Chapter 1



   Stanęłam na środku pokoju, okręcając się dookoła na piętach. Ledwie skończyłam malować pokój na jasny szary, a ściany już prosiły mnie, żebym wzięła inne farby i zaczęła coś na nich tworzyć. Przez chwilę palce świerzbiły mnie, by zgarnąć kilka pędzli, ale przecież obiecałam Shay, że nie tknę ścian w tym mieszkaniu.
A przynajmniej do czasu.
   Westchnęłam, idąc w stronę kuchni. Nie mogłam przyzwyczaić się do układu nowego mieszkania, więc w pierwszej chwili trafiłam do łazienki. Trudno jest się przestawić z dwupiętrowego loftu w centrum Londynu na duże, czteropokojowe mieszkanie w jego północnej części.
   Sięgnęłam do lodówki i wyciągnęłam butelkę Heinekena, otwierając ją o blat stołu. Natychmiast skarciłam się w myślach, kodując sobie, że nowych mebli nie mogę od razu zniszczyć swoimi starymi nawykami.
Usiadłam na blacie, gapiąc się za okno na ulicę w dole i popijając zimne piwo. Boże, dokładnie tego mi było trzeba- nowości. Nowego mieszkania, nowego stylu życia, nowego telefonu, nowego kontraktu- po prostu potrzebowałam zmian.
    Rzuciłam studia na drugim roku. Bez problemu dostałam się na historię sztuki i malarstwo, ale to nie było moje marzenie- od zawsze bardziej wolałam muzykę. Tyle, że nigdy nie pomyślałam, że po rzuceniu studiów będę musiała wyprowadzić się z kampusu, a niezbyt szczęśliwy ojciec nie będzie się kwapił z wyciągnięciem pomocnej ręki.
Znalazłam mieszkanie, na które było mnie stać... w połowie. Wtedy zaczęłam szukać współlokatorki- i tak znalazła się Shay, moja przyjaciółka, która również szukała jakiegoś porządniejszego lokum.  
   Shay studiowała dziennikarstwo i była ode mnie o rok starsza. Na początku trudno było nam we dwie utrzymać mieszkanie, ale po podpisaniu przeze mnie jednorocznego kontraktu próbnego z jakąś mniej znaną wytwórnią płytową, pieniądze zaczęły się pojawiać dosłownie znikąd. Teraz, po nagraniu trzech demówek, stać nam było na kupno na własność tego mieszkania oraz na utrzymanie siebie i dwóch samochodów.
Nie można powiedzieć, że źle nam się powodziło.
   Usłyszałam trzask otwieranych drzwi i cicho zeskoczyłam z blatu. Chwilę potem do kuchni weszła Shay, kładąc jakieś papiery na stole i wyciągając z lodówki puszkę coli.
 - Tarzałaś się w tej farbie, czy malowałaś nam mieszkanie? - zapytała, posyłając mi wredny uśmieszek.
Spojrzałam na swoją powalaną farbą koszulkę Black Sabbath.
 - Nie liczy się sposób, tylko efekt – odgryzłam się, podnosząc butelkę do ust.
 - Louis jest w okolicy – rzuciła jak gdyby nigdy nic.
   Zakrztusiłam się piwem, patrząc na przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. Wiedziałam, że urodziła się i wychowała w Doncaster, ale nieczęsto miała okazję wspominać o swoim starym kumplu, który robił sobie spokojnie światową karierę z całą resztą zespołu.
 - No to świetnie – powiedziałam, kasłając. - I co w związku z tym?
 - Nie uważasz, że trzeba opić mieszkanie?  


Shay

   Cholerne światła, jęknęłam w duchu, gdy po raz kolejny trafiłam na czerwone. Jak tak dalej pójdzie stracę cierpliwość do samochodu i przesiądę się na metro. Nim już od jakiejś godziny byłabym w domu, spokojnie pijąc kawę, od której jestem najzwyczajniej w świecie uzależniona i psując nerwy Ishardi, mojej najbliższej przyjaciółce. Szybko jednak zwątpiłam w tą ideę, gdy spojrzałam na tylne siedzenie, które zawalone było zakupami, jakie zrobiłam po drodze z uczelni. Nowe mieszkanie równa się pusta lodówka, bo nie liczę kilku piw, jakie zainstalowała w niej moja współlokatorka.
Z szerokim uśmiechem powitałam zielone światło i zaraz za nim skręciłam w lewo, na nasz parking, który jakimś cudem był prawie pusty.
- No nie teraz – mruknęłam sama do siebie słysząc dzwonek telefonu. Jak ja mam go do cholery teraz znaleźć? Nie dzwoni się do mnie, jak robiłam zakupy, bo nigdy wtedy nie wiem gdzie rzuciłam komórkę. Ishardi próbowała mnie oduczyć zostawiania telefonu gdzie popadnie, ale zwątpiła po paru tygodniach. Zatrzymałam się na miejscu, które zazwyczaj zajmuję i zaczęłam szybko przerzucać kartki leżące na siedzeniu pasażera. To kolejna rzecz, której moja przyjaciółka we mnie nienawidzi. Twierdzi, że robię z auta śmietnik, a przecież auta to świętość. – Co? – rzuciłam odbierając uparcie dzwoniący telefon, który był jak się okazało pod siedzeniem.
- Jaka miła. – Usłyszałam w słuchawce znajomy śmiech i na ten dźwięk sama się uśmiechnęłam.
- Jak zawsze. A ty numery pomyliłeś, słońce? – spytałam, pozwalając sobie na odrobinę złośliwości. – Albo czegoś potrzebujesz? Bo ostatnio jakoś o mnie zapominałeś.
- Byłem zajęty, sama wiesz – mruknął. – Ale nie ważne. Tak się składa, że jesteśmy z chłopakami w Londynie na najbliższe kilka dni i się nudzimy, a ptaszki ćwierkają, że się przeprowadziłaś.
- Zgaduję, że byłeś w Doncaster i spotkałeś moją mamę – powiedziałam, wsuwając nogi w szpilki, gdyż prowadziłam na boso. Wiem, nie powinnam. Ishardi nie raz robiła mi o tym wykład.
- To akurat nie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio zakumplowała się z moją mamą.
- One się przyjaźnią od kilku lat, Louis. – westchnęłam i wreszcie wysiadłam zabierając ze sobą tylko papiery z siedzenia obok. Po resztę rzeczy zejdę jak zmienię buty.
- Nie ważne – odparł. – Dawno się nie widzieliśmy, a ty masz nowe mieszkanie, więc chyba jest okazja, żeby zorganizować jakąś imprezę, nie sądzisz? – Jego głos aż ociekał słodyczą.
- Czy ty się właśnie wpraszasz do mojego mieszkania, Lou? – zaśmiałam się. Cały Louis.
- Nie sam. – usłyszałam jak ktoś krzyczy gdzieś tle.
- Zamknij się Zayn – syknął Louis. – Więc jak Shay?
- No dobra, wpadnijcie wszyscy. Pogadam z Ishardi i coś się zorganizuje.
- Kto to Ishardi?
- Mówiłam ci o niej milion razy. – Miałam ochotę uderzyć otwartą dłonią w czoło, aż przez telefon by to usłyszał. – To moja współlokatorka i przyjaciółka.
- Zmieniłaś mnie na dziewczynę? – spytał, a ja roześmiałam się, ramieniem popychając drzwi naszej klatki.
- Ty zamieniłeś mnie na czterech facetów – odparłam. – Dobra, Lou. Wyślę ci nowy adres SMS-em. Właśnie wsiadam do windy, muszę kończyć.
- Okay, więc do zobaczenia – zawołał uradowany i rozłączył się, a przede mną otworzyły się drzwi windy. Szybko do niej wsiadłam i wcisnęłam 9 na panelu.
   Kilka minut później stałam przed naszymi drzwiami, szukając w torebce kluczy. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że w torebce kobiety jest wszystko, a nie porządek i moja torba jest tego wzorowym przykładem.
Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu mieszkania, to ściągniecie z powrotem tych piekielnych butów, po czym ruszyłam prosto do znajdującej się po lewo kuchni.
- Tarzałaś się w tej farbie, czy malowałaś nam mieszkanie? – spytałam spoglądając na swoją współlokatorkę stojącą przy szafkach z butelką piwa w dłoni. Cała wymazana była szarą farbą. I chyba boję się iść zobaczyć jak wygląda salon.
 - Nie liczy się sposób, tylko efekt.
 - Louis jest w okolicy – powiedziałam obserwując jak jej oczy się rozszerzają, czemu się w sumie nie dziwię. Przez ten czas, kiedy się znamy, jakoś nieszczególnie często mówiłam o przyjacielu z ogólniaka. W zasadzie, chyba ograniczyłam się tylko do poinformowania ją, że go znam.
 - No to świetnie – odparła - I co w związku z tym?
 - Nie uważasz, że trzeba opić mieszkanie? – uśmiechnęłam się pod nosem, a ona aż się rozpromieniła.
- Impreza powiadasz? Za ile? Trzeba iść na zakupy. – Postawiła butelkę na stole i ruszyła na korytarz.
- A może zaczniesz od przyniesienia ze mną z samochodu tego, co kupiłam wracając? – spytałam idąc za nią.
- Okej. – Odgarnęła z czoła grzywkę i zaczęła grzebać w mojej torebce, w poszukiwaniu kluczyków.


  - Nie sądzisz, że tego wszystkiego jest trochę za dużo? – spytałam patrząc na stół kuchenny zastawiony jedzeniem i wieżę ze zgrzewek piwa, jaką ustawiłyśmy przy lodówce. – No co? – mruknęłam, gdy Ishardi spojrzała na mnie jak na skończonego debila.
- Mamy podobno opijać mieszkanie, tak? – odparła pytaniem wypakowując, z torby stojącej koło zlewu, chyba trzecią 0.7l.
- Kupiłaś wódkę? – Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczyma. Już sobie wyobrażam co będzie jutro rano.
- I wino dla ciebie. – Uśmiechnęła się niewinnie wyciągając z następnej torby dwa różowe Carlo Rossi.
- Słodko – mruknęłam przesypując chipsy do szklanej miski i wynosząc je do salonu. Po drodze spojrzałam na zegarek. 20.30. Chłopaki właśnie zaliczają półgodzinne spóźnienie.
- Otwórz – wydarła się Ishardi z kuchni, gdy rozbrzmiał dzwonek przy drzwiach.
- Masz bliżej – powiedziałam zaglądając do niej po drodze.
- Szkło szykuję. Idź. – Pogoniła mnie, rzucając w moją stronę ścierką, która opadła na podłogę.
- Sprzątasz – poinformowałam ją, przekręcając zamek w drzwiach i otwierając je szeroko. – Witam, panowie. – Uśmiechnęłam się pogodnie, przebiegając wzrokiem po nich. – I panią. – Wpuściłam do środka całą szóstkę i zamknęłam mieszkanie. – Prosto i na prawo. – Poinstruowałam naszych gości, a sama poszłam do kuchni sprawdzić jak radzi sobie Rax. – No to mamy w domu One Direction – powiedziałam cicho zabierając tacę ze szklankami.
- I chyba za mało alkoholu – dodała moja przyjaciółka depcząc mi po piętach z butelkami w dłoniach.
- Więc, imprezę czas zacząć – uśmiechnęłam się wchodząc do salonu i rozglądając się po znajomych, którzy już zdążyli się rozgościć.

7 komentarzy:

  1. "Ty zmieniłeś mnie na 5 facetów"nie wiem. Może się mylę. Ale chyba powinno być 4.. Ogólnie ciekawie się zaczyna. ^^ Miło się czyta. Czekam na rozwinięcie się akcji. :) - Whiskas

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Naprawdę fajnie się zaczyna : ) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się i w sumie... czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam i oświadczam, że jestem ślepa :D Chyba, że to mój komputer jest zrąbany...
    Ogólnie to mi się podoba, Rax pisze fajne opisy, a Karolina bardziej skupia się na dialogach, chociaż patrząc na jej inne opowiadanie, a potem na to, to ociupinkę zmienił Ci się styl pisania. Na lepsze oczywiście. :D
    Nie ma to jak piwo z rana i otwieranie go o nowe meble, serio, brawo XD
    Błagam, tylko to nie będzie coś z serii - jesteśmy bogate, poznałyśmy 1D i zaraz będzie romans? Błagam, nie ;_;
    Ej, co to za słowo "deptając"? XD
    Będę czytać, a przynajmniej się po staram :3

    OdpowiedzUsuń
  5. To co miałam napisać zostało już napisane w poprzednich komentarzach.
    Moge jedynie dodać że cała notka jest wspaniała. Uwielbiam opowiadania z momentami humorystycznymi (nie powiem że cenię sobie także dramaty).
    Cieszy mnie żę nie ma tu tego wkurzającego okienka przy kopiowaniu treści jak na blogu Rax (zawsze dostaje zawału, noo >.>).
    Podoba mi się to że prowadzicie bloga wspólnie. I co jeszcze powiedzieć?
    Życzę wam żeby ten blog był jak najdłużej, oraz abyście miały wenę do dalszego pisanie, bo ta notka na prawdę zaczęca do dalszego czytania.

    OdpowiedzUsuń
  6. podoba mi się sposób, w jaki opisujecie historię. zdania nie są zawiłe, łatwo i przyjemnie się czyta, łatwo sobie to wyobrazić. nie zanudzacie, nie wymyślacie absurdalnych teorii. reszta już chyba wymieniona powyżej. fajnie, że postacie występujące są takie a nie inne. na swój sposób oryginalne. `DŻEEJ.

    OdpowiedzUsuń
  7. Obiecałam, że będę czytać, to czytam. :3 Znaczy się muszę posprzątać, więc wynajduję ważniejsze rzeczy.
    Jak na razie strasznie mnie wciągnęło, może przerobię dzisiaj całą pierwszą część, jeśli starczy mi czasu. :3 Nie stać mnie teraz na normalny komentarz, bo zapowiada się domówka, a z tego co słyszałam to ma być ciekawie, więc lecę pędzę do następnego. <3

    OdpowiedzUsuń