Chapter 2

Queen- I Want To Break Free


Ishardi

   Obudziłam się z myślą, że ktoś właśnie ściska mi głowę w imadle. Ogromnym, ciężkim i mocno ściśniętym imadle. Otworzyłam oczy, mając powieki jak z ołowiu i podparłam się na łokciu.
 -Co ja do cholery robię na materacu? - zapytałam samej siebie i syknęłam z bólu. Kac gigant.
Tuż koło mnie leżały jeszcze dwie osoby- nikt inny, jak Zayn Malik i Harry Styles, przytulając się do siebie i śliniąc mi poduszkę.
 -Chryste święty – usłyszałam gdzieś z okolic kuchni, a potem coś spadło z brzękiem tłuczonego szkła. -Cholera!
 -Ciszej – syknęłam, podnosząc się. -Słyszę, jak świeci słońce, a wy się drzecie jak opętani...
   Wyszłam z pokoju – który okazał się moim, po bliższych oględzinach – i weszłam do kuchni. Tam zastałam Shay i Danielle, które wyglądały jakby ktoś je zdeptał, przeżuł, wypluł, a potem połknął, strawił i zwymiotował.
Z tego, że powiedziałam to na głos, zdałam sobie sprawę po fakcie.
 -Za to ty wyglądasz jak księżna Diana – fuknęła na mnie Shay, wychylając szklankę wody. -Co się wczoraj działo?
 -Mnie pytasz?

   Siedziałam na kuchennym blacie, obracając w ręku butelkę z piwem. Kochałam imprezy, owszem, ale dzisiaj po prostu nie czułam się zbyt dobrze w towarzystwie.
Ujmijmy to inaczej- czułam się cholernie skrępowana w towarzystwie tych konkretnych sześciu osób. Ale to w sumie nic dziwnego, skoro mamy tutaj pięć ogólnoświatowych sław rynku muzycznego i dziewczynę jednej z nich.
   Zajęta sobą i swoim całkiem niepodobnym do mnie stresem i nieśmiałością, nie zauważyłam nawet, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
I stanął dwa metry ode mnie.
 -Z tego co słyszałem, to ty jesteś duszą towarzystwa.
Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu, o mało nie wypuszczając butelki z ręki. Przylepiając do twarzy swój zwyczajowy uśmiech, spojrzałam na Zayna stojącego obok. Poczułam, że lekko drżą mi dłonie.
 -Chyba nie dzisiaj – odparłam, bezwiednie wystukując palcami na nodze rytm dobiegającej nas muzyki. -Posiedzę sobie tutaj i pomedytuję nad... - rozejrzałam się, licząc butelki obok mnie – czwartym browarem z rzędu.
 -Można się przyłączyć? - zapytał chłopak, uśmiechając się delikatnie.
 -No, jeśli musisz...

   Opadłam ponownie na materac, kładąc się bezczelnie na nogach Harry'ego, który już się obudził. Chyba nie dałoby się nie obudzić po przeraźliwym pisku, który wydał z siebie Zayn, otwierając oczy i odkrywając w samą porę, że śpi przyklejony do swojego kumpla.
 -Czy tylko ja dostałem amnezji? - zapytał możliwie najciszej jak się dało lokaty, pocierając skronie.
 -To nie jest amnezja, kretynie – fuknął Liam, który oczywiście był rześki i wypoczęty; cholerny pijący niepraktykujący. -To się nazywa kac.
 -Kac gigant – dopowiedział Zayn, który nagle pojawił się w zasięgu mojego wzroku. -Nie piję z tobą więcej – powiedział, wskazując mnie palcem.
 -Jeszcze zobaczymy.

   -...kareta!
 -Sprawdzam!
 -Czy oni naprawdę grają w pokera? - zapytałam Zayna, parskając śmiechem i patrząc na Shay siedzącą razem z Louisem, Niallem i Harrym na podłodze z kartami w ręku. -Na co w ogóle grają?
 -Na kieliszki.
   Uniosłam brwi i znów się zaśmiałam, odstawiając pustą butelkę po piwie na komodę. Jeśli zrobi się kółko od denka, to Shay najwyżej mnie zamorduje.
 -Idę zapalić – oznajmiłam swojemu towarzyszowi, wyciągając z tylnej kieszeni spodni paczkę niebieskich LM. Wsadziłam jednego w zęby i wyciągnęłam paczkę w stronę Zayna. -Palisz?
 -Mam własne – zamachał mi przed oczami paczką Marlboro silverów, na co skrzywiłam się teatralnie.
 -To się dopiero nazywa całowanie z popielniczką – skomentowałam, idąc do swojego pokoju i otwierając okno.
   Usiadłam na parapecie, podciągając nogi pod brodę i zapalając papierosa. Zaciągnęłam się i wypuściłam dym w chłodne, nocne powietrze, dopiero po chwili przypominając sobie, że obok mnie stoi wielka sława a ja siedzę jak ten kołek i nawet słowa nie mruknę, co jest do mnie w ogóle niepodobne.
 -A propos tego całowania z popielniczką – wyprzedził mnie Zayn, wydmuchując dym i patrząc na mnie. -Ponoć wcale nie jest tak źle.
 -Jesteś tego pewien? - zapytałam dużo bardziej kokieteryjnym tonem, niż to sobie zaplanowałam. Zaklęłam w myślach.
Co się ze mną dzieje?
 -Nie do końca, ale zawsze można to sprawdzić.
   Zamrugałam kilkakrotnie, czując, że delikatnie się rumienię. Żeby zatuszować zakłopotanie, zaśmiałam się i zaciągnęłam, próbując zrobić coś ze swoimi nerwami i nie zachowywać się jak durna nastolatka w towarzystwie jakiegoś nadętego macho ze szkolnej drużyny futbolu.
   Dopaliliśmy papierosy, ale chyba żadnemu z nas nie spieszyło się wracać do reszty. Słyszałam, jak świeżo utworzone kółko różańcowe spiera się w kwestii możliwego blefu karcianego, jak Liam pyta Danielle, czy dolać jej wina. Ktoś z nich zmienił płytę i teraz z głośników podłączonych do mojego cudownego gramofonu leciało „I want to break free” Queen.
Parsknęłam śmiechem na wspomnienie teledysku.
 -I've fallen in love... - zanucił Zayn, a ja spojrzałam na niego. Zaintonowaliśmy wspólnie:
 -I've fallen in love for the first time, and this time I know it's for real...
   -Rax! - wydarła się Shay z salonu, przerywając nam śpiewanie.
Westchnęłam, schodząc z parapetu i zamykając okno.
 -Czego?!
 -Gdzie zostawiłaś tą cholerną butelkę?!
 -Którą?!
 -Trzecią!

   Zamknęłam oczy, siedząc w oknie pokoju z herbatą i papierosem. Shay nigdy nie pozwalała mi palić w mieszkaniu, jakby to przynajmniej miało zmienić świat. Na nosie miałam ciemne okulary, bo słońce jak na złość postanowiło dzisiaj się ze mną przywitać... na co mój kolega kac nie zareagował najlepiej.
Chyba się nie lubili.
W uszach miałam słuchawki z cicho puszczoną muzyką. Niezależnie od tego, jak bardzo bolała mnie głowa, nie mogłam zostawać zbyt długo bez muzyki; wiedząc, że nie wszyscy muszą być tego samego zdania, wsadziłam iPoda w kieszeń podartych spodni i odcięłam się od świata.
   Ktoś puknął mnie w ramię, a ja podskoczyłam. Odwróciłam się, wyjmując słuchawkę z ucha i patrząc na stojącego przede mną Zayna, który wyglądał jak po trzech dobach bez snu
Tylko ze znacznie żywszym uśmiechem.
 -Powiedz, że będziesz dobrą kobietą i poczęstujesz mnie papierosem – jęknął teatralnie, siadając obok. Przesunęłam w jego stronę paczkę, sama zapalając drugiego. -Ratujesz mi życie – mruknął piosenkarz, odbierając ode mnie zapalniczkę.
 -Zdążysz się przyzwyczaić.

   Było koło trzeciej w nocy, a ja leżałam na materacu...
Poprawka.
Leżałam praktycznie na Zaynie, który leżał na materacu.
   Śmiałam się jak opętana, nie pamiętając nawet, z czego. Szumiało mi w głowie, a upadek na piosenkarza wydawał mi się najnormalniejszą – i najzabawniejszą – rzeczą pod słońcem.
 -Co cię tak właściwie bawi? - zapytał mnie Zayn, opanowując swój własny śmiech i unosząc głowę, żeby na mnie spojrzeć.
 -Wszystko – wydusiłam z siebie, kiedy przeturlałam się na plecy obok niego i zamknęłam oczy, żeby się uspokoić. -Jakbyś był na moim miejscu, pomyślałbyś, że będziesz spędzać wieczór po przeprowadzce opijając nowe mieszkanie ze światowej sławy boysbandem w pełnym składzie?
 -Zażywam tych luksusów na co dzień – odparł chłopak, przybierając wyniosły ton faceta z reklamy nowego Renault.
Zaśmiałam się ponownie.
 -Przestań! Policzki bolą mnie od szczerzenia się – sprzedałam mu mięśniaka w ramię. -Poza tym, wszyscy poza Harrym i Liamem już śpią. Wypadałoby ich nie obudzić, nie chcę dalszego ciągu tej imprezy, bo film mi się urwie!
 -Jeszcze się nie urwał?
 -Skąd mam wiedzieć? Jeszcze nie ma bladego świtu, a ja nie obudziłam się z potwornym bólem głowy i dziurami w pamięci – otworzyłam oczy i przekręciłam głowę na bok, bez krępacji gapiąc się na Zayna. -Czemu pytasz?
 -Jeśli przewidujesz taki scenariusz, nie ma niczego, czego później by się żałowało – odparł, również na mnie patrząc.
   Poczułam się cholernie dziwnie. Byłam pijana, leżałam na materacu pod ścianą w swoim pokoju ze sławnym ciachem, a do tego najwyraźniej właśnie uskuteczniałam niczego sobie flirt.
Gdzie się podział mój mózg?
 -To miała być jakaś sugestia?
Brawo, Thurse, to było cholernie subtelne.
 -A powinna być?
 -Nie lubię słownej ciuciubabki – fuknęłam, znów wlepiając wzrok w sufit.
Z pijanej flirciary do sfochowanej nastolatki w mniej niż dwie sekundy.
Tytuł mojej biografii będzie sprzedawał się idealnie.
   Zanim się zorientowałam, nie patrzyłam w sufit, tylko w niezmiernie ciemne oczy. Zanim zrozumiałam, co się dzieje, zrozumiała to cała reszta mnie- poczułam, że serce tańczy swinga z żebrami, a oddech wygrywał rytm osiem czwartych.
No, pochyl się.
Jeszcze troszkę.
Troszeczkę.
Ociupinkę...
 -...iśby nichdy wicęj nie musiał paczeć jak pijsz moją k-kolejkę! Zumiemy się?
   Cholera.
   Harry stanął w drzwiach pokoju, bełkocząc coś do Liama, który tylko machnął ręką i poszedł w stronę salonu. Zayn w ułamku sekundy – tyle w moim wymiarze czasu trwało przeturlanie się na drugi koniec materaca i odwrócenie się w stronę lokatego – znalazł się kilometr – nie chcę się powtarzać – ode mnie, a Harry podpełzł jakoś do prowizorycznego łóżka i ułożył się pomiędzy naszą dwójką.
 -Branoc – wybełkotał, przytulając się do Zayna.
Odwróciłam się twarzą do ściany, licząc, że jutro naprawdę nie będę nic pamiętać.
 -Pchy na nos. Kraluchy pod poduchy, a puskwiaki do paki.
 -Stary, nie pij nigdy więcej... 

Shay

   Plecy bolały mnie jak cholera, gdy obudziłam się wczesnym rankiem, po naszej, zorganizowanej na szybko imprezie, a w mój mózg chyba się skurczył i właśnie boleśnie obijał się o wnętrze mojej czaszki.
Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że nie jestem w swoim pokoju, w wygodnym i dużym łóżku, a w salonie, na sofie. Do tego nie sama. Ktoś leżał za mną i ciasno obejmował mnie w pasie, chroniąc przed wylądowaniem na podłodze.  
Nie wiem kim jesteś, ale niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi.
   Nie miałam nawet siły sprawdzić kto zajmuje zdecydowanie większe pół mebla, poza tym czułam, że jeśli chociażby drgnę, może skończyć się to sprintem do łazienki i pocałunkiem z muszlą klozetową.
Kolejną rzeczą, jaką zarejestrowałam, to, że w salonie panował półmrok. Znaczy, że jakiś anioł zlitował się nad naszą dwójką i zasłonił to wielkie okno, które powinno być gdzieś po lewo. A może po prawo? W każdym razie gdzieś niedaleko.
   Próbowałam sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów poprzedniej nocy, ale moje wspomnienia kończyły się na tym, jak Hazz zabrał mi mój kieliszek wina i ściągnął mnie na podłogę, żebym zagrała z nimi w pokera. Pamiętam, że pierwsze rozdanie wygrałam, ale chyba tylko to jedno. Później wygrał Lou, a później chyba Niall, albo znowu Lou? No jakoś tak. Wiem na pewno, że dostałam jeden z tych ogromnych kieliszków, które kiedyś kupiła Rax i Lou nalał mi do niego wódki, którą miałam wypić na raz.
   Po chwili gdzieś od strony moich stóp doszedł mnie jakiś szmer, więc najdelikatniej jak potrafiłam, uniosłam głowę i spojrzałam w tamtą stronę. To Danielle właśnie szła w stronę kuchni.
Tak więc czas odsunąć kaca na boczny tor i zająć się gościem.   


   - Louis, boli – jęknęłam siedząc z przyjacielem na podłodze, w najciemniejszym rogu salonu i chowając się za plecami chłopaka.
- Nie tylko ciebie – odparł opierając głowę na swoich kolanach. – Chyba wypadłem z wprawy.
- Albo dziewczyny miały jakiś alkohol na dopalaczach – odezwał się cicho Harry z sofy, na której parę godzin temu spałam z Louisem.
- Sam jesteś na dopalaczach – zawołała z pokoju obok Ishardi, na co cała nasza trójka jęknęła z bólu.
- Gdyby nie to, że nie jestem w stanie się ruszyć, wypchnąłbym ją za okno – mruknął Harry. – Żyjesz? – spytał Nialla, który biały jak kreda wszedł do salonu przytrzymując się ściany, podszedł do mnie i osunął się obok.
- Umieram – szepnął układając głowę na moich kolanach i zwijając się w kłębek na podłodze.
- Zbieramy się chłopaki? – W pomieszczeniu pojawił się Liam, który parę chwil wcześniej odwiózł Danielle na jakąś próbę. Współczuję dziewczynie. Jest na kacu i musi tańczyć przez kilka godzin. W takich momentach doceniam to, że przede mną jest perspektywa spokojnej, nie wymagającej wysiłku fizycznego, pracy za biurkiem.
- Czuj się wyśmiany – odezwał się Louis nie podnosząc nawet głowy. – Nie wyjdę stąd do wieczora. Chyba, że zgasisz słońce wcześniej.
- Okay, więc wrócę po was wieczorem – powiedział i z powrotem ruszył w stronę drzwi.
- Liam, nie zostawiaj nas – zawołałam płaczliwie, na co odwrócił się z pytającym spojrzeniem. – Nie mamy już wody – szepnęłam wskazując na leżące obok puste butelki. Payne zaśmiał się tylko i czując się zupełnie swobodnie poszedł do kuchni i po chwili wrócił z całą zgrzewką wody mineralnej.
- Ostatnia. – Zaśmiał się targając mi włosy i wyszedł.


   - Długo jeszcze macie zamiar tam siedzieć? – Zainteresowała się Rax wchodząc do salonu, gdzie pod ścianą, do mnie, Lou i Nialla dołączył Hazz i rozmawialiśmy cicho, żeby zabić czas, jednocześnie nie pogłębiając pulsującego bólu głowy.
- Dopóki słońce nie przestanie nas atakować – odpowiedział Harry uśmiechając się do niej lekko.
- Jak to możliwe, że my tu umieramy, a ty i Zayn nie? – spytał Louis wciskając się bardziej w kąt, gdy Ishardi podeszła do okna i odsłoniła je nie zwracając uwagi na nasze protesty. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że jeszcze niedawno słoneczne niebo, teraz zaszło deszczowymi chmurami. No tak, w sumie czego się spodziewać? Słonecznego czerwca w Londynie?
- Sami jesteście sobie winni. Nawaliliście się jak bombowce. – odparła wyszła z pomieszczenia. – Kawa na stole. – zawołała jeszcze, na co Niall i Harry powoli podnieśli się i ruszyli do kuchni.
- Jak studia? – Louis odwrócił się do mnie tak, że teraz siedzieliśmy naprzeciw siebie.
- Zdam jeszcze tylko dwa egzaminy i będę miała dyplom.
- Czyli niedługo wakacje. – Uśmiechnął się pogodnie. – Wybierasz się do Doncaster?
- Pewnie tak. Na parę dni. A później wrócę tutaj i spędzę lato szukając jakiejś pracy.
- A może pojedziesz z nami na jakiś czas? – spytał.
- Ale gdzie? – Zmarszczyłam brwi.
- No w trasę. – Spojrzał na mnie jakby to było coś oczywistego.
- Chyba sobie jaja robisz. – Roześmiałam się, ale zaraz ucichłam widząc, że mówił poważnie. – Bez jaj, Louis. Nie mam kasy na to, żeby latać z wami po świecie. Od ojca też  nie wyciągnę. Ledwie namówiłam go, żeby dorzucił się do mojej części za to mieszkanie. Władowałam w nie całe oszczędności. Dopóki nie znajdę pracy, jestem zależna od rodziców.
- No przecież nie będziesz za siebie płacić – westchnął ciężko. – Skoro my cię zabieramy, my płacimy.
- Nie zostawię Rax samej na Bóg wie ile.
- Więc ją też weźmiemy. – Wzruszył ramionami jakby to było nic takiego.
- Chcesz wziąć w trasę dziewczynę, którą znasz mniej niż dobę?
- Skoro jest twoją przyjaciółką, nie może być byle kim. – Wstał i wyciągnął do mnie rękę. – Chodź, powiemy Ishardi i chłopakom.
- Nie zgodziłam się jeszcze.
- Zgodziłaś. – Zaśmiał się prowadząc mnie do kuchni. I tyle byłoby z mojego stawiania się.
   W kuchni  Niall, Hazza i Zayn siedzieli przy stole, a Rax opierała się o szafki, z kubkiem w dłoniach i próbowała udawać, że wcale nie gapi się na bruneta powoli sączącego swoją kawę, czy co tam miał.
Czyżby mojej przyjaciółce chłopak wpadł w oko? W sumie chyba kiedyś coś o nim wspominała, ale jakoś nie za bardzo zwróciłam na to uwagę.
   Louis, cały czas ciągnąc mnie za sobą, podszedł do Rax, delikatnie wyjął jej kubek z rąk, odstawił go na blat i objął ją jednym ramieniem, a drugim mnie.
- Panowie – zaczął – chciałem was poinformować, że Shay i Rax dołączą do nas na jakiś czas w trasie.
- Co? – spytali równocześnie Niall i Hazz.
- Tak! – zawołał Zayn, a ja spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami, czego nie zauważył spuszczając wzrok na stół.
- Co robimy? – Rax wysunęła się spod ramienia Lou i stanęła na wprost niego.
- Jedziecie z nami. W trasę, słoneczko. – Uśmiechnął się i wyminął ją, żeby wziąć ze stołu kubek z kawą, a ja tylko wzruszyłam ramionami robiąc niewinną minę.

4 komentarze:

  1. Trasa? Trasa? TRASA?!
    Cholera, nie mogę się doczekać >o<"
    Notka cudowna, po prostu cudowna.
    Nawet podobała się moje papudze...
    Zaczęłam przy nim czytać na głos, a ten zamknął dziób. (jest jak budzik,o określonej porze zaczyna się drzeć)Tak się dzieje tylko jak puszczam mu Iron Maiden lub Metallice, ewentualnie Sex Pistols. Się maluch tak zainteresował że postanowił siedzieć bliżej mnie ( i znów zmolestował mi firankę).

    No, jak można wywnioskować z tego dość dziwnego komentarza (czuję się jak jakaś papuzia mama, cały czas gadam o tym narwańcu) notka była wspaniała i czekam na kolejną >o<

    OdpowiedzUsuń
  2. łoo. początek.. genialny. fajne opisy, retrospekcje, sposób na przekazanie treści. Rax zastrzeliłaś mnie tekstem: ja tu słyszę jak słońce świeci. *__* fajnie że zadałyście sb ten trud, by nie wymyślić kompletnej płycizny. do momentu trasy każdy moment wprawiał mnie w uśmiech. a potem.. trasa.. że co? poczekaj chwileczkę.. że co?! trochę dziwny pomysł. moja pierwsza myśl: no i się spierdoliła fabula. ale zakończone w taki sposób, że podoba mi się ta wizja. ba chciałabym być nimi. tak przy okazji.. brawa za odwagę, bo w moim mniemaniu nie bd bułką z masłem opisywanie trasy i historii z nimi związanymi. :)) `DŻEEJ.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trasa, trasa! Czyli reszta opowiadania będzie już w trasie? Ale ona się zgodziła? Ugh, mindfuck!
    Czemu oni wołają na Ciebie Rax, skoro jesteś Ishardi? Skąd ten skrót się tutaj wziął, wtf? xD
    Pijany Harry, omg <3 Mistrzostwo <3 W ogóle cały ten rozdział zajebisty, taki śmieszny :3
    "Ja tu słyszę jak słońce świeci" - najpierw myślałam, że coś źle przeczytałam, ale potem skapowałam! Medal dla mnie XD
    Liam [dobrze zapamiętałam...?] taki odporny na alkohol? Lol ;o Niezły jest, ale przecież Wy też możecie się TROSZECZKĘ podszkolić *if you know what i mean* XD
    Jestem strasznie ciekawa co z tą trasą, a biorą pod uwagę to, że nie umiem ich imion to... będzie się działo, oj będzie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "Czuj się wyśmiany" omfg, hhahhaa, crying. XD Trasatrasatrasatrasa, tam zawsze jest ciekawie. <3 Pijany Hazza miażdży system, perfperfperf. Ogólnie wszyscy wydają się tutaj tacy perf. Wszystko jest perf.
    Czy Wy naprawdę spodziewałyście się po mnie normalnego komentarza? XD

    OdpowiedzUsuń