Whiskeyin the jar - Metallica
Shay
Gdy
w piątkę wróciliśmy do mieszkania, ja i
chłopaki od razu zainstalowaliśmy się w salonie, a Rax skręciła do kuchni.
Niall z Zaynem rozsiedli się na fotelach, a ja i Lou wylądowaliśmy na sofie.
Wzięłam w dłonie kubek, ze swoją prawie zimną już kawą i usiadłam bokiem, kładąc
nogi na siedzeniu, tuż obok Lou. Po chwili chłopak złapał mnie za łydki,
przekładając moje nogi ponad swoimi udami i przysuwając się tak, że mógł mnie
objąć. Posłałam mu niepewne spojrzenie, a on jedynie uśmiechnął się szeroko i
potarł dłonią moje ramię.
Uwielbiałam
siedzieć z nim w ten sposób i cholernie za tym tęskniłam przez ostatnie trzy
lata, kiedy widywaliśmy się tylko na moment, na mieście, żeby w biegu wypić ze
sobą kawę i powiedzieć, z grubsza, co nowego słychać. Nawet rozmowy przez
telefon były krótkie i zdawkowe, bo jak nie przeszkadzały nam różnice stref
czasowych, to przy Louisie ciągle ktoś był i chłopak nie mógł za wiele
powiedzieć.
To
nadal trochę dziwne, siedzieć z nim, we własnym mieszkaniu, zupełnie jak
dawniej, w Doncaster. Ale dziwne w ten dobry, przyjemny sposób. To pewnie
kwestia tylko tego, że odzwyczaiłam się od bezpośredniego kontaktu z nim, od
jego złośliwego uśmieszku i zamiłowania do wtrącania się we wszystko, od
głupich żartów i tego, że uwielbia utrzymywać kontakt fizyczny z ludźmi, więc
ciągle wszystkich dotyka, przytula, itp.
- Dobra, czy
ktoś mi powie, po co zwołaliście zebranie kółka różańcowego? Po mojej
kwiecistej przemowie należą mi się wyjaśnienia. – Ishardi weszła do pokoju i z
zalotnym uśmiechem podała Zaynowi butelkę piwa, po czym usiadła obok mnie.
- Gadaliśmy
z chłopakami wczoraj o tym waszym wyjeździe z nami w trasę – zaczął Niall
spoglądając na swoich dwóch kumpli, jakby szukając ich poparcia. Zayn na moment
oderwał się od bezpardonowego gapienia na Rax i skinął głową w stronę blondyna,
więc ten kontynuował – I doszliśmy do wniosku, że najwyższy czas ustalić parę
drobiazgów, jeśli chodzi o całe przedsięwzięcie.
- Byłem dziś
rano u Simona i okazało się, że wasz wyjazd z nami, wcale nie będzie taki
prosty, jak wydawało się na początku. Podczas gdy samo wchodzenie na backstage w
czasie koncertów, to błahostka, bo wystarczą wam obu identyfikatory z napisem,
na przykład Zayn’s Family – tu Louis
szturchnął lekko moją przyjaciółkę i zaśmiał się cicho na jej warknięcie – tak
mogą być problemy z takimi sprawami jak meldowanie was w hotelach, czy loty
samolotem.
- Czyli nie
pojedziemy? – spytałam czując lekkie ukłucie w sercu, ale nie pozwoliłam sobie
na okazanie tego. – Okay.
- Nie tak
prędko – zaśmiał się Zayn. – Pojedziecie z nami, nawet jakbyśmy mieli z Niallem
instalować was co noc w naszych łóżkach. – Rzuciłam brunetowi szybkie
spojrzenie, a następnie parłam głowę na ramieniu siedzącego obok mnie
przyjaciela i jak mantrę powtarzałam w myślach nie rumienię się, nie rumienię się, ale obrazek zaspanego blondyna,
w łóżku, obok mnie, który Zayn dobrotliwie wpakował mi do głowy, nie miał chyba
ochoty sobie odejść.
Cholera, dlaczego ja myślę o nim w ten sposób?! Jestem
pieprzona hipokrytką! Rzucałam się do Rax, że nie uciekała jak Zayn na imprezie
próbował ją pocałować, a teraz co?! Jestem o niebo gorsza od niej, bo w głowie
mam Nialla w łóżku!
- No dobra,
więc co powiedział Simon? – spytała Ishardi skupiając na sobie tym samym uwagę
chłopców, więc odwróciłam twarz w ich stronę nadal czując, że lekko pieką mnie
policzki i za żadne skarby nie byłam w stanie spojrzeć na Nialla.
- Mówił, że
najlepiej byłoby, gdybyście należały do Crew. – Louis spojrzał na nas. –
Doszliśmy do wniosku, że skoro ty, Ishardi zajmujesz się trochę muzyką,
mogłabyś pomagać naszym technikom. Wiesz, strojenie instrumentów, ustawianie
mikrofonów i te sprawy. – Uśmiechnął się, gdy moja przyjaciółka skinęła głową.
– A Shay pomoże Lou. Przyda jej się pomoc, zwłaszcza, że Lux ma jedzie z nami.
- Kto to
Lou? I Lux? – zmarszczyłam brwi.
- Lou Teasdale to nasza stylistka – poinformował mnie Zayn. – A Lux
to jej mała córeczka.
- Czyli mam
grzebać w ciuchach, tak? – mruknęłam. Nigdy nie byłam fanką mody, ale cóż. Jak
mus, to mus.
- Mniej
więcej. – Uśmiechnął się brunet przytykając do ust butelkę i upijając potężny
łyk piwa. Obserwowałam, jak jego jabłko Adama poruszało się pod skórą, gdy
przełykał.
Cholera, nie dziwię się Rax, przystojny jest.
CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE?!
Chyba czas
na ewakuację.
- Okay
panowie – mruknęłam zestawiając nogi na podłogę. – I ty, kocie. – Spojrzałam na
przyjaciółkę. – Milutko się gawędzi, ale nic nie wyniknie z tych naszych
planów, jeśli nie zdam egzaminów, a nie zdam ich, jeśli się nie nauczę, więc
pozwolicie, że wrócę do książek. – Rozejrzałam się po znajomych i szybko
wyszłam z pomieszczenia.
Miałam
ochotę jęknąć z przyjemności, gdy dotarłam do ostatniego zdania tekstu, który
czytałam, a tym samym skończyłam uczenie się przed egzaminami. Ograniczyłam się
jednak tylko do westchnienia ulgi, gdy w pełni zdałam sobie sprawę z tego, że
czuję się przygotowana do odpowiedzi, jaka mnie czeka za dwa dni.
Podniosłam
się więc z łózka i zebrałam wszystkie porozrzucane na nim kartki z notatkami i
schematami. Złożyłam je w stos, na stojącym pod oknem biurku i obok nich
ustawiłam równo książki, z których korzystałam, a cichy głosik w mojej głowie,
z entuzjazmem oznajmił mi, że zaglądałam do nich po raz ostatni. Szybko
poprawiłam nakrycie na łóżku i wyszłam z pokoju, z zamiarem znalezienia Ishardi
i oznajmienia jej, że już możemy iść biegać, ale z korytarza cofnął mnie
dzwonek mojego telefonu. Wróciłam więc do pokoju i biorąc do ręki komórkę,
spojrzałam na wyświetlacz, a na moją twarz wkradło się zdziwienie.
Mimo, że nie
miałam zapisanego tego numeru, znałam go, bo przez ostatnich kilka dni wymieniłam
z nim ponad setkę sms-ów, ale nigdy do tej pory nie dzwonił.
- Słucham. –
Odebrałam i odruchowo sięgnęłam do włosów zaczęłam bawić się pasemkiem, które
wysunęło mi się spod spinki.
- Hej –
powiedział cicho Niall, a ja uśmiechnęłam się szeroko na ten dźwięk. – Co
robisz?
- Przed
chwilą skończyłam naukę i właśnie miałam iść wyciągnąć Rax na jakieś bieganie,
albo coś – odparłam spoglądając w wiszące nad łóżkiem lustro i skrzywiłam się.
Wyglądam jak małolata flirtująca przez telefon ze szkolnym przystojniakiem.
- Z tego co
mi wiadomo, poszła biegać z Zaynem jakąś godzinę temu.
- Oh, okay –
mruknęłam i założyłam włosy za ucho, myśląc intensywnie o tym, co mogłabym
powiedzieć, żeby nie zapanowała między nami ta cholernie niezręczna cisza. –
Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie?
- Chciałem
spytać, czy nie masz przypadkiem ochoty na spacer – w jego głosie dało się
wyłapać nutkę zdenerwowania, co sprawiło, że znowu się uśmiechnęłam.
- W sumie,
czemu nie. Za ile? I gdzie? – odpowiedziałam, jak na mój gust, za szybko. Wyjdę
na jakąś napaloną psychofankę!
- Wyszedłbym
na bardzo pewnego siebie, gdybym powiedział, że czekam na ciebie pod kamienicą?
– spytał, a ja w ekspresowym tempie znalazłam się przy oknie w pokoju Rax,
które wychodziło na tą stronę budynku, po której znajdował się parking. Nie
odsłoniłam okna, ale widziałam kilka obcych samochodów, z których nie byłam w
stanie wyłowić tego należącego do blondyna.
- Może
trochę – zaśmiałam się odrobinę nerwowo. – Więc ja tylko ubiorę buty i schodzę
do ciebie. – obiecałam.
- No to
czekam – odparł i rozłączył się, a ja szybko pobiegłam do swojego pokoju,
sprawdzić w dużym lustrze jak wyglądam.
Wyciągnęłam
z włosów spinkę, więc opadły luźnymi falami na moje ramiona, a zdecydowanie
nadająca się do ścięcia grzywka przysłoniła mi pół twarzy, więc zgarnęłam ją i
podpięłam wsuwkami do góry. Wyjęłam z szafy koszulę i ubrałam ją na czarną
bokserkę, po czym podwinęłam rękawy do łokci. Spojrzałam na krótkie jeansowe
spodenki zastanawiając się czy ich nie zmienić, ale uznałam, że nie będę
zmuszała Nialla do dłuższego czekania. Wcisnęłam wiec w kieszeń komórkę i
łapiąc po drodze okulary przeciwsłoneczne Rax, bo moje jak zwykle były pewnie
gdzieś na dnie torebki, a znalezienie ich zajęłoby mi wieki, założyłam baleriny
i wyszłam, zamykając za sobą dokładnie drzwi.
Czekając na
windę szybko wybrałam numer przyjaciółki w telefonie i przyłożyłam go do ucha.
- Co? –
warknęła poirytowana odbierając, gdy przede mną otworzyły się drzwi windy.
- Coś się
stało? – spytałam zaniepokojona.
- Nie. Co
chcesz?
- Powiedzieć
ci, że wychodzę na spacer. Z Niallem.
- Super. –
mruknęła i rozłączyła się.
Spojrzałam
na telefon zdziwiona, ale nie miałam czasu zastanawiać się nad zachowaniem
przyjaciółki, bo winda zatrzymała się na parterze. Wyszłam przed kamienicę i
rozejrzałam się.
Był. Stał
opierając się o drzwi po stronie pasażera, przy granatowym, dużym Suzuki i
patrzył wprost na mnie. Nie widziałam jego oczu, bo ukryte były za czarnymi
okularami, ale czułam na sobie jego spojrzenie.
Uśmiechnęłam
się pogodnie i starając się wyglądać swobodnie ruszyłam do niego.
Kiedy byłam
już o parę kroków od blondyna, oderwał się od auta i podszedł do mnie, całując
w policzek na powitanie. A ja oblałam się rumieńcem. Na pewno cholernie
widocznym rumieńcem. Nie sądziłam, że mnie pocałuje. Licząc od imprezy, to jest
trzeci raz jak się widzimy.
- Zapraszam.
– Chłopak otworzył mi drzwi auta i uśmiechnął się zachęcająco.
- Gdzie
jedziemy? – spytałam, gdy zajmowałam fotel pasażera, a on zamykał drzwi.
- Do parku
na przedmieściach, gdzie raczej nie trafimy na paparazzich – odpowiedział mi
dopiero, gdy zajął miejsce za kierownicą. – Pasy. – Uśmiechnął się do mnie
przyjaźnie, gdy sięgnęłam z boku fotela i odpalił.
Ishardi
Siedziałam sama w pokoju, wiążąc buty. Shay się
uczyła, a ja uparłam się, żeby koniecznie dzisiaj iść pobiegać, w końcu jako
palacz też musiałam dbać o kondycję. Nie bardzo mi się uśmiechało bieganie
samej po parku ze słuchawkami w uszach i swoimi myślami na wolności, ale nikt
chętny się nie znalazł.
Ledwie o tym pomyślałam, otworzyły się drzwi i do
środka zajrzał Zayn. Widząc mnie, uśmiechnął się delikatnie.
-Hej - zagadnął, podchodząc do mnie.
-Hej.
-Wybierasz się gdzieś?
-Dla odmiany nie zapalić - odparłam, wstając i
poprawiając sportowy top, który zawsze zakładałam do wszelkich ćwiczeń.
Thurse, albo masz omamy, albo siedzący przed tobą
samiec właśnie zagapił się na twój brzuch.
-Uhm... - mruknął Zayn, potrząsając głową i
znajdując coś ciekawego na przeciwległej ścianie. -No to... gdzie właściwie
idziesz?
-Nie widać? - wskazałam na siebie ręką. -Mam
zamiar pobiegać. W końcu mam jechać w trasę z One Direction, nie mogę wyglądać
jak beczułka. Trzeba o siebie dbać - posłałam chłopakowi firmowy uśmiech,
dziękując w myślach temu na górze, że mam prawie idealnie proste zęby.
Zayn patrzył na mnie przez chwilę, a potem spojrzał na
swój strój. Przez chwilę panowała cisza, a ja zastanawiałam się, co on u
ciężkiej cholery robi. Potem podniósł na mnie spojrzenie, unosząc zabawnie
jedną brew, i zapytał:
-Nie potrzebujesz może towarzystwa?
Przebiegałam z Zaynem niezbyt szybkim tempem kolejne
ulice, zataczając spore koło wokół naszej kamienicy. Jak na trampki i jeansy,
radził sobie całkiem nieźle.
Wbiegliśmy do jakiegoś mniejszego parku. Zaczynało
robić się odrobinę ciemniej, a ja byłam zbyt zmęczona, żeby patrzeć pod nogi...
co zaowocowało tym, że wywinęłabym cudowny orła cień, gdyby obok mnie nie
zmaterializowało się drzewo.
-Cholera - zaklęłam, opierając się o nie plecami
i biorąc głębszy oddech.
Thurse, jesteś największą porażką tego świata.
Musiałaś się potknął o durny kamyk akurat w JEGO obecności?
-Coś nie tak?
Otworzyłam oczy, spodziewając się tego głosu
odrobinę... dalej. Jednak wcale nie poczułam się zaskoczona tym, że mój
towarzysz stał najwięcej pięć cali ode mnie. Nie poczułam się również
skrępowana tym, że swobodę ograniczały mi ramiona - i to wcale nie moje -
których dłonie oparte były tuż obok moich bioder.
-Teraz wszystko w porządku - mruknęłam, ciesząc
się, że mam niski głos. Nawet, jeśli właśnie podwyższył się o oktawę, nie było
to specjalnie zauważalne. -Bardzo w porządku.
Przez chwilę chłopak mi się przyglądał, mrużąc oczy.
Kiedy znalazł się jeszcze odrobinkę bliżej, zaczęłam w myślach usprawiedliwiać
swój szybszy oddech długim biegiem, a kiedy był jeszcze bliżej... zadzwoniła mi
komórka.
-Kurwa, no nie - zaklęłam, kiedy Zayn się
odsunął. Wyciągnęłam Blackberry z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. -No po
prostu kurwa, no nie - podniosłam głowę do góry. -Boże, czy ty to widzisz?
Odebrałam.
-Co? - warknęłam w słuchawkę, zerkając na Zayna,
który stał z rękoma w kieszeniach i patrzył w zupełnie inną stronę. No pięknie.
-Coś się stało?
-Nie. Co chcesz?
-Powiedzieć ci, że wychodzę na spacer. Z
Niallem.
-Super - mruknęłam gniewnie, przerywając
połączenie.
Słodki Jezu, czy za każdym pieprzonym razem ktoś musi
nam przerywać?!
Nie mając ochoty na jakąkolwiek rozmowę ani
czyjąkolwiek obecność, podłączyłam słuchawki wiszące na szyi do iPoda
ulokowanego w małym plecaczku, gdzie wrzuciłam też wodę i telefon, po czym nie
oglądając się na Zayna ruszyłam niemalże sprintem w drogę powrotną. Nie
obchodziło mnie, czy ruszył za mną czy nie, póki moim krokom rytm nadawało "Whiskey
in the jar" Metalliki.
DZIĘ-KU-JĘ. dobry rozdział. fajnie czyta się to opowiadanie z dwóch różnych punktów widzenia. gdyby nie to.. straciłoby swój urok? naprawdę dobre sytuacje, momenty za które dziękuję, bo wywołały szczery uśmiech na mojej twarzy. spadam czytać dalej jeszcze dwa rozdziały przede mną. :) Dżeej.
OdpowiedzUsuń