Ishardi
Obudziłam się z myślą, że ktoś
właśnie ściska mi głowę w imadle. Ogromnym, ciężkim i mocno ściśniętym imadle.
Otworzyłam oczy, mając powieki jak z ołowiu i podparłam się na łokciu.
-Co ja do cholery robię na materacu? - zapytałam
samej siebie i syknęłam z bólu. Kac gigant.
Tuż koło mnie leżały jeszcze dwie osoby- nikt inny, jak
Zayn Malik i Harry Styles, przytulając się do siebie i śliniąc mi poduszkę.
-Chryste święty – usłyszałam gdzieś z okolic
kuchni, a potem coś spadło z brzękiem tłuczonego szkła. -Cholera!
-Ciszej – syknęłam, podnosząc się. -Słyszę, jak
świeci słońce, a wy się drzecie jak opętani...
Wyszłam z pokoju – który okazał się moim, po bliższych
oględzinach – i weszłam do kuchni. Tam zastałam Shay i Danielle, które
wyglądały jakby ktoś je zdeptał, przeżuł, wypluł, a potem połknął, strawił i
zwymiotował.
Z tego, że powiedziałam to na głos, zdałam sobie sprawę
po fakcie.
-Za to ty wyglądasz jak księżna Diana – fuknęła na
mnie Shay, wychylając szklankę wody. -Co się wczoraj działo?
-Mnie pytasz?
Siedziałam na kuchennym blacie, obracając w ręku butelkę z piwem. Kochałam imprezy, owszem, ale dzisiaj po prostu nie czułam się zbyt dobrze w towarzystwie.
Ujmijmy to inaczej- czułam się cholernie skrępowana
w towarzystwie tych konkretnych sześciu osób. Ale to w sumie nic dziwnego,
skoro mamy tutaj pięć ogólnoświatowych sław rynku muzycznego i dziewczynę
jednej z nich.
Zajęta sobą i swoim całkiem niepodobnym do mnie
stresem i nieśmiałością, nie zauważyłam nawet, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
I stanął dwa metry ode mnie.
-Z tego co słyszałem, to ty jesteś duszą
towarzystwa.
Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu, o mało nie
wypuszczając butelki z ręki. Przylepiając do twarzy swój zwyczajowy uśmiech,
spojrzałam na Zayna stojącego obok. Poczułam, że lekko drżą mi dłonie.
-Chyba nie dzisiaj – odparłam, bezwiednie
wystukując palcami na nodze rytm dobiegającej nas muzyki. -Posiedzę sobie tutaj
i pomedytuję nad... - rozejrzałam się, licząc butelki obok mnie – czwartym
browarem z rzędu.
-Można się przyłączyć? - zapytał chłopak,
uśmiechając się delikatnie.
-No, jeśli musisz...
Opadłam ponownie na materac, kładąc się bezczelnie na nogach Harry'ego, który już się obudził. Chyba nie dałoby się nie obudzić po przeraźliwym pisku, który wydał z siebie Zayn, otwierając oczy i odkrywając w samą porę, że śpi przyklejony do swojego kumpla.
-Czy tylko ja dostałem amnezji? - zapytał możliwie
najciszej jak się dało lokaty, pocierając skronie.
-To nie jest amnezja, kretynie – fuknął Liam,
który oczywiście był rześki i wypoczęty; cholerny pijący niepraktykujący. -To
się nazywa kac.
-Kac gigant – dopowiedział Zayn, który nagle
pojawił się w zasięgu mojego wzroku. -Nie piję z tobą więcej – powiedział,
wskazując mnie palcem.
-Jeszcze zobaczymy.
-...kareta!
-Sprawdzam!
-Czy oni naprawdę grają w pokera? - zapytałam
Zayna, parskając śmiechem i patrząc na Shay siedzącą razem z Louisem, Niallem i
Harrym na podłodze z kartami w ręku. -Na co w ogóle grają?
-Na kieliszki.
Uniosłam brwi i znów się zaśmiałam, odstawiając
pustą butelkę po piwie na komodę. Jeśli zrobi się kółko od denka, to Shay
najwyżej mnie zamorduje.
-Idę zapalić – oznajmiłam swojemu
towarzyszowi, wyciągając z tylnej kieszeni spodni paczkę niebieskich LM. Wsadziłam
jednego w zęby i wyciągnęłam paczkę w stronę Zayna. -Palisz?
-Mam własne – zamachał mi przed oczami paczką
Marlboro silverów, na co skrzywiłam się teatralnie.
-To się dopiero nazywa całowanie z
popielniczką – skomentowałam, idąc do swojego pokoju i otwierając okno.
Usiadłam na parapecie, podciągając nogi pod brodę i
zapalając papierosa. Zaciągnęłam się i wypuściłam dym w chłodne, nocne
powietrze, dopiero po chwili przypominając sobie, że obok mnie stoi wielka
sława a ja siedzę jak ten kołek i nawet słowa nie mruknę, co jest do mnie w
ogóle niepodobne.
-A propos tego całowania z popielniczką –
wyprzedził mnie Zayn, wydmuchując dym i patrząc na mnie. -Ponoć wcale nie jest
tak źle.
-Jesteś tego pewien? - zapytałam dużo bardziej
kokieteryjnym tonem, niż to sobie zaplanowałam. Zaklęłam w myślach.
Co się ze mną dzieje?
-Nie do końca, ale zawsze można to sprawdzić.
Zamrugałam kilkakrotnie, czując, że delikatnie się
rumienię. Żeby zatuszować zakłopotanie, zaśmiałam się i zaciągnęłam, próbując
zrobić coś ze swoimi nerwami i nie zachowywać się jak durna nastolatka w
towarzystwie jakiegoś nadętego macho ze szkolnej drużyny futbolu.
Dopaliliśmy papierosy, ale chyba żadnemu z nas nie
spieszyło się wracać do reszty. Słyszałam, jak świeżo utworzone kółko różańcowe
spiera się w kwestii możliwego blefu karcianego, jak Liam pyta Danielle, czy
dolać jej wina. Ktoś z nich zmienił płytę i teraz z głośników podłączonych do
mojego cudownego gramofonu leciało „I want to break free” Queen.
Parsknęłam śmiechem na wspomnienie teledysku.
-I've fallen in love... - zanucił Zayn, a ja
spojrzałam na niego. Zaintonowaliśmy
wspólnie:
-I've
fallen in love for the first time, and this time I know it's for real...
-Rax! - wydarła się Shay z salonu, przerywając nam
śpiewanie.
Westchnęłam, schodząc z parapetu i zamykając okno.
-Czego?!
-Gdzie zostawiłaś tą cholerną butelkę?!
-Którą?!
-Trzecią!
Zamknęłam oczy, siedząc w oknie pokoju z herbatą i papierosem. Shay nigdy nie pozwalała mi palić w mieszkaniu, jakby to przynajmniej miało zmienić świat. Na nosie miałam ciemne okulary, bo słońce jak na złość postanowiło dzisiaj się ze mną przywitać... na co mój kolega kac nie zareagował najlepiej.
Chyba się nie lubili.
W uszach miałam słuchawki z cicho puszczoną muzyką.
Niezależnie od tego, jak bardzo bolała mnie głowa, nie mogłam zostawać zbyt
długo bez muzyki; wiedząc, że nie wszyscy muszą być tego samego zdania,
wsadziłam iPoda w kieszeń podartych spodni i odcięłam się od świata.
Ktoś puknął mnie w ramię, a ja podskoczyłam. Odwróciłam
się, wyjmując słuchawkę z ucha i patrząc na stojącego przede mną Zayna, który
wyglądał jak po trzech dobach bez snu
Tylko ze znacznie żywszym uśmiechem.
-Powiedz, że będziesz dobrą kobietą i poczęstujesz
mnie papierosem – jęknął teatralnie, siadając obok. Przesunęłam w jego stronę
paczkę, sama zapalając drugiego. -Ratujesz mi życie – mruknął piosenkarz,
odbierając ode mnie zapalniczkę.
-Zdążysz się przyzwyczaić.
Było koło trzeciej w nocy, a ja leżałam na materacu...
Poprawka.
Leżałam praktycznie na Zaynie, który leżał na
materacu.
Śmiałam się jak opętana, nie pamiętając nawet, z
czego. Szumiało mi w głowie, a upadek na piosenkarza wydawał mi się
najnormalniejszą – i najzabawniejszą – rzeczą pod słońcem.
-Co cię tak właściwie bawi? - zapytał mnie
Zayn, opanowując swój własny śmiech i unosząc głowę, żeby na mnie spojrzeć.
-Wszystko – wydusiłam z siebie, kiedy
przeturlałam się na plecy obok niego i zamknęłam oczy, żeby się uspokoić.
-Jakbyś był na moim miejscu, pomyślałbyś, że będziesz spędzać wieczór po
przeprowadzce opijając nowe mieszkanie ze światowej sławy boysbandem w pełnym
składzie?
-Zażywam tych luksusów na co dzień – odparł
chłopak, przybierając wyniosły ton faceta z reklamy nowego Renault.
Zaśmiałam się ponownie.
-Przestań! Policzki bolą mnie od szczerzenia
się – sprzedałam mu mięśniaka w ramię. -Poza tym, wszyscy poza Harrym i Liamem
już śpią. Wypadałoby ich nie obudzić, nie chcę dalszego ciągu tej imprezy, bo
film mi się urwie!
-Jeszcze się nie urwał?
-Skąd mam wiedzieć? Jeszcze nie ma bladego
świtu, a ja nie obudziłam się z potwornym bólem głowy i dziurami w pamięci –
otworzyłam oczy i przekręciłam głowę na bok, bez krępacji gapiąc się na Zayna.
-Czemu pytasz?
-Jeśli przewidujesz taki scenariusz, nie ma
niczego, czego później by się żałowało – odparł, również na mnie patrząc.
Poczułam się cholernie dziwnie. Byłam pijana,
leżałam na materacu pod ścianą w swoim pokoju ze sławnym ciachem, a do tego
najwyraźniej właśnie uskuteczniałam niczego sobie flirt.
Gdzie się podział mój mózg?
-To miała być jakaś sugestia?
Brawo, Thurse, to było cholernie subtelne.
-A powinna być?
-Nie lubię słownej ciuciubabki – fuknęłam,
znów wlepiając wzrok w sufit.
Z pijanej flirciary do sfochowanej nastolatki w
mniej niż dwie sekundy.
Tytuł mojej biografii będzie sprzedawał się
idealnie.
Zanim się zorientowałam, nie patrzyłam w sufit,
tylko w niezmiernie ciemne oczy. Zanim zrozumiałam, co się dzieje, zrozumiała
to cała reszta mnie- poczułam, że serce tańczy swinga z żebrami, a oddech
wygrywał rytm osiem czwartych.
No, pochyl się.
Jeszcze troszkę.
Troszeczkę.
Ociupinkę...
-...iśby nichdy wicęj nie musiał paczeć jak
pijsz moją k-kolejkę! Zumiemy się?
Cholera.
Harry stanął w drzwiach pokoju, bełkocząc coś do
Liama, który tylko machnął ręką i poszedł w stronę salonu. Zayn w ułamku
sekundy – tyle w moim wymiarze czasu trwało przeturlanie się na drugi koniec
materaca i odwrócenie się w stronę lokatego – znalazł się kilometr – nie chcę
się powtarzać – ode mnie, a Harry podpełzł jakoś do prowizorycznego łóżka i
ułożył się pomiędzy naszą dwójką.
-Branoc – wybełkotał, przytulając się do
Zayna.
Odwróciłam się twarzą do ściany, licząc, że jutro
naprawdę nie będę nic pamiętać.
-Pchy na nos. Kraluchy pod poduchy, a
puskwiaki do paki.
-Stary, nie pij nigdy więcej...
Shay
Plecy bolały mnie jak cholera, gdy
obudziłam się wczesnym rankiem, po naszej, zorganizowanej na szybko imprezie, a
w mój mózg chyba się skurczył i właśnie boleśnie obijał się o wnętrze mojej
czaszki.
Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że nie
jestem w swoim pokoju, w wygodnym i dużym łóżku, a w salonie, na sofie. Do tego
nie sama. Ktoś leżał za mną i ciasno obejmował mnie w pasie, chroniąc przed
wylądowaniem na podłodze.
Nie wiem kim jesteś, ale niech ci Bóg w dzieciach
wynagrodzi.
Nie miałam nawet siły sprawdzić kto zajmuje zdecydowanie
większe pół mebla, poza tym czułam, że jeśli chociażby drgnę, może skończyć się
to sprintem do łazienki i pocałunkiem z muszlą klozetową.
Kolejną rzeczą, jaką zarejestrowałam, to, że w salonie
panował półmrok. Znaczy, że jakiś anioł zlitował się nad naszą dwójką i
zasłonił to wielkie okno, które powinno być gdzieś po lewo. A może po prawo? W
każdym razie gdzieś niedaleko.
Próbowałam sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów
poprzedniej nocy, ale moje wspomnienia kończyły się na tym, jak Hazz zabrał mi
mój kieliszek wina i ściągnął mnie na podłogę, żebym zagrała z nimi w pokera.
Pamiętam, że pierwsze rozdanie wygrałam, ale chyba tylko to jedno. Później
wygrał Lou, a później chyba Niall, albo znowu Lou? No jakoś tak. Wiem na pewno,
że dostałam jeden z tych ogromnych kieliszków, które kiedyś kupiła Rax i Lou
nalał mi do niego wódki, którą miałam wypić na raz.
Po chwili gdzieś od strony moich stóp doszedł mnie jakiś
szmer, więc najdelikatniej jak potrafiłam, uniosłam głowę i spojrzałam w tamtą
stronę. To Danielle właśnie szła w stronę kuchni.
Tak więc czas odsunąć kaca na boczny tor i zająć się
gościem.
- Louis, boli – jęknęłam siedząc z przyjacielem na
podłodze, w najciemniejszym rogu salonu i chowając się za plecami chłopaka.
- Nie tylko ciebie – odparł opierając głowę na swoich
kolanach. – Chyba wypadłem z wprawy.
- Albo dziewczyny miały jakiś alkohol na dopalaczach –
odezwał się cicho Harry z sofy, na której parę godzin temu spałam z Louisem.
- Sam jesteś na dopalaczach – zawołała z pokoju obok
Ishardi, na co cała nasza trójka jęknęła z bólu.
- Gdyby nie to, że nie jestem w stanie się ruszyć, wypchnąłbym
ją za okno – mruknął Harry. – Żyjesz? – spytał Nialla, który biały jak kreda
wszedł do salonu przytrzymując się ściany, podszedł do mnie i osunął się obok.
- Umieram – szepnął układając głowę na moich kolanach i
zwijając się w kłębek na podłodze.
- Zbieramy się chłopaki? – W pomieszczeniu pojawił się
Liam, który parę chwil wcześniej odwiózł Danielle na jakąś próbę. Współczuję
dziewczynie. Jest na kacu i musi tańczyć przez kilka godzin. W takich momentach
doceniam to, że przede mną jest perspektywa spokojnej, nie wymagającej wysiłku
fizycznego, pracy za biurkiem.
- Czuj się wyśmiany – odezwał się Louis nie podnosząc
nawet głowy. – Nie wyjdę stąd do wieczora. Chyba, że zgasisz słońce wcześniej.
- Okay, więc wrócę po was wieczorem – powiedział i z powrotem
ruszył w stronę drzwi.
- Liam, nie zostawiaj nas – zawołałam płaczliwie, na co
odwrócił się z pytającym spojrzeniem. – Nie mamy już wody – szepnęłam wskazując
na leżące obok puste butelki. Payne zaśmiał się tylko i czując się zupełnie
swobodnie poszedł do kuchni i po chwili wrócił z całą zgrzewką wody mineralnej.
- Ostatnia. – Zaśmiał się targając mi włosy i wyszedł.
- Długo jeszcze macie zamiar tam siedzieć? –
Zainteresowała się Rax wchodząc do salonu, gdzie pod ścianą, do mnie, Lou i
Nialla dołączył Hazz i rozmawialiśmy cicho, żeby zabić czas, jednocześnie nie
pogłębiając pulsującego bólu głowy.
- Dopóki słońce nie przestanie nas atakować –
odpowiedział Harry uśmiechając się do niej lekko.
- Jak to możliwe, że my tu umieramy, a ty i Zayn nie? –
spytał Louis wciskając się bardziej w kąt, gdy Ishardi podeszła do okna i
odsłoniła je nie zwracając uwagi na nasze protesty. Dopiero po chwili
zorientowaliśmy się, że jeszcze niedawno słoneczne niebo, teraz zaszło
deszczowymi chmurami. No tak, w sumie czego się spodziewać? Słonecznego czerwca
w Londynie?
- Sami jesteście sobie winni. Nawaliliście się jak
bombowce. – odparła wyszła z pomieszczenia. – Kawa na stole. – zawołała
jeszcze, na co Niall i Harry powoli podnieśli się i ruszyli do kuchni.
- Jak studia? – Louis odwrócił się do mnie tak, że teraz
siedzieliśmy naprzeciw siebie.
- Zdam jeszcze tylko dwa egzaminy i będę miała dyplom.
- Czyli niedługo wakacje. – Uśmiechnął się pogodnie. –
Wybierasz się do Doncaster?
- Pewnie tak. Na parę dni. A później wrócę tutaj i
spędzę lato szukając jakiejś pracy.
- A może pojedziesz z nami na jakiś czas? – spytał.
- Ale gdzie? – Zmarszczyłam brwi.
- No w trasę. – Spojrzał na mnie jakby to było coś
oczywistego.
- Chyba sobie jaja robisz. – Roześmiałam się, ale zaraz ucichłam
widząc, że mówił poważnie. – Bez jaj, Louis. Nie mam kasy na to, żeby latać z
wami po świecie. Od ojca też nie
wyciągnę. Ledwie namówiłam go, żeby dorzucił się do mojej części za to
mieszkanie. Władowałam w nie całe oszczędności. Dopóki nie znajdę pracy, jestem
zależna od rodziców.
- No przecież nie będziesz za siebie płacić – westchnął
ciężko. – Skoro my cię zabieramy, my płacimy.
- Nie zostawię Rax samej na Bóg wie ile.
- Więc ją też weźmiemy. – Wzruszył ramionami jakby to
było nic takiego.
- Chcesz wziąć w trasę dziewczynę, którą znasz mniej niż
dobę?
- Skoro jest twoją przyjaciółką, nie może być byle kim.
– Wstał i wyciągnął do mnie rękę. – Chodź, powiemy Ishardi i chłopakom.
- Nie zgodziłam się jeszcze.
- Zgodziłaś. – Zaśmiał się prowadząc mnie do kuchni. I
tyle byłoby z mojego stawiania się.
W kuchni Niall,
Hazza i Zayn siedzieli przy stole, a Rax opierała się o szafki, z kubkiem w
dłoniach i próbowała udawać, że wcale nie gapi się na bruneta powoli sączącego
swoją kawę, czy co tam miał.
Czyżby mojej przyjaciółce chłopak wpadł w oko? W sumie
chyba kiedyś coś o nim wspominała, ale jakoś nie za bardzo zwróciłam na to
uwagę.
Louis, cały czas ciągnąc mnie za sobą, podszedł do Rax,
delikatnie wyjął jej kubek z rąk, odstawił go na blat i objął ją jednym
ramieniem, a drugim mnie.
- Panowie – zaczął – chciałem was poinformować, że Shay
i Rax dołączą do nas na jakiś czas w trasie.
- Co? – spytali równocześnie Niall i Hazz.
- Tak! – zawołał Zayn, a ja spojrzałam na niego ze
zmarszczonymi brwiami, czego nie zauważył spuszczając wzrok na stół.
- Co robimy? – Rax wysunęła się spod ramienia Lou i
stanęła na wprost niego.
- Jedziecie z nami. W trasę, słoneczko. – Uśmiechnął się
i wyminął ją, żeby wziąć ze stołu kubek z kawą, a ja tylko wzruszyłam ramionami
robiąc niewinną minę.
Trasa? Trasa? TRASA?!
OdpowiedzUsuńCholera, nie mogę się doczekać >o<"
Notka cudowna, po prostu cudowna.
Nawet podobała się moje papudze...
Zaczęłam przy nim czytać na głos, a ten zamknął dziób. (jest jak budzik,o określonej porze zaczyna się drzeć)Tak się dzieje tylko jak puszczam mu Iron Maiden lub Metallice, ewentualnie Sex Pistols. Się maluch tak zainteresował że postanowił siedzieć bliżej mnie ( i znów zmolestował mi firankę).
No, jak można wywnioskować z tego dość dziwnego komentarza (czuję się jak jakaś papuzia mama, cały czas gadam o tym narwańcu) notka była wspaniała i czekam na kolejną >o<
łoo. początek.. genialny. fajne opisy, retrospekcje, sposób na przekazanie treści. Rax zastrzeliłaś mnie tekstem: ja tu słyszę jak słońce świeci. *__* fajnie że zadałyście sb ten trud, by nie wymyślić kompletnej płycizny. do momentu trasy każdy moment wprawiał mnie w uśmiech. a potem.. trasa.. że co? poczekaj chwileczkę.. że co?! trochę dziwny pomysł. moja pierwsza myśl: no i się spierdoliła fabula. ale zakończone w taki sposób, że podoba mi się ta wizja. ba chciałabym być nimi. tak przy okazji.. brawa za odwagę, bo w moim mniemaniu nie bd bułką z masłem opisywanie trasy i historii z nimi związanymi. :)) `DŻEEJ.
OdpowiedzUsuńTrasa, trasa! Czyli reszta opowiadania będzie już w trasie? Ale ona się zgodziła? Ugh, mindfuck!
OdpowiedzUsuńCzemu oni wołają na Ciebie Rax, skoro jesteś Ishardi? Skąd ten skrót się tutaj wziął, wtf? xD
Pijany Harry, omg <3 Mistrzostwo <3 W ogóle cały ten rozdział zajebisty, taki śmieszny :3
"Ja tu słyszę jak słońce świeci" - najpierw myślałam, że coś źle przeczytałam, ale potem skapowałam! Medal dla mnie XD
Liam [dobrze zapamiętałam...?] taki odporny na alkohol? Lol ;o Niezły jest, ale przecież Wy też możecie się TROSZECZKĘ podszkolić *if you know what i mean* XD
Jestem strasznie ciekawa co z tą trasą, a biorą pod uwagę to, że nie umiem ich imion to... będzie się działo, oj będzie :D
"Czuj się wyśmiany" omfg, hhahhaa, crying. XD Trasatrasatrasatrasa, tam zawsze jest ciekawie. <3 Pijany Hazza miażdży system, perfperfperf. Ogólnie wszyscy wydają się tutaj tacy perf. Wszystko jest perf.
OdpowiedzUsuńCzy Wy naprawdę spodziewałyście się po mnie normalnego komentarza? XD