Ishardi
Drugi
dzień męczyły mnie sporadyczne fale wymiotów i gorsze samopoczucie. Na przemian
jadłam i mówiłam, że nigdy więcej nic nie tknę. Miałam lekką gorączkę i co
kilka godzin miałam lekkie bóle głowy, a do tego cztery razy na godzinę
chodziłam do toalety, chociaż piłam stosunkowo niewiele.
-Zayn –
jęknęłam żałośnie, kiedy mój mąż gładził mnie delikatnie po plecach, ponieważ
okazyjnie nie warczałam na wszystko dookoła. –Zaskarżę ich o to pieprzone
sushi. Zatrułam się tym.
-Widzę –
mruknął, całując mnie w kark. –Spokojnie, do jutra powinno ci przejść.
-A jak nie? –
burknęłam, podnosząc się i patrząc na niego sceptycznie. –To była jakaś super
ohydna ryba, skoro trzyma mnie tak długo. Wymiotuję, mam bóle głowy, lekką
gorączkę i często odwiedzam łazienkę, a do tego spóźnia mi si…
W tym
momencie doznałam olśnienia. Nie dokańczając zdania, spojrzałam na mojego męża
z szokiem wypisanym na twarzy i popędziłam po schodach do łazienki dla gości,
układając sobie to wszystko w głowie. Modliłam się, żebym nie miała racji i
żeby to mimo wszystko było zatrucie.
Zayn krzyknął za mną, kiedy wpadłam do łazienki i
zamknęłam drzwi na zasuwkę za sobą, ale nie odpowiedziałam. Dopadłam dolnej
szafki i grzebałam w niej chwilę, aż w końcu znalazłam prostokątne opakowanie, którego
szukałam.
Palce mi
drżały, kiedy otwierałam kartonowe wieczko i wyjmowałam ten przeklęty kawałek
plastiku. Szybko spojrzałam na kartkę na sposobem użycia, po czym zrobiłam, co
było do mnie należne i czekałam. Zayn pewnie myślał, że znowu zwracam, więc nie
dobijał się do drzwi, a zapewne siedział na górze i czekał, aż wrócę.
Po pięciu
minutach modlenia się o cud, otworzyłam oczy i odwróciłam patyczek tak, żeby
móc zobaczyć, czy się mylę, czy niestety nie. I kiedy zobaczyłam wynik,
otworzyłam usta i miałam wrażenie, że serce zatrzymało mi się na dłuższą
chwilę. Poczułam, jak w oczach wzbierają mi łzy, po czym podniosłam się powoli
i wróciłam na górę, opuszczając rękę wzdłuż ciała i pozwalając łzom, żeby
płynęły spokojnie po moich policzkach.
Zayn siedział
na łóżku. Kiedy weszłam do sypialni, podniósł się i podszedł do mnie,
przytulając i pytając, co się stało. Odepchnęłam go trochę mocniej, niż
planowałam, przez co spojrzał na mnie zdziwiony, marszcząc brwi. Wzięłam
rozedrgany oddech i wybuchłam nową falą płaczu, zakrywając usta i kręcąc głową.
-Powiesz mi,
co do cholery się stało? – zapytał ze zdenerwowaniem chłopak.
Bez słowa wyciągnęłam w jego stronę rękę, pokazując
mu test ciążowy wynikiem w jego stronę. Dwie bordowe kreski raziły mnie w oczy
i nie mogłam zrozumieć, jakim cudem tam są.
-T-ty jesteś
w… - Zayn spojrzał na mnie zszokowany. –Ale jak…
-A jak się
kurwa robi dzieci?! – krzyknęłam, przechodząc na drugą stronę łóżka i siadając
na pościeli.
Ukryłam twarz w dłoniach, kładąc ten przeklęty badyl
na kolanach i próbując jakkolwiek się uspokoić, co niespecjalnie mi wychodziło.
-Zawsze
wyobrażałam to sobie tak – zaczęłam nie podnosząc spojrzenia – że kupię test
ciążowy, pójdę do toalety, zrobię swoje, wyjdę do swojego męża i będziemy żyć
długo i szczęśliwie. Po czym wpadam do kibla jak po ogień, szczam na ten patyk,
a teraz uświadamiam sobie, że właśnie przegrałam nam obojgu życie.
Rozpłakałam
się jeszcze bardziej, ale po chwili poczułam wokół siebie silne ramiona i
wtuliłam się w nie. Zayn gładził mnie po plecach i na przemian krążył drobne
kółka kciukami, uspokajając mnie powoli.
Kiedy byłam już wystarczająco spokojna, żeby móc z
nim porozmawiać, pocałował mnie we włosy i odsunął delikatnie, patrząc mi w
oczy.
-Po pierwsze,
to nie jest twoja wina, tylko moja – powiedział z pełną powagą. –Po drugie,
wcale nie przegrałaś nam życia, bo dziecko to nie klątwa. A po trzecie… dobrze
wiesz, że jeśli chcesz, możemy zrobić coś, żeby…
-Nie poddam
się aborcji – warknęłam, wyrywając się mu. –Nie usunę ciąży. Wpadłam, trudno,
może być ciężko, nie jestem tak szczęśliwa jak myślałam, że będę, dowiadując
się że zostanę matką, niestety, zdarza się. Ale nie usunę ciąży.
-W porządku –
powiedział powoli Zayn, patrząc na mnie w taki sposób, jakby nadal nie do końca
docierało do niego to, co się dzieje. –To twoja decyzja, twoje ciało. Twój
wybór.
-A ty
chciałbyś, żeby go nie było?
Nieświadomie położyłam dłoń w dole brzucha, patrząc
na męża niezbyt pewnie.
-Nie! –
zaprzeczył, po czym zagryzł dolną wargę. –Ja po prostu… nie wiem, czy jesteśmy
gotowi. Boję się, że albo my coś zrobimy źle, albo dziecku będzie źle. Nasz
tryb życia, to wszystko…
Milczałam, patrząc w bok. Miałam mętlik w głowie i
nie wiedziałam, co mam robić. Byłam rozbita i czułam się źle.
-Ishardi…
-Gdyby to
zależało ode mnie, poczekałabym jeszcze kilka lat. Ale to nie zależy ode mnie,
bo to już się stało – powiedziałam głucho, przenosząc wzrok na Zayna. –To się
stało i nic już nie zrobimy, Zayney. Mamy kilka miesięcy, żeby oswoić się z tym
wszystkim i nauczyć się bycia rodzicami. Też się boję, że coś pójdzie nie tak,
też się boję, że wszystko się rozleci albo że nie damy rady wychować dziecka i
pracować… ale czasu nie cofniemy.
Zayn objął
mnie, kładąc dłoń na mojej, nadal ułożonej na podbrzuszu. Pocałował mnie w
policzek, w brodę, a potem musnął moje usta swoimi. Trwaliśmy tak przez chwilę,
nie odsuwając się od siebie, po czym przejechał czubkiem swojego nosa po moim.
-Kocham cię,
wiesz? – powiedział cicho, a ja kiwnęłam potakująco głową. –Nie obchodzi mnie,
co powiedzą media, rodzina czy chłopcy. Mam to gdzieś. Damy sobie radę, Mała,
wszystko będzie dobrze.
-Musi być
dobrze.
-Będzie –
zapewnił, jeszcze raz stykając nasze nosy. –Będzie dobrze. Oboje kochamy
dzieci. Jesteś opiekuńcza i nigdy nie pozwoliłaś, żeby jakiekolwiek dziecko
czuło się źle będąc przy tobie. Jestem pewny, że dziecko żadnemu z nas nie
zniszczy kariery, a może nawet da nam więcej energii i motywacji do pracy.
-Może…
-Będzie
dobrze, kochanie. Wierzę w to, naprawdę. Wszystko będzie w porządku, po prostu
zakładamy rodzinę.
-Jest
początek sierpnia, jesteśmy małżeństwem niecałe cztery miesiące, a znamy się
lekko ponad rok. A teraz spodziewamy się dziecka – powiedziałam, czując, że te
słowa brzmią ciężko i nieprzyjemnie. –Boję się, rozumiesz? Boję się, że nasz
związek się rozleci.
-Kochanie,
kochasz mnie?
-Oczywiście,
że tak!
-A kochałabyś
nasze dziecko?
-Zadajesz
idiotyczne pytania. To przecież jasne, że tak.
-I kochałabyś
je równie mocno, gdyby urodziło się za dziewięć miesięcy od teraz, jak gdyby
przyszło na świat za, na przykład, trzy lata?
-Tak.
-Widzisz? –
szepnął, patrząc na mnie i ocierając mi ślady po łzach z policzków. –Wiem, że
to jest trudne, wiem, że się boisz. Sam boję się jak cholera. Ale w rodzinie
przecież nie chodzi o wątpliwości, tylko o uczucia, prawda?
-Prawda.
-Kocham cię –
powiedział, całując mnie w czoło – ponad wszystko. Jeśli chcesz donosić ciążę,
popieram cię. Damy sobie radę, tygrysku, wierzę w to. I wierzę w to, że
będziesz cudowną matką i poradzimy sobie ze wszystkim, razem. Nawet, gdybym
musiał odejść z zespołu.
-Nie
odejdziesz z zespołu! – fuknęłam, patrząc na niego jak na ostatniego kretyna.
–Ja mogę na kilka miesięcy ograniczyć działalność do sporadycznego pojawiania
się tu i tam z wywiadami, ale ty nie odejdziesz z zespołu choćby świat się
walił, rozumiesz? Nie pozwalam ci!
-Chcesz
wychować je beze mnie? – zapytał trochę urażony.
Sprzedałam mu blaszkę w czoło.
-Ogłupiałeś?
Wydaje mi się, że znajdziesz czas, żeby bywać tutaj wystarczająco często, a
kiedy maleństwo troszkę podrośnie, będziemy cię odwiedzać.
-To jest
kwestia do przedyskutowania – mruknął Zayn. –Ale poradzimy sobie, prawda?
-Poradzimy
sobie.
Shay
Obudziłam
się w swoim łóżku, ubrana we wczorajszy dres i koszulkę, przytulona do śpiącego
jedynie w bokserkach Nialla. Szybko wyłączyłam dzwoniący budzik i najostrożniej
jak potrafiłam, podniosłam się i zabierając swoje rzeczy poszłam od razu do
łazienki.
Wzięłam
prysznic, ubrałam się, zrobiłam makijaż i związałam włosy, po czym uważając,
żeby nie hałasować ruszyłam w stronę kuchni, po drodze zaglądając do salonu,
gdzie na kanapie spał Harry. Upewniłam się, że go nie obudziłam, po czym
weszłam do kuchni. Znalazłam na parapecie notatnik, z którego wyrwałam kartkę i
napisałam na niej krótką wiadomość do Nialla, że wyszłam do pracy i żeby
zadzwonił, jak wstanie, po czym położyłam ją na stole, razem z zapasowym
kompletem kluczy.
Spojrzałam
na zegarek i wzdychając ciężko, ruszyłam na korytarz. Ubrałam szpilki, złapałam
żakiet, torebkę i wyszłam, zamykając chłopaków w mieszkaniu.
Dużo bym dała, żeby móc tak po prostu zostać z nimi,
spać do południa, a później się obijać, ale cóż, praca mi na to nie pozwala. Niall
coś tam wspominał, że mogłabym wreszcie wziąć wolne, bo nie licząc tych dwóch
dni z okazji ślubu Ishardi, pracuję praktycznie siedem dni w tygodniu, ale na
razie nie mogę sobie na to pozwolić. Pracuję na swoją pozycję w obu miejscach,
więc muszę się wykazać dyspozycyjnością.
Zaparkowałam
samochód przed siedzibą BBC Radio One, ale zamiast iść od razu do radia,
przebiegłam przez ulicę, gdzie znajdowała się kawiarnia, którą odwiedzam
codziennie rano. Już tradycyjnie wzięłam dwie czarne kawy na wynos i dopiero
teraz mogłam spokojnie iść do pracy.
W holu
uśmiechem przywitała mnie recepcjonistka, której imienia nie umiem zapamiętać.
Odwzajemniłam i przeszłam do wind, żeby dostać się na swoje piętro.
- Shay! – usłyszałam za sobą i odwróciłam się mało
nie wylewając kawy.
- Louis? – nie spodziewałam się go tutaj. Szedł
właśnie do mnie szybko, wyglądając jak siedem nieszczęść. – Co ty tu robisz?
- Chciałem pogadać – powiedział podchodząc do mnie i
całując mnie na powitanie.
- Jestem w pracy, Lou – westchnęłam ciężko. Nie
lubię spławiać przyjaciół.
- Zaczynasz za jakiś kwadrans dopiero – spojrzał na
mnie błagalnie i zwyczajnie nie byłam w
stanie odmówić.
- Chodź – weszłam do pustej windy, która się właśnie
otworzyła, a po chwili Lou dołączył do mnie. – Więc co się dzieje?
- Mam poważny problem – westchnął ciężko, pocierając
dłonią skronie. Wyglądał w tym momencie na wiele starszego i dojrzalszego niż
jest, a mnie aż coś zakuło w sercu na ten widok. Nienawidzę, kiedy coś złego
dzieje się w życiu ludzi, których kocham.
- Chodzi o Harry’ego? – spytałam wprost, kiedy winda
zatrzymała się na naszym piętrze.
- Skąd wiesz? Rozmawiałaś z nim? – Louis ożywił się
na wzmiankę o swoim narzeczonym.
- Siadaj i poczekaj na mnie – wskazałam
przyjacielowi stolik i fotele przy oknie na końcu korytarza, a sama przeszłam
dwuskrzydłowe drzwi prowadzące do studia, w którym był już Nick. – Hej –
uśmiechnęłam się do mężczyzny i podałam mu jego kawę. Swoją odstawiłam na
stolik i ściągnęłam żakiet i razem z torebką powiesiłam go na swoim fotelu.
- Dzisiaj wcześniej? – Nick posłał mi szeroki
uśmiech, upijając łyk swojej kawy. – Co słychać?
- Zaraz ci powiem. Tylko muszę najpierw wyjść
jeszcze na chwilę – posłałam mu przepraszający uśmiech i wyszłam na korytarz do
Lou, który siedział na fotelu ze spuszczoną głową. Usłyszał, że podchodzę i
spojrzał na mnie zmęczonymi oczami.
- Spałeś chociaż trochę? – spytałam siadając
naprzeciw niego i opierając się o stolik, pochyliłam się w jego stronę.
- Wiesz gdzie jest Harry? – zignorował moje pytanie.
– Nie odbiera moich telefonów od kiedy wczoraj wieczorem wyszedł jak się
pokłóciliśmy. I chłopaki też nie wiedzą gdzie jest, a Niall tylko mnie
opieprzył, że go z samego rana budzę i się rozłączył.
- Tylko się pokłóciliście, Lou ? – złapałam jego
rękę i gładziłam uspokajająco. – Harry’emu nic nie jest. Pewnie jeszcze śpi.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nocował u mnie – sprostowałam. – Powiedział mi, że
się pokłóciliście o ujawnienie się i on wyszedł. Nie wiem nic więcej.
- Prawie go uderzyłem – szepnął Lou, a ja
wyprostowałam się, patrząc na niego w szoku. Mój Louis nigdy nie był typem,
który potrafił kogoś uderzyć. Zdarzało mu się z kimś ostro pokłócić, czasem
kogoś szarpnąć, ale nigdy nie widziałam, żeby kogoś uderzył, a znamy się
przecież od zawsze.
- Słucham?
- Prawie, Shay. Nie zrobiłem tego, tylko…
- Boże, Louis – jęknęłam pocierając twarz dłońmi. –
Harry powiedział mi, że się ostatnio kłócicie i że wczoraj przegiąłeś, ale nie
spodziewałam się, że posunąłeś się do podniesienia na niego ręki.
- Straciłem nad sobą panowanie! – zawołał. –
Kłóciliśmy się i powiedział, że się zmieniłem i że już nie jestem nawet sassy,
tylko jestem zwykłym dupkiem. I jakoś to zniosłem, ale jak powiedział, że
myśli, że coraz mniej dla mnie znaczy, bo nawet nie chcę podjąć próby ujawnienia
się, a jesteśmy przecież zaręczeni, i że czasem
już mnie nie poznaje i że się zmieniłem, nie wytrzymałem. Ale nie
uderzyłem go. Przyrzekam Shay. Nie zrobiłem tego i nigdy nie zrobię. – W oczach
mojego przyjaciela przez moment błysnęły łzy. – Nie zrobiłbym mu tego. Kocham
go. – wyszeptał ledwie dosłyszalnie, a ja wstałam ze swojego miejsca i
podeszłam do niego. Usiadłam na krawędzi jego fotela i przytuliłam go do
siebie.
- Jesteś kretynem Louis. I zdarza ci się być
dupkiem, ale Hazz też cię kocha. Może i teraz jest na ciebie zły i zostawił cię
wczoraj samego, ale to po to, żeby ochłonąć i nie powodować więcej spięć.
Myślę, że powinieneś dać mu jeszcze trochę czasu, a później zadzwonić do niego,
przeprosić za to co zrobiłeś i poprosić, żeby wrócił do domu. A do tego czasu
Niall na pewno zadba o Hazzę.
- Dzięki – szepnął Lou odsuwając się ode mnie i
wreszcie delikatnie uśmiechając, ale ten uśmiech nie sięgnął oczu. – Kocham
cię.
- Wiem Lou-Lou. A teraz jedź do domu, prześpij się i
ogarnij, żeby nie wystraszyć później Hazzy swoim wyglądem – odwzajemniłam
uśmiech –Ja już muszę wracać do pracy – jeszcze raz, szybko go uściskałam i
wstałam ze swojego miejsca.
Lou odprowadził mnie do drzwi studia, gdzie się
pożegnaliśmy i on pojechał do siebie, a ja zaczęłam kolejny, taki sam jak inne,
dzień wypełniony najpierw pracą tutaj, a później w redakcji.
w mojej głowie teraz trwa jedna wielka bitwa o to kogo fangirlować na pierwszym miejscu.
OdpowiedzUsuńzardi, niaya czy larrego (tak też się sobie dziwię xd) czy może zardi, czy może.. no dobra, momentu zardi w ty rozdziale nic nie przebije i nie będzie w stanie przebić.
jednym słowem było BIM BAM DABI DI BUM są tego konsekwencje i bardzo podoba mi się w jaki sposób oboje rozwiązują sprawę. są ze sobą rozmawiają, wspierają się.. no po porostu tak jak powinno być.
co do reszty rozdziału.. zawsze chciałam być jak Shay. serio.
wychodzi rano zostawia kartkę, uważa by nie pobudzić przyjaciela i chłopaka, jest kimś na kim zawsze można się oprzeć, która dochowa tajemnicy.
na zakończenie dodam, iż wyrażam nadzieję na rozwinięcie akcji pomiędzy harrym i lou, więcej momentów niay i zardi.. jednym słowem to co zawsze tylko jeszcze bardziej.
dzięki za rozdział, pozdrawiam i czekam na następny: DŻEEJ