Chapter 5


Whiskeyin the jar - Metallica



Shay
Gdy w piątkę wróciliśmy do  mieszkania, ja i chłopaki od razu zainstalowaliśmy się w salonie, a Rax skręciła do kuchni. Niall z Zaynem rozsiedli się na fotelach, a ja i Lou wylądowaliśmy na sofie. Wzięłam w dłonie kubek, ze swoją prawie zimną już kawą i usiadłam bokiem, kładąc nogi na siedzeniu, tuż obok Lou. Po chwili chłopak złapał mnie za łydki, przekładając moje nogi ponad swoimi udami i przysuwając się tak, że mógł mnie objąć. Posłałam mu niepewne spojrzenie, a on jedynie uśmiechnął się szeroko i potarł dłonią moje ramię.
Uwielbiałam siedzieć z nim w ten sposób i cholernie za tym tęskniłam przez ostatnie trzy lata, kiedy widywaliśmy się tylko na moment, na mieście, żeby w biegu wypić ze sobą kawę i powiedzieć, z grubsza, co nowego słychać. Nawet rozmowy przez telefon były krótkie i zdawkowe, bo jak nie przeszkadzały nam różnice stref czasowych, to przy Louisie ciągle ktoś był i chłopak nie mógł za wiele powiedzieć.
To nadal trochę dziwne, siedzieć z nim, we własnym mieszkaniu, zupełnie jak dawniej, w Doncaster. Ale dziwne w ten dobry, przyjemny sposób. To pewnie kwestia tylko tego, że odzwyczaiłam się od bezpośredniego kontaktu z nim, od jego złośliwego uśmieszku i zamiłowania do wtrącania się we wszystko, od głupich żartów i tego, że uwielbia utrzymywać kontakt fizyczny z ludźmi, więc ciągle wszystkich dotyka, przytula, itp.
- Dobra, czy ktoś mi powie, po co zwołaliście zebranie kółka różańcowego? Po mojej kwiecistej przemowie należą mi się wyjaśnienia. – Ishardi weszła do pokoju i z zalotnym uśmiechem podała Zaynowi butelkę piwa, po czym usiadła obok mnie.
- Gadaliśmy z chłopakami wczoraj o tym waszym wyjeździe z nami w trasę – zaczął Niall spoglądając na swoich dwóch kumpli, jakby szukając ich poparcia. Zayn na moment oderwał się od bezpardonowego gapienia na Rax i skinął głową w stronę blondyna, więc ten kontynuował – I doszliśmy do wniosku, że najwyższy czas ustalić parę drobiazgów, jeśli chodzi o całe przedsięwzięcie.
- Byłem dziś rano u Simona i okazało się, że wasz wyjazd z nami, wcale nie będzie taki prosty, jak wydawało się na początku. Podczas gdy samo wchodzenie na backstage w czasie koncertów, to błahostka, bo wystarczą wam obu identyfikatory z napisem, na przykład Zayn’s Family – tu Louis szturchnął lekko moją przyjaciółkę i zaśmiał się cicho na jej warknięcie – tak mogą być problemy z takimi sprawami jak meldowanie was w hotelach, czy loty samolotem.
- Czyli nie pojedziemy? – spytałam czując lekkie ukłucie w sercu, ale nie pozwoliłam sobie na okazanie tego. – Okay.
- Nie tak prędko – zaśmiał się Zayn. – Pojedziecie z nami, nawet jakbyśmy mieli z Niallem instalować was co noc w naszych łóżkach. – Rzuciłam brunetowi szybkie spojrzenie, a następnie parłam głowę na ramieniu siedzącego obok mnie przyjaciela i jak mantrę powtarzałam w myślach nie rumienię się, nie rumienię się, ale obrazek zaspanego blondyna, w łóżku, obok mnie, który Zayn dobrotliwie wpakował mi do głowy, nie miał chyba ochoty sobie odejść.
Cholera, dlaczego ja myślę o nim w ten sposób?! Jestem pieprzona hipokrytką! Rzucałam się do Rax, że nie uciekała jak Zayn na imprezie próbował ją pocałować, a teraz co?! Jestem o niebo gorsza od niej, bo w głowie mam Nialla w łóżku!
- No dobra, więc co powiedział Simon? – spytała Ishardi skupiając na sobie tym samym uwagę chłopców, więc odwróciłam twarz w ich stronę nadal czując, że lekko pieką mnie policzki i za żadne skarby nie byłam w stanie spojrzeć na Nialla.
- Mówił, że najlepiej byłoby, gdybyście należały do Crew. – Louis spojrzał na nas. – Doszliśmy do wniosku, że skoro ty, Ishardi zajmujesz się trochę muzyką, mogłabyś pomagać naszym technikom. Wiesz, strojenie instrumentów, ustawianie mikrofonów i te sprawy. – Uśmiechnął się, gdy moja przyjaciółka skinęła głową. – A Shay pomoże Lou. Przyda jej się pomoc, zwłaszcza, że Lux ma jedzie z nami.
- Kto to Lou? I Lux? – zmarszczyłam brwi.
- Lou Teasdale to nasza stylistka – poinformował mnie Zayn. – A Lux to jej mała córeczka.
- Czyli mam grzebać w ciuchach, tak? – mruknęłam. Nigdy nie byłam fanką mody, ale cóż. Jak mus, to mus.
- Mniej więcej. – Uśmiechnął się brunet przytykając do ust butelkę i upijając potężny łyk piwa. Obserwowałam, jak jego jabłko Adama poruszało się pod skórą, gdy przełykał.
Cholera, nie dziwię się Rax, przystojny jest.
CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE?!
Chyba czas na ewakuację.
- Okay panowie – mruknęłam zestawiając nogi na podłogę. – I ty, kocie. – Spojrzałam na przyjaciółkę. – Milutko się gawędzi, ale nic nie wyniknie z tych naszych planów, jeśli nie zdam egzaminów, a nie zdam ich, jeśli się nie nauczę, więc pozwolicie, że wrócę do książek. – Rozejrzałam się po znajomych i szybko wyszłam z pomieszczenia.


Miałam ochotę jęknąć z przyjemności, gdy dotarłam do ostatniego zdania tekstu, który czytałam, a tym samym skończyłam uczenie się przed egzaminami. Ograniczyłam się jednak tylko do westchnienia ulgi, gdy w pełni zdałam sobie sprawę z tego, że czuję się przygotowana do odpowiedzi, jaka mnie czeka za dwa dni.
Podniosłam się więc z łózka i zebrałam wszystkie porozrzucane na nim kartki z notatkami i schematami. Złożyłam je w stos, na stojącym pod oknem biurku i obok nich ustawiłam równo książki, z których korzystałam, a cichy głosik w mojej głowie, z entuzjazmem oznajmił mi, że zaglądałam do nich po raz ostatni. Szybko poprawiłam nakrycie na łóżku i wyszłam z pokoju, z zamiarem znalezienia Ishardi i oznajmienia jej, że już możemy iść biegać, ale z korytarza cofnął mnie dzwonek mojego telefonu. Wróciłam więc do pokoju i biorąc do ręki komórkę, spojrzałam na wyświetlacz, a na moją twarz wkradło się zdziwienie.
Mimo, że nie miałam zapisanego tego numeru, znałam go, bo przez ostatnich kilka dni wymieniłam z nim ponad setkę sms-ów, ale nigdy do tej pory nie dzwonił.
- Słucham. – Odebrałam i odruchowo sięgnęłam do włosów zaczęłam bawić się pasemkiem, które wysunęło mi się spod spinki.
- Hej – powiedział cicho Niall, a ja uśmiechnęłam się szeroko na ten dźwięk. – Co robisz?
- Przed chwilą skończyłam naukę i właśnie miałam iść wyciągnąć Rax na jakieś bieganie, albo coś – odparłam spoglądając w wiszące nad łóżkiem lustro i skrzywiłam się. Wyglądam jak małolata flirtująca przez telefon ze szkolnym przystojniakiem.
- Z tego co mi wiadomo, poszła biegać z Zaynem jakąś godzinę temu.
- Oh, okay – mruknęłam i założyłam włosy za ucho, myśląc intensywnie o tym, co mogłabym powiedzieć, żeby nie zapanowała między nami ta cholernie niezręczna cisza. – Dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie?
- Chciałem spytać, czy nie masz przypadkiem ochoty na spacer – w jego głosie dało się wyłapać nutkę zdenerwowania, co sprawiło, że znowu się uśmiechnęłam.
- W sumie, czemu nie. Za ile? I gdzie? – odpowiedziałam, jak na mój gust, za szybko. Wyjdę na jakąś napaloną psychofankę!
- Wyszedłbym na bardzo pewnego siebie, gdybym powiedział, że czekam na ciebie pod kamienicą? – spytał, a ja w ekspresowym tempie znalazłam się przy oknie w pokoju Rax, które wychodziło na tą stronę budynku, po której znajdował się parking. Nie odsłoniłam okna, ale widziałam kilka obcych samochodów, z których nie byłam w stanie wyłowić tego należącego do blondyna.
- Może trochę – zaśmiałam się odrobinę nerwowo. – Więc ja tylko ubiorę buty i schodzę do ciebie. – obiecałam.
- No to czekam – odparł i rozłączył się, a ja szybko pobiegłam do swojego pokoju, sprawdzić w dużym lustrze jak wyglądam.
Wyciągnęłam z włosów spinkę, więc opadły luźnymi falami na moje ramiona, a zdecydowanie nadająca się do ścięcia grzywka przysłoniła mi pół twarzy, więc zgarnęłam ją i podpięłam wsuwkami do góry. Wyjęłam z szafy koszulę i ubrałam ją na czarną bokserkę, po czym podwinęłam rękawy do łokci. Spojrzałam na krótkie jeansowe spodenki zastanawiając się czy ich nie zmienić, ale uznałam, że nie będę zmuszała Nialla do dłuższego czekania. Wcisnęłam wiec w kieszeń komórkę i łapiąc po drodze okulary przeciwsłoneczne Rax, bo moje jak zwykle były pewnie gdzieś na dnie torebki, a znalezienie ich zajęłoby mi wieki, założyłam baleriny i wyszłam, zamykając za sobą dokładnie drzwi.
Czekając na windę szybko wybrałam numer przyjaciółki w telefonie i przyłożyłam go do ucha.
- Co? – warknęła poirytowana odbierając, gdy przede mną otworzyły się drzwi windy.
- Coś się stało? – spytałam zaniepokojona.
- Nie. Co chcesz?
- Powiedzieć ci, że wychodzę na spacer. Z Niallem.
- Super. – mruknęła i rozłączyła się.
Spojrzałam na telefon zdziwiona, ale nie miałam czasu zastanawiać się nad zachowaniem przyjaciółki, bo winda zatrzymała się na parterze. Wyszłam przed kamienicę i rozejrzałam się.
Był. Stał opierając się o drzwi po stronie pasażera, przy granatowym, dużym Suzuki i patrzył wprost na mnie. Nie widziałam jego oczu, bo ukryte były za czarnymi okularami, ale czułam na sobie jego spojrzenie.
Uśmiechnęłam się pogodnie i starając się wyglądać swobodnie ruszyłam do niego.
Kiedy byłam już o parę kroków od blondyna, oderwał się od auta i podszedł do mnie, całując w policzek na powitanie. A ja oblałam się rumieńcem. Na pewno cholernie widocznym rumieńcem. Nie sądziłam, że mnie pocałuje. Licząc od imprezy, to jest trzeci raz jak się widzimy.
- Zapraszam. – Chłopak otworzył mi drzwi auta i uśmiechnął się zachęcająco.
- Gdzie jedziemy? – spytałam, gdy zajmowałam fotel pasażera, a on zamykał drzwi.
- Do parku na przedmieściach, gdzie raczej nie trafimy na paparazzich – odpowiedział mi dopiero, gdy zajął miejsce za kierownicą. – Pasy. – Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, gdy sięgnęłam z boku fotela i odpalił.


Ishardi
Siedziałam sama w pokoju, wiążąc buty. Shay się uczyła, a ja uparłam się, żeby koniecznie dzisiaj iść pobiegać, w końcu jako palacz też musiałam dbać o kondycję. Nie bardzo mi się uśmiechało bieganie samej po parku ze słuchawkami w uszach i swoimi myślami na wolności, ale nikt chętny się nie znalazł.
Ledwie o tym pomyślałam, otworzyły się drzwi i do środka zajrzał Zayn. Widząc mnie, uśmiechnął się delikatnie. 
 -Hej - zagadnął, podchodząc do mnie. 
 -Hej. 
 -Wybierasz się gdzieś?
 -Dla odmiany nie zapalić - odparłam, wstając i poprawiając sportowy top, który zawsze zakładałam do wszelkich ćwiczeń.
Thurse, albo masz omamy, albo siedzący przed tobą samiec właśnie zagapił się na twój brzuch.
 -Uhm... - mruknął Zayn, potrząsając głową i znajdując coś ciekawego na przeciwległej ścianie. -No to... gdzie właściwie idziesz?
 -Nie widać? - wskazałam na siebie ręką. -Mam zamiar pobiegać. W końcu mam jechać w trasę z One Direction, nie mogę wyglądać jak beczułka. Trzeba o siebie dbać - posłałam chłopakowi firmowy uśmiech, dziękując w myślach temu na górze, że mam prawie idealnie proste zęby. 
Zayn patrzył na mnie przez chwilę, a potem spojrzał na swój strój. Przez chwilę panowała cisza, a ja zastanawiałam się, co on u ciężkiej cholery robi. Potem podniósł na mnie spojrzenie, unosząc zabawnie jedną brew, i zapytał:
 -Nie potrzebujesz może towarzystwa?

Przebiegałam z Zaynem niezbyt szybkim tempem kolejne ulice, zataczając spore koło wokół naszej kamienicy. Jak na trampki i jeansy, radził sobie całkiem nieźle.
Wbiegliśmy do jakiegoś mniejszego parku. Zaczynało robić się odrobinę ciemniej, a ja byłam zbyt zmęczona, żeby patrzeć pod nogi... co zaowocowało tym, że wywinęłabym cudowny orła cień, gdyby obok mnie nie zmaterializowało się drzewo.
 -Cholera - zaklęłam, opierając się o nie plecami i biorąc głębszy oddech.
Thurse, jesteś największą porażką tego świata. Musiałaś się potknął o durny kamyk akurat w JEGO obecności?
 -Coś nie tak? 
Otworzyłam oczy, spodziewając się tego głosu odrobinę... dalej. Jednak wcale nie poczułam się zaskoczona tym, że mój towarzysz stał najwięcej pięć cali ode mnie. Nie poczułam się również skrępowana tym, że swobodę ograniczały mi ramiona - i to wcale nie moje - których dłonie oparte były tuż obok moich bioder. 
 -Teraz wszystko w porządku - mruknęłam, ciesząc się, że mam niski głos. Nawet, jeśli właśnie podwyższył się o oktawę, nie było to specjalnie zauważalne. -Bardzo w porządku.
Przez chwilę chłopak mi się przyglądał, mrużąc oczy. Kiedy znalazł się jeszcze odrobinkę bliżej, zaczęłam w myślach usprawiedliwiać swój szybszy oddech długim biegiem, a kiedy był jeszcze bliżej... zadzwoniła mi komórka. 
 -Kurwa, no nie - zaklęłam, kiedy Zayn się odsunął. Wyciągnęłam Blackberry z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. -No po prostu kurwa, no nie - podniosłam głowę do góry. -Boże, czy ty to widzisz?
Odebrałam. 
 -Co? - warknęłam w słuchawkę, zerkając na Zayna, który stał z rękoma w kieszeniach i patrzył w zupełnie inną stronę. No pięknie. 
 -Coś się stało? 
 -Nie. Co chcesz? 
 -Powiedzieć ci, że wychodzę na spacer. Z Niallem.
 -Super - mruknęłam gniewnie, przerywając połączenie. 
Słodki Jezu, czy za każdym pieprzonym razem ktoś musi nam przerywać?!
Nie mając ochoty na jakąkolwiek rozmowę ani czyjąkolwiek obecność, podłączyłam słuchawki wiszące na szyi do iPoda ulokowanego w małym plecaczku, gdzie wrzuciłam też wodę i telefon, po czym nie oglądając się na Zayna ruszyłam niemalże sprintem w drogę powrotną. Nie obchodziło mnie, czy ruszył za mną czy nie, póki moim krokom rytm nadawało "Whiskey in the jar" Metalliki.

1 komentarz:

  1. DZIĘ-KU-JĘ. dobry rozdział. fajnie czyta się to opowiadanie z dwóch różnych punktów widzenia. gdyby nie to.. straciłoby swój urok? naprawdę dobre sytuacje, momenty za które dziękuję, bo wywołały szczery uśmiech na mojej twarzy. spadam czytać dalej jeszcze dwa rozdziały przede mną. :) Dżeej.

    OdpowiedzUsuń