Chapter 3



Ishardi 

     Wyszłam z budynku studia, wyciągając z kieszeni swoje BlackBerry. Obróciłam pierścionek na palcu i wsiadłam do Impali, wybierając numer Zayna. Było już kompletnie ciemno i dosyć chłodno, więc zapięłam swoją czarną bluzę i odpaliłam silnik.

 -Tak? - głos Zayna był zaspany i zachrypnięty.

 -Cześć, kochanie. Spałeś?

 -Normalni ludzie przeważnie śpią o... - zawiesił na chwilę głos - prawie o pierwszej w nocy.

 -Co? - spojrzałam na wyświetlacz komórki. -Cholera - syknęłam. -Przepraszam, że cię obudziłam. Dopracowujemy materiał na płytę i cały wieczór spędziłam w studio, straciłam poczucie czasu... 

 -Nic się nie stało - mruknął Zayn; usłyszałam, jak siada na łóżku. -Ale chyba dzwonisz do mnie z jakiegoś konkretnego powodu, prawda? 

 -No... tak - powiedziałam, ruszając samochodem i jadąc do skrzyżowania. -Chciałam przyjechać do hotelu i z tobą porozmawiać, ale nie jestem pewna, czy to taki świetny pomysł w środku nocy.

 -Dla mojej narzeczonej drzwi otwarte trwają okrągły rok, dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu - zażartował chłopak, a ja parsknęłam śmiechem, stając na czerwonym. 

 -Więc mogę wpaść? 

 -Oczywiście - zapewnił. -Zadzwonię na recepcję i powiem, żeby Cię wpuścili. 

 -Okej. Będę za dziesięć minut. 



     Zapukałam cicho do drzwi 490, przestępując z nogi na nogę. Przez kilka minut szukałam skrzydła L na dwunastym piętrze, więc nie byłam pewna, czy dobrze trafiłam, a to na pewno są drzwi mojego narzeczonego.

     Na szczęście to on, a nie nikt inny, otworzył mi drzwi. Posłał mi zmęczony uśmiech i przejechał dłonią po karku, wpuszczając mnie do środka. Oczywiście zaraz po tym, jak zmierzyłam go spojrzeniem- zawsze wyglądał kusząco w samych spodniach.

Zamknął drzwi i przyciągnął mnie do siebie, całując delikatnie. Przytuliłam się do niego, na chwilę przymykając oczy. 

 -Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie, zataczając kciukami kółka na moich plecach. 

 -Tak, po prostu... strasznie się stęskniłam - wymamrotałam, odsuwając się od niego i przyglądając mu się uważnie. -Nie widzieliśmy się dwa tygodnie, a jutro lecicie przecież na pięć dni do Japonii. 

 -Na cały tydzień - sprostował ponuro Zayn, wypuszczając mnie z objęć i siadając na łóżku. 

Przetarł twarz dłonią i westchnął. 

 -Możemy się nie widzieć nawet dłużej. W Londynie powinniśmy się pojawić dopiero za trzy tygodnie, ale... 

 -Trzy tygodnie? - zmarszczyłam brwi, siadając obok niego. -Jak ja mam bez ciebie wytrzymać trzy tygodnie?

Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. 

 -Normalnie, kochanie. Tak, jak to robiłaś do tej pory. 

     Na chwilę oboje zamilkliśmy, a ja bawiłam się palcami jego dłoni. Zbierało mi się na płacz, ale nie chciałam tego po sobie pokazać, więc odkaszlnęłam delikatnie, mrugając kilkakrotnie. Nie chciałam, żeby znów znikał na tak długo. 

 -O czym chciałaś ze mną porozmawiać, Mała? - zapytał po chwili Zayn, obejmując mnie ramieniem. 

 -Ja... nie wiem, czy to jednak jest dobry pomysł - mruknęłam, wpatrując się w swoje kolana. -Wydawało mi się okej, kiedy nad tym myślałam, ale teraz... bardzo długo nie będziemy się widzieć, i nie wiem... - westchnęłam. -Zayney, chodzi mi o to, że... kiedyś powinniśmy pomyśleć o ślubie.

Na moment cały się spiął, ale zaraz potem przytulił mnie mocniej i pocałował w czubek głowy. Pogładził mnie ręką po ramieniu.

 -Powinniśmy - przytaknął. -Oświadczyłem ci się po niespełna miesiącu, a jesteśmy narzeczeństwem cztery i pół.. Kiedyś będzie trzeba pomyśleć o ślubie. 

 -Ale kiedy? Wiecznie wyjeżdżasz, nigdy cię nie ma. Ja za miesiąc wydaję płytę, ani się obejrzymy, będą święta, a potem... a potem ja zaczynam trasę - głos lekko mi zadrżał i miałam szczerą nadzieję, że on tego nie zauważył. 

 -Prawda - mruknął. -Wiem, że chcesz pięknego ślubu i świetnego wesela. Wiem, że może nie do końca tak wyobrażałaś sobie nasze życie razem, i że może trochę nam się spieszy do ślubu - zrobił krótką pauzę, a potem zapytał:

 -Jak długą planujesz trasę? 

 -Do końca marca. Krótką, promocyjną. 

 -Twoim ulubionym miesiącem jest maj. Kochasz początek prawdziwej wiosny.

Uśmiechnęłam się pod nosem. 

 -Miło, że pamiętasz. 

 -Pamiętam wszystko, co kiedykolwiek mi o sobie powiedziałaś - odparł na to Zayn, obracając mnie ku sobie i patrząc mi prosto w oczy. Uśmiechał się. -Wybierz liczbę od... pięć do dwadzieścia dwa. 

 -Osiem - rzuciłam bez namysłu. 

Zayn pocałował mnie krótko i pogładził po policzku, uśmiechając się jeszcze szerzej. 

 -Masz jakieś plany na ósmego maja? 

 -Nie przypominam sobie... 

 -To już masz.

 -Tak? - zapytałam, nadal nie mając pojęcia, o co mu chodzi. -Jakie? 

 -Ósmego maja zostaniesz moją żoną.



     Weszłam do mieszkania mojego i Shay grubo po czwartej nad ranem. Długo rozmawiałam o wszystkim z Zaynem, na przemian płacząc, śmiejąc się i mówiąc mu, jak bardzo go kocham. Fakt, do tego czasu wszystko mogło się zmienić, ale ósmy maja od tej pory miał być najbardziej wyczekiwanym dniem mojego życia.

    Na palcach skradałam się do swojego pokoju, będąc przekonana, że moja przyjaciółka już śpi. Natomiast poświata z kuchni mówiła coś zupełnie innego- chyba, że włamywacz chciał sobie poświecić. 

Weszłam ostrożnie do pomieszczenia i zastałam Shay nad kubkiem - wyjątkowo - herbaty. Siedziała przy stoliku i obracała go w dłoniach. 

 -Kopciuszek wrócił z balu? - zapytała, szczerząc się do mnie. 

 -Kopciuszek? 

 -Fakt, ona miała mniej wymięte ciuchy, niż ty. I mogłabyś chociaż upiąć te włosy i poprawić makijaż, kochanie - powiedziała dziewczyna, nadal się uśmiechając i upijając łyk z herbaty. -Tylko proszę, nie opowiadaj mi, co robił twój tygrys w pościeli, że znowu wyrwałaś mu skrzydełka i zostały tylko krwawe pręgi. 

Próbowałam powstrzymać uśmiech, ale na samo wspomnienie lekko zadrżałam. 

 -Nienawidzę cię czasem, wiesz? - rzuciłam, przysiadając się do niej. -A makijaż mam rozmazany od płaczu. 

 -Trzeba było mu powiedzieć, żeby był delikatniejszy.

 -Shay!

 -To cud, że możesz chodzić! 

 -CRINGELY! 

 -No już, już - zaśmiała się, znów podnosząc kubek do ust. -A poza dzikim seksem o trzeciej w nocy, coś ciekawego? 

 -Pobieramy się. 

     Shay zakrztusiła się herbatą i zakaszlała potężnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem i szokiem w szeroko otwartych oczach. Uwielbiałam dowalać jej wielkie sprawy bez ostrzeżenia. 

 -Wy co robicie?

 -Pobieramy się. 

 -Kiedy? - zapytała z przerysowanym strachem, za co zarobiła kopniaka pod stołem. -Auć! 

 -Ósmego maja. To wstępna data. 

 -Jezusie brodaty - jęknęła Shay, chociaż uśmiechała się do mnie radośnie. -Dzisiejszej nocy właśnie ustaliłaś, że bierzesz ślub za lekko ponad pół roku I NIE ZADZWONIŁAŚ W DRODZE DO DOMU?

 -Myślałam, że śpisz, wyluzuj! - uniosłam ręce w geście poddania się. -Nie bij, mamo!

 -Dobrze że sobie to zastrzegłaś, bo miałam zamiar! 

Prychnęłam. 

 -To ja ci mówię, że w maju biorę ślub, a ty chcesz mi natłuc? 

 -Ósmego maja?

 -Tak. 

 -Z jaśnie panem Zaynem Malikiem? 

 -No przecież nie z kominiarzem! - fuknęłam. 

Zaśmiała się, wstając i podchodząc do mnie. Uścisnęła mnie mocno. 

 -Nadal do końca mu nie ufam, ale mam nadzieję, że tym razem nie zrobicie nic głupiego - powiedziała, za co dostała sójkę w bok. -No co!

 -Nie tak się składa życzenia przyszłej pannie młodej! 

 -Och, Boże, nie rób dramy, dobrze wiesz, że innych nie dostaniesz.

     Obie się zaśmiałyśmy, a potem do pełnego świtu rozmawiałyśmy o wszystkim, co dotyczy mojego związku z Zaynem i naszego przyszłego ślubu. Byłam najszczęśliwszą dwudziestolatką na świecie.



Shay

     Z niezbyt zadowoloną miną weszłam do pustego mieszkania. Przywykłam już do tego, że zawsze kiedy wracam, jestem sama w domu. W zasadzie ostatnio prawie się nie widzimy z Rax. Ona całe dnie i wieczory, do późna spędza w studiu, pracując nad płytą, a gdy wraca, ja już śpię, albo właśnie się kładę bo z samego rana muszę być w pracy. Sporadycznie zdarza nam się obu zgrać i umówić na wspólny lunch, podczas którego możemy spokojnie pogadać.

Zmęczona rzuciłam swoją torebkę na szafkę koło drzwi i odwiesiłam płaszcz, po czym ignorując burczenie w brzuchu ruszyłam prosto do swojego pokoju, mając w planach ubranie czegoś wygodnego i zajęcie sobie czasu telewizją, albo Internetem, bo nic lepszego nie miałam do roboty.

Ledwie zdążyłam ściągnąć z siebie sukienkę, zastępując ją wytartymi jeansami i białą bokserką, usłyszałam dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili miałam ochotę zignorować go i udać, że mnie nie ma, ale później przyszło mi na myśl, że to może być coś ważnego, więc westchnęłam ciężko, wciągając przez głowę luźny sweter i zbierając po drodze włosy w kucyk, poszłam otworzyć.

- Hej – przywitał mnie szeroki uśmiech stojącego za drzwiami Nialla i mój humor się odrobinę poprawił.

- Hej – wymruczałam cofając się o krok, żeby mógł wejść. Zamknął drzwi, a następnie odwrócił się w moją stronę i ujmując moją twarz w swoje dłonie, pocałował mnie delikatnie. Uwielbiam jego pocałunki. Zawsze słodkie i sprawiające, że mam ochotę uśmiechać się jak wariatka. Cholernie mocno zakochana wariatka.

- Tęskniłem – powiedział opierając czoło o moje i przytulając mnie do siebie.

- Widzieliśmy się nie dalej jak trzy dni temu – uśmiechnęłam się spoglądając na niego.

- To dawno. I tylko na chwilę – westchnął. – Więc, masz jakieś plany na wieczór?

- Nic konkretnego.

- No to co powiesz na kolację w The Ledbury, a później spacer po ośnieżonym Hyde Parku? – spytał odsuwając się ode mnie odrobinę, ale nie na tyle, żeby musiał mnie wypuścić z ramion.

- A może zamiast tego zostaniemy tutaj? Rax pewnie wróci bardzo późno. Zrobię spaghetti, a później obejrzymy jakiś film, alby coś? Nie mam ochoty wychodzić – uśmiechnęłam się niepewna tego, że się zgodzi, a on jedynie pocałował mnie przelotnie, po czym ściągnął swój płaszcz i buty.

- Brzmi zachęcająco – powiedział splatając nasze palce.

- Super – skradłam mu przelotnego buziaka i pociągnęłam za sobą w stronę kuchni, po której od razu zaczęłam się krzątać, podczas gdy on oparł się barkiem o framugę drzwi i obserwował mnie z uśmiechem. – Ale, będziesz musiał mi pomóc – powiedziałam mierząc w blondyna paczką makaronu, podczas gdy w drugiej ręce trzymałam garnek.

- Wiesz dobrze, że nie umiem gotować – oderwał się od ściany i ruszył w moją stronę. Zabrał rzeczy z moich rąk i odłożył je na blat, po czym przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie i całując, podczas gdy ja zarzuciłam mu ręce na szyję, bawiąc się jego włosami. Trwaliśmy tak dłuższą chwile, ciesząc się sobą, oboje zdając sobie sprawę z tego, że on jutro jedzie w trasę i nie zobaczymy się pewnie kilka tygodni.

- Kocham cię – wymruczałam cicho tuż przy jego ustach, bojąc się zburzyć tej chwili.

- Też cię kocham. – Czułam jak jego usta układają się w delikatny uśmiech, a później ponownie musnął moje wargi własnymi. – Więc co mam robić? – spytał wypuszczając mnie ze swoich objęć.

- Myślę, że możesz zacząć od wstawienia wody na makaron, a ja naszykuję wszystko na sos. – W tym momencie cieszyłam się, że poprzedniego wieczoru zmusiłam się do pójścia na zakupy. Przynajmniej mam pewność, że mam w mieszkaniu wszystko co będzie nam potrzebne.

     Gotowanie z Niallem to zdecydowanie interesujące doświadczenie. Widziałam, że blondyn chce się wykazać, ale nie obyło się bez małych wypadków, w postaci chociażby stłuczonej szklanki i skaleczonego palca. Śmiejąc się, zakleiłam chłopakowi niewielką ranę, plastrem z apteczki i pocałowałam sprawiając, że przestał się boczyć za wyśmianie.

Stosunkowo niewielka kuchnia była idealna do niby przypadkowego dotyku, prowadzącego do przelotnych pocałunków, powodujących nasze uśmiechy. Momentami miałam wrażenie, że bardziej skupiamy się na grze w te muśnięcia dłoni i delikatne ocieranie się o siebie, gdy się mijaliśmy, niż na gotowaniu. I pewnie dlatego okazało się, że makaron jest lekko rozgotowany, a sos trochę niedoprawiony, ale to nie było ważne. Bardziej liczyło się to, że mogliśmy spędzić tą godzinę tylko ze sobą, ciesząc się każdą wspólnie spędzoną sekundą.





- Chyba powinienem się zbierać – powiedział cicho Niall, gdy leżeliśmy razem na kanapie w salonie, przytuleni do siebie. W tle grał telewizor, gdzie leciał jakiś film, ale od dawna oboje go nie oglądaliśmy. W zasadzie, leżałam tyłem do telewizora, przytulona do klatki piersiowej blondyna, wsłuchując się w miarowy rytm bicia jego serca.

- Już? – podniosłam głowę spoglądając na niego i robiąc smutną minkę. Nie miałam ochoty się z nim rozstawać na tak cholernie długo.

- Dochodzi północ – mruknął – Ty jutro od rana pracujesz, a ja z samego rana mam lot do Japonii. Oboje musimy się wyspać.

- No okay – westchnęłam ciężko i wstałam z kanapy, poprawiając swój sweter. – Kiedy się teraz zobaczymy? – spytałam odprowadzając blondyna do drzwi i obserwując jak ubiera buty i płaszcz.

- Nie mam pojęcia. Myślę, że jak dobrze pójdzie, to za około trzy tygodnie jesteśmy z powrotem w Londynie – powiedział prostując się i wyciągając rękę w moją stronę. Złapałam ją i pozwoliłam mu się objąć. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i przez długą chwile po prostu cieszyłam się ostatnimi chwilami z nim, starając się dokładnie zapamiętać ciepło jego ciała i zapach perfum, żeby móc myśleć o tym w każdej chwili, kiedy będę za nim tęsknić.

- Nienawidzę tego, że tak długo cię nie będzie – mruknęłam urażonym tonem.

- Też wolałbym zostać z tobą, ale fani na nas czekają – tłumaczył cicho, masując delikatnie dół moich pleców.

- Wiem. Rozumiem – odparłam podnosząc głowę i łącząc nasze usta w czułym pocałunku. – Dzwoń do mnie często – poprosiłam gdy oderwaliśmy się od siebie.

- Taki mam plan – skradł mi jeszcze jednego całusa. – Do zobaczenia niedługo, słońce.

- Mam nadzieję – mruknęłam zagryzając wargi, żeby się nie rozpłakać.

- Hej, mała – powiedział cicho Niall przesuwając kciukiem po mojej wardze, uwalniając ją spomiędzy zębów. – Szybko zleci. Nawet się nie obejrzysz, a znowu będziemy razem. – objął mnie i pocałował. – Kocham cię, słońce.

- Wiem. – zmusiłam się do uśmiechu patrząc w jego niebieskie oczy. – I też cię kocham – powiedziałam obserwując jak wychodzi, a później przekręciłam zamek i powtarzając sobie w myślach, że nie będę płakać, ruszyłam do kuchni, z zamiarem sprzątnięcia po naszej kolacji.

1 komentarz:

  1. Pewnego wieczoru, po obejrzeniu 4 odcinków supernatural, Łiskas stwierdziła.. że by coś przeczytała. Myślała myślała, aż przypomniał jej się ten oto blog.

    Tak.. Okazało się, że skończyłam czytać po 2 rozdziale I części i później nie było czasu ani chęci do czytania czegokolwiek.
    Zabrałam się za to koło północy i skończyłam teraz.. o godzinie 4:40. OK
    Powiem Wam, że to jest.. DOBRE. I baardzo wciągające. Nie raz poleciała łezka i nie raz zaśmiałam się pod nosem. :)
    Idealnie się zgrałyście.
    Czekam na następny rozdział. ~Whiskas =^.^=

    OdpowiedzUsuń