Chapter 7



Shay
     Spałam sobie spokojnie, we własnym pokoju, gdy do mojej świadomości przedarło się łomotanie do drzwi, które próbowałam zignorować, starając się przywołać do siebie obrazy, jakie jeszcze chwilę wcześniej przewijały się w mojej głowie.
- Cringely, mówię po raz ostatni! Otwórz te pieprzone drzwi, bo je wywarzę. – Dotarło do mnie wściekłe warknięcie mojej przyjaciółki, więc zirytowana wstałam i z jękiem niezadowolenia powlekłam się do drzwi, których nie otworzyłam od czasu ucieczki z pokoju Rax. Przekręciłam klucz i odsunęłam się przecierając twarz dłonią, próbując odzyskać pełną kontrolę nad swoim ciałem. – Nareszcie – mruknęła dziewczyna wchodząc i bez słowa podeszła do mojej prawie pustej półki, podczas gdy ja z powrotem rzuciłam się w pościel.
Obserwowałam jak Rax ze zmarszczonymi brwiami grzebie w mojej szafce, a następnie z wyrazem triumfu wymalowanym na twarzy wyciągnęła z niej paczkę, należących do mnie LD cienkich, mentolowych.
- Chujowe, ale niech będą – westchnęła wyciągając z paczki trzy sztuki, a resztę rzucając na stojące niedaleko biurko.
- Skąd wiedziałaś? – spytała patrząc na nią z dezorientacją.
- Proszę cię, że palę, nie znaczy, że nie poczułam od ciebie raz, czy drugi – powiedziała posyłając mi pełne litości spojrzenie, obracając w palcach moje papierosy.
- Ale skąd…
- Swoją pierwszą paczkę też wciskałam między ciuchy – przerwała mi z wrednym uśmieszkiem i podeszła do drzwi. – A tak swoją drogą, to skończ z tym. To gówniany nałóg – dodała, po czym wyszła, a ja szybko wstałam i wzięłam paczkę do rąk.
     Z tego co pamiętam, wypaliłam nie więcej niż cztery sztuki, zanim uznałam, że to nie dla mnie. A teraz w paczce brakuje przynajmniej połowy. Więc to nie pierwszy raz, kiedy Rax podprowadziła mi szlugi.
Westchnęłam i wrzuciłam resztę paczki do kosza, po czym uznałam, że mogę się jeszcze na moment położyć.
     W sumie sama nie wiem co mną kierowało, jak kupowałam papierosy. Zawsze byłam przeciwna paleniu i wściekałam się na Rax, że nie chce rzucić. A później sama wydałam kasę na paczkę, jednak szybko przekonałam się, że to nie dla mnie. Nie pasowało mi to drapiące uczucie w gardle, gdy zaciągałam się dymem, ani, że czułam od siebie ten smród, ani też, że musiałabym tyle kasy wydawać na głupią używkę, która bądź co bądź siałaby spustoszenie w moim organizmie. A nie widzi mi się rak płuc, czy tym podobne.

     Gdy weszłam do kuchni, Rax już tam była. Siedziała na parapecie, w otwartym oknie, za którym lało jak z cebra i trzymała telefon przy uchu, słuchając kogoś uważnie. Rzuciła mi jedynie przelotne spojrzenie i ręką, w której trzymała do połowy wypalonego papierosa, wskazała na szafkę po mojej lewej stronie, na której stało dwa kubki. Jeden, zielony, z którego zwisał sznureczek z etykietką Yorkshire Tea, a drugi, biały, pełny czarnej kawy, który z pewnością czekał na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok i posłałam Rax buziaka w powietrzu, na co ona skrzywiła się teatralnie, z obrzydzeniem i pokazała w powietrzu, że  mam sobie zamieszać kawę, po czym wróciła do patrzenia na deszczowy Londyn, a ja zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu jakiegoś jogurtu.
- A, Zayn? I kup mi po drodze do nas papierosy – powiedziała do słuchawki moja przyjaciółka, po czym wysłuchała czegoś jeszcze i rozłączyła się. – Mamy być gotowe za godzinę – poinformowała mnie, spuszczając nogi z parapetu i siadając tyłem do okna.
- Miałaś nie palić w kuchni – mruknęłam niezadowolona, gdy dym zaczął drapać mnie w gardle.
- Miałaś nie lubić papierosów – odparła szybko mrużąc groźnie oczy.
- Bo nie lubię – westchnęłam.
- Ale palisz.
- Nie palę. – Dziwnie się czułam pod jej uważnym spojrzeniem. Jakby skanowała każdy mój gest.
- Racja. Tylko popalasz. – Uśmiechnęła się ironicznie.
- Jednorazowa akcja. – Zajęłam się moim jogurtem.
- No ja myślę. – Zeskoczyła z okna i ruszyła w głąb mieszkania. – Szykuj się. Mamy mało czasu.
- A ty już się nie fochasz na mnie? – zawołałam za nią.
- Chyba mi przeszło – odparła, na co uśmiechnęłam się z ulgą.
Nie znoszę kiedy jest na mnie zła czy obrażona.

- Rax, a widziałaś moją ładowarkę od laptopa? – wbiegłam do kuchni w szukając zguby i jednocześnie próbując spleść włosy. – Cześć chłopaki. – Uśmiechnęłam się do siedzących przy stole Louisa i Zayna.
- Włożyłaś do torby, którą Liam już zabrał na dół – powiedziała grzebiąc w swojej torbie. – Spakowałam paszport, prawda?
- Ja go mam w swojej torebce – odparłam związując warkocz gumką. – Chyba wszystko mamy, nie?
- Chyba – westchnęła Rax zasuwając torbę i ogarniając wzrokiem kuchnię.
- Czego zapomniałyście, to się dokupi – odezwał się Lou, na co obie zgromiłyśmy go wzrokiem.
- No to się zbieramy, co? – spytałam biorąc do ręki przewieszony na krześle płaszcz.
- Czas najwyższy. – Uśmiechnął się Zayn wstając ze swojego miejsca.
- Okay, to ty zamknij mieszkanie, a ja idę jeszcze na moment do garażu. – Ishardi wyszła na korytarz, a Zayn ruszył za nią mrucząc coś o pomocy przy reszcie bagaży.
- Jedziecie z nami w trasę. Trudno uwierzyć, co? – uśmiechnął się do mnie ciepło Louis, gdy sprawdzałam, czy wszystko wyłączyłyśmy i czy wszystkie okna są szczelnie zamknięte.
- Nadal mam wrażenie, że to trochę nierzeczywiste. – powiedziałam zabierając swoją torebkę i wychodząc razem z przyjacielem na klatkę schodową.

Ishardi
     Przylepiałam się do maski Impali, obejmując ją szeroko rozłożonymi ramionami i gładząc pieszczotliwie. Musiałam zostawić swoje dzieciątko zamknięte w garażu, bez matczynej troski i opieki, skazane na kurz i pająki. Jak z tym żyć? 
 -...i że nie opuszczę cię aż do śmierci - wymamrotałam do ciemnogranatowego lakieru, kończąc formułkę pożegnalną. 
Podniosłam się, opierając dłonie na masce. Nie znosiłam rozstawać się z Impalą, ten samochód był kawałkiem mnie, ciężko było mi się bez niego obyć. 
 -Rax, chyba czas się zbierać... - powiedział niepewnie Zayn, stojący cały czas obok mnie. Chyba zebrał w sobie wszystkie siły, żeby się nie roześmiać. -Chodź - mruknął, odciągając mnie za rękę trochę od samochodu.
 -Ale ona będzie tęsknić! - jęknęłam rozpaczliwie, wyciągając rękę w stronę auta. -Będzie mi cię brakować, kochanie! 
Zayn westchnął, próbując ukryć parsknięcie śmiechem. Chciał mnie stąd zabrać jak najszybciej, żeby reszta się nie denerwowała - albo bez nas nie odjechała - ale ja skutecznie się opierałam. 
 -Wobec zaistniałej sytuacji - powiedział oficjalnym tonem, uśmiechając się do mnie - muszę zastosować drastyczne środki.
Nagle znalazłam się ponad metr nad ziemią, zdziwiona tym, co właśnie się stało. Chłopak trzymał mnie na rękach, uśmiechając się zaczepnie i kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Nie próbowałam się wyrywać, ale spojrzałam nad jego ramieniem na samochód, krzycząc:
 -Mamusia cię kocha, skarbie! Niedługo wrócę, obiecuję! WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE! 

     Weszłam za Zaynem do tourbusa czekającego na nas pod kamienicą i od razu powlokłam się do minibaru. Nie zdążyłam nawet zauważyć całej reszty- cierpiałam z powodu rozstania z Impalą i koniecznie musiałam się napić, zanim zacznę normalnie funkcjonować. 
Wskoczyłam na blat i rozejrzałam się dookoła. Mogłam spokojnie powiedzieć, że jeśli chodzi o wielkość, to ten bus jest bardzo blisko naszego mieszkania. A wystrój? Razem z Shay mogłyśmy o takim tylko pomarzyć. 
 -Od kiedy to tourbusy są lepsze, niż mieszkania? - zapytałam Zayna, który właśnie do mnie podszedł. 
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest. 
I nagle w mojej głowie pojawił się chytry plan.
 -A, właśnie - rzuciłam jak gdyby nigdy nic, przeczesując palcami włosy. -Zayney, możesz mi podać piwo? Jestem prawie pewna, że to królestwo jest zaopatrzone w złoty napój bogów. 
Chłopak zaśmiał się i sięgnął do małej lodówki ulokowanej pod blatem. Wyprostował się z dwoma butelkami Heinekena w ręku, stojąc dosyć blisko mnie. Plan nagle nabrał kolorów, a ja niewiele myśląc, pochyliłam się ku niemu i pocałowałam go, jednocześnie delikatnie wyjmując piwa z rąk i odstawiając je na blat obok. 
 -Dziękuję - wymruczałam, odsunąwszy się od Zayna, który stał i gapił się na mnie zaskoczony. -No co się tak patrzysz? Kiedyś musi być ten pierwszy raz - rzuciłam z uśmiechem, otwierając swoją butelkę o blat. 
Ale zanim zdążyłam ją w ogóle podnieść do ust, znów były zajęte. I chociaż tym razem nie z mojej inicjatywy, nie miałam zamiaru się opierać. 

2 komentarze:

  1. Ciekawee. Rax jest strasznie groźna gdy jest zła. Umie sie też dziewczyna ustawić, ledwo co Zayna poznała a już prosi go o kupowanie fajek. Zdecydowanie najlepszą sceną jest pożegnanie z samochodem. Popłakałam się ze śmiechu czytając ją. Mam jedno pytanie. Dlaczego jest tak mało Shay i jej życia z Naillem. Dajcie też jakieś sceny z Larrym i Liamem :) Lubie czytać waszego bloga. Mam nadzieję że będziecie go utrzymywać jak najdłużej :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram przedmówcę. Historia ciekawa. Pisana bez przesady, z humorem i pazurem jednocześnie. Chętnie zobaczyłabym kilka scenek z Larrym, no i więcej Shay! Liam też taki cichociemny. Scenka z samochodem jest wprost genialna. Podoba mi się Wasz pomysł. Z niecierpliwością czekam na dalsze przygody Waszych bohaterów.

    OdpowiedzUsuń