Ishardi
Zaszyłam
się w kącie tourbusa, po drodze zgarniając swój stary szkicownik i ołówki.
Otworzyłam go i zaczęłam niepewnie stawiać kreski; nie rysowałam, odkąd
rzuciłam studia. Teraz moje uczucia przelewałam na papier... i to nie w postaci
piosenki, jak zazwyczaj.
Zorientowałam się, że powstaje z tego jakiś portret. Dziewczyna, którą
szkicowałam, siedziała w rogu kartki, skulona tak samo, jak ja. Miała długie
włosy, które zasłaniały jej twarz i strużki dymu leciały ku górze. Kiedy kończyłam
rysować nogawki spodni, wykańczając cienie, kątem oka dostrzegłam ruch.
-Kimkolwiek jesteś, radzę ci
stąd spieprzać w podskokach - rzuciłam przed siebie, nie odrywając ołówka od
kartki i nie podnosząc wzroku.
-Nie bądź taka groźna.
Koło mnie
usiadł Harry, zaglądając mi przez ramię. Zamknęłam zeszyt i schowałam go za
siebie razem z ołówkami. Kiedy szturchnął mnie w bok, pokazałam mu język.
-Pokazałabyś swoje dzieła, co?
-Nie rysuję już.
-Widziałem.
-Ej! - udałam oburzenie ironią
w tym słowie. -Mam niezbyt ciekawy dzień, dlatego zaczęłam rysować. Nie
dotykałam farb ani ołówków odkąd rzuciłam studia. No, poza malowaniem
mieszkania.
Chłopak parsknął śmiechem.
-Co się stało, że masz gorszy
dzień? - zapytał, patrząc na mnie.
Wzruszyłam ramionami.
-Pokłóciłam się z Shay -
odparłam powoli, patrząc na swoje dłonie. -I z Zaynem - dodałam ciszej.
-O co?
-Zależy, z kim.
Harry zatoczył ręką małe koło.
-Z obojgiem.
-No cóż... - westchnęłam. -Z
Zaynem pokłóciłam się o szpital, o to, że jestem chora i że sobie wszystko
lekceważę... a z Shay pokłóciłam się o Zayna.
-Nieźle - gwizdnął lokaty, a
ja sprzedałam mu sójkę w bok. -Au, to boli.
-Miało boleć - prychnęłam.
-Dobra, poddaję się - uniósł
dłonie w geście poddania się. -Tylko mnie nie krzywdź!
-Wal się.
-Z przyjemnością, tylko daj mi
tu Louisa.
Udałam, że wymiotuję do wiaderka.
-Jesteś okropny - jęknęłam, a
za chwilę się zaśmiałam. -Dlaczego w ogóle chcesz ze mną rozmawiać?
-Słabo się znamy - odparł
piosenkarz, poprawiając koszulkę. -Wydaje mi się, że skoro mamy być w trasie
przez najbliższy czas, a nasz bad boy lada chwilę ogłosi wasze zaręczyny,
wypadało by...
-Masz w pysk za te zaręczyny -
syknęłam, ale uśmiechnęłam się delikatnie. Za to Harry się wyszczerzył.
-Chcesz mi może coś o was powiedzieć?
Coś ciekawego? - zabawnie poruszył brwiami.
-Zależy, co chcesz wiedzieć -
mruknęłam, wyjmując papierosa zaczepionego za ucho. -Ile osób mnie zabije za
to, że tu zapalę?
-Podejrzewam, że wszyscy poza
Zaynem, ale mnie to nie przeszkadza.
Zapaliłam, zaciągnęłam się i powoli
wypuściłam obłoczek dymu.
-No więc? - zapytałam, patrząc
na swojego towarzysza.
-Co więc?
-Co chcesz wiedzieć o mnie i
Zaynie?
-Ty tak na serio? - chłopak
otworzył szeroko oczy, gapiąc się na mnie z niedowierzaniem.
-Chyba nie masz mnie za zbyt
otwartą osobę, co? Tak, mówię serio - zapewniłam. -Możesz śmiało pytać.
-Wow, nieźle, nie
spodziewałbym się tego po tobie - zrobił krótką pauzę. -Po żadnym z was. No,
ale... okej. Więc, hm, masz wobec Zayna jakieś poważniejsze zamiary?
-Mam.
-Jak bardzo poważne?
-Póki co nie planuję ślubu,
domu na obrzeżach Londynu i dzieci, ale poza tym wystarczająco poważne. Mam
zamiar go sobie troszkę przywłaszczyć - znów się zaciągnęłam.
-Rozumiem - przytaknął Harry.
-Więc... jak to właściwie między wami jest? Chodzi mi o relacje.
-Nie wiem - odparłam prawie
natychmiast. -Nie mam pojęcia, to troszkę pokręcone. Nawet nie jesteśmy parą,
ale się tak zachowujemy - strzepnęłam popiół na otwartą dłoń. -Ale z mojej
strony... wydaje mi się, że zaczynam, bo ja wiem, czuć coś więcej - spojrzałam
ostrzegawczo na lokatego. -Jeśli wyjedziesz z tekstem, że się zakochałam, to
zgaszę ci fajkę na skórze. Słowo.
-Wierzę.
-Bardzo dobrze.
-Ale wiesz, że się zakochałaś?
Westchnęłam
ciężko, wstając i kierując się z papierosem w stronę kuchni. Celowo zostawiłam
obok Harry'ego swój szkicownik i ołówki, wiedząc, że chciałby do nich zajrzeć.
-Wiem - powiedziałam do
siebie, opierając łokcie nad małym zlewem. Bus lepszy niż mieszkanie. -Wiem,
cholera.
Shay
Zirytowana
siedziałam między Lou i Niallem, i udawałam, że świetnie się bawię grając z
nimi w karty. Znowu poker i znowu przegrywam. Tyle, że tym razem Liam nie
pozwolił nam grać na alkohol, a Harry stanowczo zaprotestował, gdy Niall rzucił
hasłem „a może na rozbierane”. Więc jak dzieciaczki z podstawówki, grzecznie
musimy sobie siedzieć w rogu i grać na zapałki, które Niall uprowadził Zaynowi.
Do
tego wkurzona jestem na Rax. Cholerna
zakochana idiotka! Wylądowała w szpitalu przez tego swojego kretyna a i tak
do niego leci i ślini się na jego widok jakby nigdy faceta nie widziała.
Przez tych kilka lat kiedy się
znamy, miała paru chłopaków, ale na żadnego tak nie reagowała. Zawsze, gdy
któryś zrobił coś nie tak, odprawiała go z kwitkiem. A tego się trzyma, jakby
był ostatnim mężczyzną na świecie. I nawet Lou tak uważa!
- Wyskakuj z zapałek, skarbie
– zaśmiał się do mnie Lou, gdy rozdał karty i liczył swoje zapałki. Z naszej
trójki to właśnie on miał ich największą kupkę.
- Nie zaczynajcie kolejnego
rozdania, bo za moment postój – wtrącił się Liam, na co Niall jęknął z
niezadowoleniem. Widocznie miał dobre karty.
- Okay – uśmiechnęłam się wstając i
przeciągając tak, że coś strzyknęło mi w krzyżu, a później przeszłam do swojego
łóżka, gdzie miałam torbę z ubraniami i wyciągnęłam z niej bluzę. Było już
ciemno na dworze, więc pewnie też i chłodno. A my z Niallem mamy zaplanowany
krótki spacer.
W tym samym momencie, gdy poczułam,
że tourbus się zatrzymuje, koło mnie pojawiła się Rax. Przesunęłam się, żeby
mogła swobodnie się dostać do swoich rzeczy, ale nie odezwałam się.
- Jesteś zła? – spytała, a ja
wzruszyłam ramionami i wróciłam do chłopców, a w zasadzie do Nialla, bo
pozostali już wysiedli. – I co? Teraz nie będziesz się odzywać? – zawołała
zirytowana.
- Tak. Dokładnie. – Posłałam jej
swój najbardziej sztuczny uśmiech, a następnie złapałam Nialla za rękę i
wyciągnęłam z pojazdu.
Tuż za drzwiami zastaliśmy Zayna
palącego papierosa, na co skrzywiłam się. Nie wiem jak Rax może się później
całować z taką popielniczką.
Niall objął mnie ramieniem i
ruszyliśmy w stronę McDonalda.
- Rax nie idzie? – zatrzymał nas
głos Zayna.
- Idź i się jej spytaj – warknęłam.
Ishardi
-Spierdalaj.
-Miło się ze mną witasz.
Leżałam na
rogowej kanapie w tourbusie wygięta w lekki łuk, kiedy dosiadł się do mnie
Zayn. Kiedy go zobaczyłam, nie wiedziałam, jak się zachować- więc lepiej go
spławić.
Ale nie podziałało.
-Czego chcesz?
-Przeprosić - mruknął, kiedy
podniosłam się do pozycji siedzącej. -Nie powinniśmy się kłócić, nawet, jeśli
to, co robisz, dla mnie jest niepoprawne. To twoje życie.
-Po części też twoje...
-Co mówiłaś?
-Nie, nic - mignęłam się,
bojąc się to powtórzyć. Mógłby mnie wziąć za obiecującą sobie idiotkę, jeśli
nie czuł czegoś podobnego do mnie, jak ja do niego. -Przeprosiny przyjęte.
-To dobrze.
Zayn
nachylił się do mnie i poczułam jego usta na swoich. Po kilku sekundach
siedziałam mu na kolanach i nie miałam zamiaru go puścić przynajmniej przez
kilka następnych chwil. Kiedy się od niego odsunęłam, spojrzał na mnie z
uśmiechem.
-Podoba mi się to - zamruczał
nisko, a ja poczułam delikatne ciarki wzdłuż kręgosłupa. Sam jego głos tak na
mnie działał, a co dopiero reszta. -Bardzo mi się to podoba.
Znów mnie pocałował, tym razem
krócej.
-Mnie też się to podoba,
możesz nie przestawać.
Chłopak zaśmiał się krótko i kręcił
delikatne kółka kciukami na moich biodrach.
-Jeśli mamy się tak godzić za
najmniejszą sprzeczkę, to możemy się pokłócić? - zaproponowałam, opierając
głowę na jego ramieniu.
-Mówisz zupełnie tak, jakbyśmy
byli parą.
Chciałam zapytać, czy nie jesteśmy,
ale ugryzłam się w język. Za wcześnie.
-Może.
Przez
następne pół godziny leżałam z głową na jego kolanach, rozmawiając o wszystkim
i o niczym. Opowiedziałam Zaynowi, o co poszło z Shay i obiecałam, że ograniczę
palenie i picie, skoro tak bardzo się o mnie martwi. Co kilka minut przerywał
mi drobnym cmoknięciem w usta, zupełnie, jakby nie mógł bez tego przeżyć.
Zupełnie, jakby od jednego do
następnego wstrzymywał oddech, a ja sama byłam jego jedynym prawdziwym źródłem
tlenu. Jakby bez tego nie mógł oddychać.
Beze mnie.
-Nie uważasz, że to trochę
dziwne? - zapytałam, bawiąc się dłonią chłopaka.
-Co jest dziwne?
-To, jak się zachowujemy -
odparłam, podnosząc na niego spojrzenie. Czy on a każdej perspektywy musiał
wyglądać idealnie. -No wiesz... jak para. A przecież nie jesteśmy parą.
-Jeszcze.
Poczułam, że lekko się rumienię.
-Masz coś konkretnego na
myśli? Rozwiń.
I Zayn bez
cienia skrępowania zaczął wyliczać moje zalety, to, co we mnie uwielbia i to,
dzięki czemu jestem w jego oczach wyjątkowa. Wiedziałam, że rumienię się coraz
bardziej i wiedziałam, że uśmiecham się coraz szerzej. Ale on też się
uśmiechał. Kiedy skończył mówić o mnie, zaczął ostrożnie mówić o swoich
własnych uczuciach, i wcale nie odebrał źle tego, że nie patrzyłam już prosto
na niego i nie wtrącałam się co jakąś chwilę.
Nie przestawał mówić nawet wtedy,
kiedy poczułam się senna i ułożyłam się wygodniej na jego kolanach. Kiedy
zauważył, że usypiam, pogładził mnie po włosach i szepnął, żebym spała dobrze.
Posłuchałam i usnęłam.
*_____________________________________*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział. Gra w pokera na zapałki xd Wielka Akcja Jednokierunkowej Pomocy pod tytułem pilnujemy Ishardi od robienia głupich rzeczy. :) Zardi Moments. ♥ nie mogę się doczekać następnego rozdziału i randki Shay z Niallerem. ;)
~DŻEEJ.
Oooo jakie to słodkie XD.. Ale ona już chce być z nim w paradzie :D ! Rozbraja mnie Ishardi :3
OdpowiedzUsuńI oczywiście randusia Shay z Niallem --> bossko :D !
Zapraszam także na mój blog i liczę na komentarz :) http://vashapppenin.blogspot.com/