Ishardi
Jechałam przed siebie,
wybijając na kierownicy rytm lecącej piosenki. Podkręciłam jej głośność,
śpiewając razem z Morrisonem "Break on through".
Zaparkowałam pod budynkiem
wytwórni i zapaliłam, wysiadając. Okręciłam palcem pierścionek, idąc powoli do
wejścia i uśmiechając się pod nosem; ja i Zayn byliśmy narzeczeństwem już ponad
pięć miesięcy.
Zgasiłam papierosa i weszłam do
środka, pokazując siedzącej przy recepcji Claudette swój identyfikator.
Przeszłam korytarzem na prawo i skręciłam w lewą odnogę i weszłam do gabinetu
wydawcy, posyłając mu firmowy uśmiech.
-Chciałeś mnie widzieć, Rodge? - zapytałam,
stojąc przed jego biurkiem.
Spojrzał na mnie uważnie i gestem polecił mi
usiąść.
-Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać, Ishardi
- odparł, opierając łokcie na biurku.
Thurse, przecież wiesz, że cię nie zwolnią, prawda?
-Znamy się już półtora roku - zaczął Rodge.
-Wydałaś u nas trzy single, które stały się bardzo popularne w naszym kraju.
Nagrałaś ponad dwadzieścia demówek, a do tego sama opracowałaś materiał na
dwanaście piosenek.
Przerwał na chwilę, a ja patrzyłam
na niego wyczekująco, bawiąc się pierścionkiem na palcu i nie wiedząc, czego
mogę się spodziewać po tych słowach.
-Dzisiaj powinniśmy przedłużyć po raz kolejny kontrakt
próbny, ale- o ile się zgodzisz- chciałbym zaproponować ci coś innego.
-Co konkretnie? - zapytałam, patrząc wydawcy w
oczy. Uśmiechnął się, widocznie dostrzegając moje zdenerwowanie.
-Zawsze powtarzałaś, że muzyka jest dla ciebie
całym życiem i nie chcesz robić nic innego. Masz bardzo dobry głos i coraz
lepszy warsztat. Zyskujesz popularność z dnia na dzień w naszym kraju, a z
tego, co wiem, to Irlandia i Francja też się tobą interesują. Wydaje mi się, że
to wystarczające powody, żeby podpisać kontrakt płytowy.
Wybiegłam jak na skrzydłach z
budynku wytwórni, wyciągając swoje BlackBerry. Wybrałam numer Zayna i
przyłożyłam komórkę do ucha, wsiadając do Impali.
-Tak? - usłyszałam po drugiej stronie.
-Zayney, możesz być pod wieczór u mnie? - nie
mogłam przestać się uśmiechać.
-Coś się stało, kochanie? - zapytał troskliwie,
kiedy odpaliłam silnik i ruszyłam do domu.
-Nic z rzeczy złych - uspokoiłam go, skręcając.
Postanowiłam zahaczyć o jakiś sklep. -Jeśli możesz przyjechać, zabierz ze sobą
chłopaków.
-W takim razie wpadniemy wieczorem - zapewnił; w
tle usłyszałam Louisa, który krzyczał coś o imprezie. -O ósmej pasuje?
-Pasuje.
-W takim razie spodziewaj się czterech facetów
gotujących się na imprezę, jednego, który nie pozwoli ci odejść na krok, plus
dodatku damskiego w postaci Danielle - usłyszałam, jak się szczerzy.
Parsknęłam śmiechem.
-Czekają mnie spore zakupy - mruknęłam. -Dobra,
tygrysie, muszę zadzwonić do Shay.
-W porządku. Potem się odezwę, okej?
-Nie ma sprawy - zaparkowałam pod sklepem i
przerzuciłam torbę przez ramię, wysiadając.
-Kocham cię - rzucił jeszcze; dało się słyszeć
gwizd gdzieś dalej, zapewne Louisa.
-Ja ciebie też - odparłam, wchodząc do sklepu i
rozłączając się.
Wybrałam numer Shay, biorąc wózek
i myśląc, czego możemy potrzebować na małe domowe party w osiem osób.
Przyjaciółka odebrała po czterech sygnałach.
-Gotuję! - fuknęła na powitanie.
-Ciebie też miło słyszeć - rzuciłam. -Tylko nie
spal kuchni, dzisiaj może nam się przydać.
-Bo?
-Impreza.
-Godzina?
-Dwudziesta.
-Ile?
-Sześć.
-Super - ucieszyła się Shay. -A z jakiej to
okazji?
Uśmiechnęłam się pod nosem,
wrzucając do wózka kilka paczek nachos, sos serowy oraz salsę. Zaraz dorzuciłam
dwie paczki precelków, kilka puszek orzeszków i trzy paczki jakichś chipsów.
-Powiem ci, jak wrócę.
-No, skoro tak wolisz...
Rozłączyła się, a ja schowałam
komórkę do kieszeni. Przeszłam do działu a alkoholem i zabrałam się za
wybieranie butelek, bez których nie mogłybyśmy się obejść.
Shay
Zmęczona,
ale jak zawsze zadowolona, wróciłam do mieszkania od progu gadając do Rax.
Założyłam, że jest w mieszkaniu, bo ostatnio nie chodziła do studia. A ja
miałam jej do opowiedzenia kolejny fascynujący dzień w BBC Radio One, gdzie,
pewnie z ogromną pomocą Hazzy i Lou, dostałam pracę jako asystentka. Nie
zarabiałam jakoś szałowo dużo, ale uwielbiałam tą pracę. Była ściśle związana z
tym, czego uczyłam się na studiach, a teraz miałam okazję całą tą teorię
skonfrontować z rzeczywistością.
Ku mojemu zdziwieniu, Rax nie było ani w jej pokoju,
ani w kuchni, czy też w salonie. Zakładając więc, że pewnie Zayn gdzieś ją
wyciągnął, uznałam, że miło będzie zrobić jakiś obiad dla nas obu, i pewnie jej
faceta, który ostatnimi czasy regularnie tu bywa. Czasem aż się zastanawiam,
czy się tu nie wprowadził cichaczem.
Tak bardzo
zajęłam się mieszanie w garnkach,
krojeniem i siekaniem, że mało nie ucięłam sobie palca, gdy na stole zaczął
wibrować mój telefon.
- Gotuję! – powiedziałam odbierając połączenie od Rax. Niewiele brakowało i
miałaby na sumieniu mój palec wskazujący!
- Ciebie też miło słyszeć. Tylko nie spal kuchni, dzisiaj może nam się
przydać – odparła szybko.
- Bo? – spytałam zaintrygowana. Coś się kroi? Oprócz
moich palców oczywiście?
- Impreza.
- Godzina? – uśmiechnęłam się szeroko.
- Dwudziesta.
- Ile?
- Sześć.
- Super. – Czyli przychodzą chłopcy i Danielle. A to
znaczy, że coś się kroi. Ostatnio planowana impreza była z okazji zaręczyn. Od
tamtej pory było kilka na spontanie tylko. Więc może teraz kolejna parka?
Larry? Danielle i Liam? - A z jakiej to okazji?
- Powiem ci, jak wrócę.
- No, skoro tak wolisz... – westchnęłam ciężko. Nie
mam innego wyjścia, jak czekać.
Odłożyłam komórkę i wróciłam do swojego zajęcia, ale
nie zdążyłam nawet pokroić jednej marchewki, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Jęknęłam z niezadowoleniem, że ktoś mi przerywa i wytarłam dłonie w papierowy
ręcznik, po czym powlekłam się do wejścia, będąc prawie pewna, że to znowu
któraś z sąsiadek chce coś pożyczyć. Chociaż Rax nadal uparcie twierdzi, że one
wpadają obczaić Zayna. Swoją drogą
może i coś w tym jest, skoro pojawiają się najczęściej, gdy brunet jest u nas.
Otworzyłam,
a moim oczom ukazał się jeden z moich ulubionych widoków. Za drzwiami stał
Niall, w białej koszulce Ramones, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie i uśmiechał
się w ten swój czarujący sposób.
- Hej – mruknął, na co uśmiechnęłam się jeszcze
szerzej o ile to było możliwe, a później oparłam dłonie na jego klatce
piersiowej i pocałowałam go, uświadamiając sobie jak cholernie się za nim
stęskniłam od wczorajszego popołudnia.
- Hej – powiedziałam gdy oderwałam się od niego, po
czym przepuściłam go w drzwiach i skierowałam do kuchni.
- Nie przeszkadzam? – spytał siadając przy stole i
obserwując jak zabieram się za dalsze krojenie.
- Załapiesz się na obiad – posłałam mu przelotne
spojrzenie, skupiając się na nie zrobieniu sobie krzywdy za pomocą noża. Nie
byłam jakąś wyjątkowo dobrą kucharką, w tym mieszkaniu zdecydowanie Ishardi ma
władzę w kuchni, ale ryż z warzywami wychodzi mi całkiem niezły.
Ledwie
zdjęłam ostatni garnek z kuchenki, poczułam jak Niall oplata mnie ramionami w
pasie. Uśmiechnęłam się, mimo iż tego nie widział i zrobiłam krok w tył, żeby
być jeszcze bliżej niego. Odchyliłam głowę delikatnie w bok, kiedy jego palce
musnęły moją szyję, odsuwając moje włosy.
Uwielbiam być w jego ramionach i nie jestem sobie w
stanie wyobrazić, że teraz cokolwiek mogłoby pójść nie tak i musielibyśmy się
rozstać. To dopiero pięć miesięcy, a ja już byłam całkowicie uzależniona od
niego. Za każdym razem, kiedy się żegnaliśmy, ja już tęskniłam i nie mogłam się
doczekać kolejnego spotkania z nim.
Wzdychając cicho obróciłam się w jego ramionach i
spojrzałam w górę, zatrzymując spojrzenie na jego niebieskich tęczówkach, w
których igrały wesołe iskierki. Blondyn uśmiechnął się do mnie czule i pochylił
się w moją stronę. Przymknęłam oczy
oczekując kolejnego słodkiego pocałunku, ale nie otrzymałam go. Zamiast tego
rozdzwoniła się moja komórka. Jęknęłam z niezadowolenia i oparłam czoło na jego
barku, gdy on sięgnął za siebie, gdzie na stole leżał mój telefon.
- Rax – wymruczał Niall podając mi Blackberry.
- Czego chcesz? – westchnęłam ciężko, wreszcie
rozumiejąc dlaczego ją irytowało jak ja przeszkadzałam jej i Zaynowi.
Czyżby
rewanż?
- Może łaskawie zwleczesz tyłek na dół pomóc mi z
zakupami? – spytała.
- Jestem zajęta – powiedziałam. To nie do końca
kłamstwo, prawda? W końcu jestem zajęta swoim facetem.
- To Nialla wyślij – rzuciła jak gdyby nigdy nic.
- Nie ma go tu – skłamałam gładko. Nie miałam ochoty
wypuszczać go nigdzie. W końcu jest mój, nie? Niech sobie Zayna gania, o!
- Serio? – aż za dobrze słyszałam ironię w jej głosie.
– A jak zarysuję kluczykami to czarne Suzuki, obok którego zaparkowałam, to kto
przyleci z wrzaskiem?
- Dobra, pójdę – westchnęłam ciężko, mrużąc groźnie
oczy.
Tsa, jakby
jeszcze mogła to zobaczyć, nie?
- Nie rób tej miny – powiedziała.
- Jakiej?
- Tej, którą zawsze robisz jak jesteś niezadowolona.
Wkurwia mnie – jej ton mimo wszystko był przyjemny.
- Nie widzisz mnie – zauważyłam. Rozejrzałam się po
kuchni.
Ma tu
kamery, czy co?
- Znam cię. To wystarczy – zaśmiała się krótko. –
Bierz blondyna i przychodź. – rozłączyła się, a ja zirytowana odsunęłam się od
chłopaka i rzuciłam telefon na stół.
- Wygląda na to, że idziemy pomóc Ishardi –
powiedziałam, po czym pocałowałam go przelotnie i pociągnęłam za rękę do drzwi.
Po drodze złapałam jeszcze ciepłą bluzę i ubrałam ją
na siebie. Mamy listopad. Nie uśmiecha mi się złapanie jakiegoś przeziębienia
czy czegoś temu podobnego.
- A w ogóle to w czym mamy pomóc Rax? – spytał blondyn
przywołując dla nas windę.
- Robiła zakupy na imprezę dzisiejszą – uśmiechnęłam
się gdy objął mnie ramieniem i spojrzałam na jego t-shirt. – A tobie nie za
gorąco dziś?
- Mam w samochodzie kurtkę chyba – pocałował mnie
przelotnie, po czym pociągnął za sobą do wnętrza windy. – Co za impreza?
- Nie mam pojęcia. Dowiedziałam się jak wróciłam z
pracy. Ishardi coś organizuje. Mówiła, że wpadniecie całą szóstką. Nie
wiedziałeś?
- Pewnie Zayn jeszcze nie zdążył nas poinformować
zanim wyszedłem – uśmiechnął się do mnie i jeszcze bardziej przyciągnął do
siebie, gdy wyszliśmy na mroźne powietrze.
- Nareszcie – jęknęła Rax stojąc przy aucie.
- Przeraża mnie jak blisko mojego samochodu
zaparkowałaś – mruknął Niall patrząc sceptycznie na niewielką przerwę między
Suzuki a Impalą. – Nie zarysowałaś? – puścił mnie i podszedł do swojego
samochodu sprawdzając, czy moja przyjaciółka nie zostawiła na nim śladu
wysiadając z Impali.
- Pieprz się Horan – syknęła. – Stanąłeś na moim
ulubionym miejscu. Ciesz się, że cię nie przestawiłam. – Posłała blondynowi
jedno ze swoich groźnych spojrzeń. – Łap zakupy, a nie oglądasz tą swoją kupę
złomu!
- Powiesz nam teraz z jakiej okazji ta impreza?
Wnioskując po tym wszystkim, mamy co oblewać – powiedziałam rozglądając się po
kuchni zastawionej zakupami, które dopiero co przynieśliśmy.
- Nie możecie poczekać do wieczora, aż się zjawi
reszta? – spytała, w odpowiedzi na co spojrzałam na nią jak na kretynkę. –
Podpisałam kontrakt – uśmiechnęła się szeroko.
- Jaki? – zmarszczyłam brwi próbując sobie przypomnieć
czy coś wcześniej mówiła o jakimś kontrakcie.
- Na przemyt nielegalnych kaktusów na ninja-lamach z Meksyku
– jęknęła zrezygnowana.
- Rax – warknęłam ostrzegawczo.
- No płytowy, a jaki?! – zawołała wyrzucając ręce w
powietrze ze zirytowaniem.
- Boże, serio? Gratulacje! – rzuciłam się na
przyjaciółkę, ściskając ją mocno. Tak długo czekała i wreszcie się udało. Nagra
własną płytę. – Będziesz gwiazdą!
- Już jest – uśmiechnął się Niall, podchodząc do nas.
– Jadąc tutaj, słyszałem twój kawałek w radiu. Gratuluję – powiedział ściskając
Rax. – Więc kiedy wchodzisz do studia?
- Szczegóły jak przyjedzie reszta. Nie chce mi się
wszystkiego dwa razy opowiadać – rzuciła przez ramię, wychodząc z kuchni. – Idę
się ogarnąć na imprezę.
- A to wszystko? – zawołałam za nią, patrząc na
reklamówki z alkoholami, chipsami i tym podobnymi.
- Wierzę w ciebie – krzyknęła, po czym usłyszałam trzaśnięcie
drzwi od jej pokoju i jęknęłam z niezadowoleniem.
- Pomogę ci. – Niall oplótł mnie ramionami i pocałował
mój policzek.
- Chyba nie masz wyjścia – westchnęłam odwracając
głowę w jego stronę i całując go. – Sama tego nie ogarnę.
- Więc do roboty – Blondyn klasnął w dłonie i zabrał
się za wyciąganie alkoholu i pakowanie go do lodówki, a ja podeszłam do szafki
w rogu pomieszczenia, żeby wyjąć z niej szkło.
- Idę się jeszcze przebrać, zanim chłopaki przyjadą –
powiedziałam do Nialla, gdy staliśmy w salonie, sprawdzając czy wszystko jest
gotowe. Dochodziła dwudziesta i szczerze mówiąc miałam nadzieję, że panowie i
Danielle choć trochę się spóźnią. Rax odkąd wróciła, nie wyszła z pokoju.
- Okay – Niall pocałował mnie szybko i rzucił się na
stojący niedaleko fotel, a ja wyszłam na korytarz. Nie zrobiłam nawet trzech
kroków, gdy usłyszałam pukanie. Westchnęłam ciężko, słysząc śmiech Nialla i
powlekłam się do drzwi.
- Punktualni co do minuty – powitał mnie z szerokim
uśmiechem Lou.
- Nie mogłeś chociaż raz, jak porządny gej szykować
się ten kwadrans dłużej? – spytałam z wyrzutem, przepuszczając gości w
drzwiach. Przy okazji zmierzyłam spojrzeniem Danielle. Wyglądała ślicznie w
swojej kremowej, koronkowej sukience.
- Jestem gejem, nie babą – mruknął urażony mój
przyjaciel i odwiesił swój i Hazzy płaszcz. Jak widzę, tylko mój facet jest tak
gorący, że o tej porze roku biega w samej koszulce.
- Rozgośćcie się. Niall jest w salonie, a ja skoczę
się przebrać – uśmiechnęłam się do pozostałych, ignorując uwagę Lou. – Zayn,
jeśli możesz, wyciągnij Rax z jej pokoju
– zwróciłam się do bruneta, na co zgodził się skinieniem głowy i jako pierwszy
ruszył w głąb mieszkania.
- Tommo, tylko nie upij się zanim wrócę – posłałam
chłopakowi wredny uśmieszek i szybko uciekłam do siebie.
super rozdział i ta radość Ishardi, aż przyjemnie się czyta. Niall i Shay są tacy szczęśliwi razem:) oby byli jak najdłużej. czekam na kolejny rozdział.:) wasz wierny fan John.
OdpowiedzUsuńJ.W.
OdpowiedzUsuńand:
- Nie mogłeś chociaż raz, jak porządny gej szykować się ten kwadrans dłużej?
-Jaki? (...) - Na przemyt nielegalnych kaktusów na ninja-lamach z Meksyku.
- Pieprz się Horan – syknęła. – Stanąłeś na moim ulubionym miejscu. Ciesz się, że cię nie przestawiłam.
- Serio? – aż za dobrze słyszałam ironię w jej głosie. – A jak zarysuję kluczykami to czarne Suzuki, obok którego zaparkowałam, to kto przyleci z wrzaskiem?
Leżę i nie wstaję. dziękuję za rozdział. <33
I SHIPP ZARDI. *_* ~DŻEEJ.