Shay
Spałam
sobie spokojnie, we własnym pokoju, gdy do mojej świadomości przedarło się
łomotanie do drzwi, które próbowałam zignorować, starając się przywołać do
siebie obrazy, jakie jeszcze chwilę wcześniej przewijały się w mojej głowie.
- Cringely, mówię po raz ostatni! Otwórz te
pieprzone drzwi, bo je wywarzę. – Dotarło do mnie wściekłe warknięcie mojej
przyjaciółki, więc zirytowana wstałam i z jękiem niezadowolenia powlekłam się do
drzwi, których nie otworzyłam od czasu ucieczki z pokoju Rax. Przekręciłam
klucz i odsunęłam się przecierając twarz dłonią, próbując odzyskać pełną
kontrolę nad swoim ciałem. – Nareszcie – mruknęła dziewczyna wchodząc i bez
słowa podeszła do mojej prawie pustej półki, podczas gdy ja z powrotem rzuciłam
się w pościel.
Obserwowałam jak Rax ze zmarszczonymi brwiami
grzebie w mojej szafce, a następnie z wyrazem triumfu wymalowanym na twarzy
wyciągnęła z niej paczkę, należących do mnie LD cienkich, mentolowych.
- Chujowe, ale niech będą – westchnęła wyciągając z
paczki trzy sztuki, a resztę rzucając na stojące niedaleko biurko.
- Skąd wiedziałaś? – spytała patrząc na nią z
dezorientacją.
- Proszę cię, że palę, nie znaczy, że nie poczułam
od ciebie raz, czy drugi – powiedziała posyłając mi pełne litości spojrzenie, obracając
w palcach moje papierosy.
- Ale skąd…
- Swoją pierwszą paczkę też wciskałam między ciuchy
– przerwała mi z wrednym uśmieszkiem i podeszła do drzwi. – A tak swoją drogą,
to skończ z tym. To gówniany nałóg – dodała, po czym wyszła, a ja szybko wstałam
i wzięłam paczkę do rąk.
Z tego co
pamiętam, wypaliłam nie więcej niż cztery sztuki, zanim uznałam, że to nie dla
mnie. A teraz w paczce brakuje przynajmniej połowy. Więc to nie pierwszy raz,
kiedy Rax podprowadziła mi szlugi.
Westchnęłam i wrzuciłam resztę paczki do kosza, po
czym uznałam, że mogę się jeszcze na moment położyć.
W sumie
sama nie wiem co mną kierowało, jak kupowałam papierosy. Zawsze byłam przeciwna
paleniu i wściekałam się na Rax, że nie chce rzucić. A później sama wydałam
kasę na paczkę, jednak szybko przekonałam się, że to nie dla mnie. Nie pasowało
mi to drapiące uczucie w gardle, gdy zaciągałam się dymem, ani, że czułam od
siebie ten smród, ani też, że musiałabym tyle kasy wydawać na głupią używkę,
która bądź co bądź siałaby spustoszenie w moim organizmie. A nie widzi mi się
rak płuc, czy tym podobne.
Gdy
weszłam do kuchni, Rax już tam była. Siedziała na parapecie, w otwartym oknie,
za którym lało jak z cebra i trzymała telefon przy uchu, słuchając kogoś
uważnie. Rzuciła mi jedynie przelotne spojrzenie i ręką, w której trzymała do
połowy wypalonego papierosa, wskazała na szafkę po mojej lewej stronie, na
której stało dwa kubki. Jeden, zielony, z którego zwisał sznureczek z etykietką
Yorkshire Tea, a drugi, biały, pełny czarnej kawy, który z pewnością czekał na
mnie. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok i posłałam Rax buziaka w
powietrzu, na co ona skrzywiła się teatralnie, z obrzydzeniem i pokazała w
powietrzu, że mam sobie zamieszać kawę, po
czym wróciła do patrzenia na deszczowy Londyn, a ja zajrzałam do lodówki w
poszukiwaniu jakiegoś jogurtu.
- A, Zayn? I kup mi po drodze do nas papierosy –
powiedziała do słuchawki moja przyjaciółka, po czym wysłuchała czegoś jeszcze i
rozłączyła się. – Mamy być gotowe za godzinę – poinformowała mnie, spuszczając
nogi z parapetu i siadając tyłem do okna.
- Miałaś nie palić w kuchni – mruknęłam
niezadowolona, gdy dym zaczął drapać mnie w gardle.
- Miałaś nie lubić papierosów – odparła szybko
mrużąc groźnie oczy.
- Bo nie lubię – westchnęłam.
- Ale palisz.
- Nie palę. – Dziwnie się czułam pod jej uważnym
spojrzeniem. Jakby skanowała każdy mój gest.
- Racja. Tylko popalasz. – Uśmiechnęła się
ironicznie.
- Jednorazowa akcja. – Zajęłam się moim jogurtem.
- No ja myślę. – Zeskoczyła z okna i ruszyła w głąb
mieszkania. – Szykuj się. Mamy mało czasu.
- A ty już się nie fochasz na mnie? – zawołałam za
nią.
- Chyba mi przeszło – odparła, na co uśmiechnęłam
się z ulgą.
Nie znoszę kiedy jest na mnie zła czy obrażona.
- Rax, a widziałaś moją ładowarkę od laptopa? –
wbiegłam do kuchni w szukając zguby i jednocześnie próbując spleść włosy. –
Cześć chłopaki. – Uśmiechnęłam się do siedzących przy stole Louisa i Zayna.
- Włożyłaś do torby, którą Liam już zabrał na dół –
powiedziała grzebiąc w swojej torbie. – Spakowałam paszport, prawda?
- Ja go mam w swojej torebce – odparłam związując
warkocz gumką. – Chyba wszystko mamy, nie?
- Chyba – westchnęła Rax zasuwając torbę i
ogarniając wzrokiem kuchnię.
- Czego zapomniałyście, to się dokupi – odezwał się
Lou, na co obie zgromiłyśmy go wzrokiem.
- No to się zbieramy, co? – spytałam biorąc do ręki
przewieszony na krześle płaszcz.
- Czas najwyższy. – Uśmiechnął się Zayn wstając ze
swojego miejsca.
- Okay, to ty zamknij mieszkanie, a ja idę jeszcze
na moment do garażu. – Ishardi wyszła na korytarz, a Zayn ruszył za nią mrucząc
coś o pomocy przy reszcie bagaży.
- Jedziecie z nami w trasę. Trudno uwierzyć, co? –
uśmiechnął się do mnie ciepło Louis, gdy sprawdzałam, czy wszystko wyłączyłyśmy
i czy wszystkie okna są szczelnie zamknięte.
- Nadal mam wrażenie, że to trochę nierzeczywiste. –
powiedziałam zabierając swoją torebkę i wychodząc razem z przyjacielem na
klatkę schodową.
Ishardi
Przylepiałam
się do maski Impali, obejmując ją szeroko rozłożonymi ramionami i gładząc pieszczotliwie.
Musiałam zostawić swoje dzieciątko zamknięte w garażu, bez matczynej troski i
opieki, skazane na kurz i pająki. Jak z tym żyć?
-...i że nie opuszczę cię aż do śmierci -
wymamrotałam do ciemnogranatowego lakieru, kończąc formułkę pożegnalną.
Podniosłam się, opierając dłonie na masce. Nie
znosiłam rozstawać się z Impalą, ten samochód był kawałkiem mnie, ciężko było
mi się bez niego obyć.
-Rax, chyba czas się zbierać... - powiedział
niepewnie Zayn, stojący cały czas obok mnie. Chyba zebrał w sobie wszystkie
siły, żeby się nie roześmiać. -Chodź - mruknął, odciągając mnie za rękę trochę
od samochodu.
-Ale ona będzie tęsknić! - jęknęłam
rozpaczliwie, wyciągając rękę w stronę auta. -Będzie mi cię brakować,
kochanie!
Zayn westchnął, próbując ukryć parsknięcie śmiechem.
Chciał mnie stąd zabrać jak najszybciej, żeby reszta się nie denerwowała - albo
bez nas nie odjechała - ale ja skutecznie się opierałam.
-Wobec zaistniałej sytuacji - powiedział
oficjalnym tonem, uśmiechając się do mnie - muszę zastosować drastyczne środki.
Nagle znalazłam się ponad metr nad ziemią, zdziwiona
tym, co właśnie się stało. Chłopak trzymał mnie na rękach, uśmiechając się
zaczepnie i kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Nie próbowałam się
wyrywać, ale spojrzałam nad jego ramieniem na samochód, krzycząc:
-Mamusia cię kocha, skarbie! Niedługo wrócę,
obiecuję! WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE!
Weszłam za
Zaynem do tourbusa czekającego na nas pod kamienicą i od razu powlokłam się do
minibaru. Nie zdążyłam nawet zauważyć całej reszty- cierpiałam z powodu
rozstania z Impalą i koniecznie musiałam się napić, zanim zacznę normalnie
funkcjonować.
Wskoczyłam na blat i rozejrzałam się dookoła. Mogłam
spokojnie powiedzieć, że jeśli chodzi o wielkość, to ten bus jest bardzo blisko
naszego mieszkania. A wystrój? Razem z Shay mogłyśmy o takim tylko
pomarzyć.
-Od kiedy to tourbusy są lepsze, niż mieszkania?
- zapytałam Zayna, który właśnie do mnie podszedł.
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
I nagle w mojej głowie pojawił się chytry plan.
-A, właśnie - rzuciłam jak gdyby nigdy nic,
przeczesując palcami włosy. -Zayney, możesz mi podać piwo? Jestem prawie pewna,
że to królestwo jest zaopatrzone w złoty napój bogów.
Chłopak zaśmiał się i sięgnął do małej lodówki ulokowanej
pod blatem. Wyprostował się z dwoma butelkami Heinekena w ręku, stojąc dosyć
blisko mnie. Plan nagle nabrał kolorów, a ja niewiele myśląc, pochyliłam się ku
niemu i pocałowałam go, jednocześnie delikatnie wyjmując piwa z rąk i
odstawiając je na blat obok.
-Dziękuję - wymruczałam, odsunąwszy się od
Zayna, który stał i gapił się na mnie zaskoczony. -No co się tak patrzysz?
Kiedyś musi być ten pierwszy raz - rzuciłam z uśmiechem, otwierając swoją
butelkę o blat.
Ale zanim zdążyłam ją w ogóle podnieść do ust, znów
były zajęte. I chociaż tym razem nie z mojej inicjatywy, nie miałam zamiaru się
opierać.
Ciekawee. Rax jest strasznie groźna gdy jest zła. Umie sie też dziewczyna ustawić, ledwo co Zayna poznała a już prosi go o kupowanie fajek. Zdecydowanie najlepszą sceną jest pożegnanie z samochodem. Popłakałam się ze śmiechu czytając ją. Mam jedno pytanie. Dlaczego jest tak mało Shay i jej życia z Naillem. Dajcie też jakieś sceny z Larrym i Liamem :) Lubie czytać waszego bloga. Mam nadzieję że będziecie go utrzymywać jak najdłużej :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPopieram przedmówcę. Historia ciekawa. Pisana bez przesady, z humorem i pazurem jednocześnie. Chętnie zobaczyłabym kilka scenek z Larrym, no i więcej Shay! Liam też taki cichociemny. Scenka z samochodem jest wprost genialna. Podoba mi się Wasz pomysł. Z niecierpliwością czekam na dalsze przygody Waszych bohaterów.
OdpowiedzUsuń