ale cztery tygodnie temu Zayna tutaj nie było.
-Wyskoczyłam z nim na
sushi, pamiętasz? Potem… pojechaliśmy do nas, i jakoś tak wyszło.
-Jakoś tak wyszło? – zapytała, przedrzeźniając mnie. –Spodziewasz
się dziecka, bo
twój mąż ma wytresowanych pływaków i musiał się popisać, strzelając gola.
-Daruj sobie takie teksty – burknęłam, upijając łyk soku. –Nie masz
zamiaru mi nic więcej
powiedzieć? Będziesz tylko wieszać psy na
Zaynie, bo się nie
zabezpieczaliśmy?
-Ja… Boże – Shay odgarnęła grzywkę z czoła i spojrzała na mnie. –Nie wiem, co
mogę ci
powiedzieć. Mam ci
gratulować?
-No na przykład, chociaż dla mnie
chwilowo to nie jest powód
do szczęścia.
-Gratuluję – mruknęła.
Chwilę siedziałyśmy w ciszy, po czym rozpłakałam się bez ostrzeżenia. Shay momentalnie znalazła się obok, przytulając mnie i uspokajając.
-Ułoży się, Rax – powiedziała cicho, przytulając mnie mocniej.
-Wiem, że się ułoży –
rzuciłam, odsuwając się od niej. –Ja po prostu
nie jestem pewna, czy to wszystko jest dobre i jak to będzie. Boję się.
-Nie dziwię się, też bym się bała.
-To miało mnie
pocieszyć?
-Do pocieszania zabiorę się zaraz po tym, jak ponarzekam
na twojego męża, brak
logicznego myślenia z
waszej strony i moją przyszłą rolę niańki.
Shay
- No alleluja – warknęłam pod
nosem, kiedy po raz kolejny przekręciłam kluczyk w stacyjce i mój
samochód nareszcie odpalił. Od paru
dni coś złego się z nim dzieje, a ja wiecznie
zapominam poprosić
Nialla, żeby do niego
zajrzał. I mam za
swoje. Jeszcze chwila, a pewnie wściekła, zostawiłabym go na parkingu
supermarketu i wróciła do domu taksówką albo metrem.
Miałam
beznadziejny humor. Ten dzień już od samego rana był zły. Najpierw w domu oparzyłam rękę parząc sobie kawę, później Nick cały dzień na wszystkich warczał, w redakcji okazało się, że mam cały ostatni artykuł do korekty - na wczoraj,
oczywiście - więc zamiast zająć się pisaniem nowego, musiałam poprawić tamten i
dzięki temu po
raz kolejny zabrałam pracę do domu mimo, że obiecywałam sobie, że nie będę tego robić. I teraz jeszcze
ten samochód.
Zdenerwowana i zmęczona
zaparkowałam przed
kamienicą, zabrałam zakupy i z całej siły trzasnęłam drzwiami, chcąc ukarać to cholerne
auto za psucie się.
- Swoje kochanie tak
traktujesz? – mało nie upuściłam zakupów,
wystraszona, kiedy usłyszałam za sobą głos Nialla.
- Ty jesteś moim kochaniem – uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go, kiedy zabrał ode mnie torby.
- A on za co oberwał? – wskazał głową w stronę auta, gdy we dwoje szliśmy do drzwi.
- Znowu nie chciał zapalić. Mam tego już po dziurki w nosie – westchnęłam i otworzyłam drzwi, przepuszczając Nialla z zakupami.
- Znowu?
- Tsa – przywołałam windę i czekając na nią, przytuliłam się do jego ramienia, chcąc chociaż na chwilę poczuć, że znów jest
blisko mnie.
- Kiedy ktoś mu ostatnio pod maskę zaglądał? – spytał całując mnie w czubek głowy.
- A ile Ishardi już ze mną nie mieszka? – odpowiedziałam pytaniem. – To trochę dłużej jeszcze. – dodałam. Układ był prosty. Ja za nią sprzątałam, a w zamian ona dbała, żeby mój samochód jeździł.
- No to pomogę ci z tym i do niego zajrzę – obiecał Niall, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- To ja w tym czasie zrobię kolację – powiedziałam, kiedy wsiadaliśmy do windy.
Wizyta Rax trochę zmieniła moje plany na wieczór. Kiedy Niall
grzebał w
samochodzie, ja miałam zamiar
skończyć pisać
artykuł, ale w tych
okolicznościach sprawa
Rax była
priorytetowa.
- Nadal nie wierzę, że będę ciocią. – mruknęłam, kiedy siedzieliśmy z Niallem w salonie. – Nie sądziłam, że Zayn tak szybko strzeli gola.
- No cóż, nie pozostaje nam nic, jak
wspieranie ich – odparł, a ja wróciłam do grzebania w laptopie. Miałam się zająć tym zaległym artykułem, ale zamiast tego jakimś cudem utknęłam na Twitterze przedzierając się przez swoje interakcje. Od
kiedy wyszło na jaw, że spotykam się z Niallem, pisze do mnie masa
fanek chłopaków. Z czego
spora część nie jest
szczególnie
przyjemna.
Przeczytałam kolejny tweet z życzeniami śmierci i wkurzona zamknęłam laptop. Powoli miałam dość tych wszystkich wrednych wiadomości. Louis i Rax kazali mi tego
zwyczajnie nie czytać, ale trudno jest wejść na swoje
konto i nie widzieć
tego wszystkiego. Wiem, że nie
wszystkie fanki chłopaków są takie, ale spora część zdążyła już zadbać o to, żebym dobrze zapamiętała, że nie nadaję się dla Nialla i że mam go zostawić w spokoju,
albo coś mi zrobią. Lou zaproponował, żebym powiedziała blondynowi o tym, ale zapewniłam go, że umiem sobie sama z tym
poradzić.
- Co jest? – spytał chłopak spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
- Nic – powiedziałam po czym wstałam ze swojego miejsca. – Chcesz
kawę?
- Herbatę – mruknął, kiedy wychodziłam z salonu.
Weszłam do kuchni
i oparłam się o blat, próbując się uspokoić. Nie potrzebne mi
teraz, żeby jeszcze Niall
zaczął drążyć temat. Bo co mam mu powiedzieć? Kochanie, po prostu Directioners pokazują na co je stać?! Nie jestem dzieckiem, umiem sobie sama dawać radę z takimi rzeczami.
Wyciągnęłam dwa kubki i w jednym zaparzyłam mocną herbatę z mlekiem i dużą ilością cukru, a do długiego nalałam gorzką, czarną kawę. Wyciągnęłam z szafki ciastka i wszystko
zabrałam ze sobą do salonu.
- Co robisz? – spytałam zastając Nialla pochylonego nad moim
laptopem. Odłożyłam wszystko na stolik i stanęłam obok chłopaka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- O czym? – próbowałam udawać, że nie wiem o co mu chodzi, na
co on posłał mi zirytowane spojrzenie.
- O tym – obrócił komputer w moją stronę pokazując mi interakcje z mojego
Twittera.
- Po co miałam mówić? To nic
takiego.
- Shay! – warknął – Idź się zabić, albo jesteś dziwką i lecisz na niego tylko
dlatego, że jest sławny to na pewno nie jest nic
takiego.
- Przyzwyczaiłam się – wzruszyłam ramionami, udając, że nie szczególnie ruszają mnie te komentarze.
- Kiedy to się zaczęło?
- Zaraz po naszych pierwszych
wspólnych fotkach w sieci – westchnęłam ciężko i usiadłam na kanapie obok niego.
- Powinnaś była mi powiedzieć.
- A co by to zmieniło? – spytałam spoglądając na niego uważnie.
- Mógłbym się odezwać i dałyby ci spokój.
- Zayn się odzywał, a Rax nawet teraz czasami
dostaje hejty – mruknęłam. – To nie
do końca tak działa, Niall.
- Może Zayn odzywał się za mało – powiedział i przysunął się bliżej mnie.
- Może – przytuliłam się do niego. Niall objął mnie jedną ręką, a drugą położył mój laptop na
swoich kolanach i przelogował się na swojego Twittera. Nie miałam nawet
ochoty patrzeć na to co pisze,. Nie szczególnie mnie to obchodziło, bo nie liczyłam na zbytnią skuteczność jego interwencji.
zacznijmy od tego, iż już pisałam ten komentarz.
OdpowiedzUsuńniestety wredny internet nie pozwolił mi na jego publikację.
czytając ten rozdział bardzo żałowałam, że nie mogłam być z Rax w poradni, wspierać, jej, przytulić powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
matko.. tak się cieszę na małą wersję Ishardi biegającą na swych przykrótkich nóżkach, że to aż zbyt dużo dla mojego fangirlującego Zardi serduszka.
Sposób w jaki oznajmiła Shay fakty.. 1oo % tego co pewnie zrobiłabym na jej miejscu ja.
W tym momencie chciałabym Wam bardzo podziękować, za poruszenie ważnego dla mnie tematu - mianowicie nadgorliwości fanek. Wielki szacunek za podjęcie się tego i podziękowanie za taki przebieg sytuacji w rozdziale. Bardzo bardzo mi się podobał i teraz wyczekuje następnego. Rozwinięcie akcji z Niay Zardi i proszę może choć krótki wątek Lou i Harrego?
pozdrawiam ~ DŻEEJ. x