Chapter 12


Ishardi 

     Po około trzech godzinach bezowocnej tułaczki, w końcu trafiłam do naszego hotelu. Przemarznięta do kości, przemoczona do ostatniej nitki, ledwie powłócząc nogami. Było mi słabo i czułam, jak serce kołacze w nierównym rytmie.
Przeklęłam swoją arytmię.
     W holu hotelowym czekali na mnie wszyscy- chłopcy i Shay, która siedziała Niallowi na kolanach i wyglądała na skrajnie przerażoną. Kiedy tylko mnie zobaczyła, dobiegła w ułamku sekundy i ściskała mnie, wymyślając mi od kretynek i powtarzając, jak bardzo się martwiła. Kiedy mnie puściła, prawie natychmiast objął mnie Zayn, a ja poczułam, że tracę grunt pod nogami.
 -Z-Zayn... - jęknęłam, kiedy nie potrafiłam zdobyć sił, żeby stanąć prosto, a serce na przemian zwalniało i galopowało jak szalone. -Leki...
 -Jakie leki?
 -Serce...
     Chciałam powiedzieć, że potrzebuję swoich leków na serce, ale nie potrafiłam złożyć logicznego zdania w całość. Straciłam równowagę i gdyby Zayn mnie nie przytrzymał, miałabym bliskie spotkanie z podłogą. Pociemniało mi przed oczami, nie potrafiłam złapać oddechu. Usłyszałam, jak Shay krzyczy, żeby wezwać karetkę, a potem wszystko skurczyło się do wielkości główki od szpilki.
Więcej nie pamiętałam.

     Otworzyłam oczy, wpatrując się w nieskazitelnie biały sufit. Usłyszałam pikanie aparatury i odwróciłam  głowę, ale coś szarpnęło mnie pod nosem.
Było tak źle, że potrzebowałam doprowadzania tlenu, a obok stał monitor serca?
 -Hej - usłyszałam obok siebie, a kiedy powoli odwróciłam głowę, zobaczyłam Zayna siedzącego na plastikowym krześle. Był blady, a uśmiech wydawał się zmęczony i podszyty napięciem. -Jak się czujesz?
 -A jak mam się czuć? - szepnęłam zachrypniętym głosem. Odkaszlnęłam delikatnie. -Jestem w pieprzonym szpitalu przez kretyński atak arytmiczny. Czuję się źle.
 -Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś, że masz chore serce?
Poczułam się tak, jakby mnie o coś oskarżał. Poprawiłam sobie poduszkę i podniosłam się do pozycji półsiedzącej.
 -Nie uznałam tego za szczególnie ważne...
 -Palisz i pijesz, narażasz się na stres i przemęczenie, a do tego zaczynasz pracować w niezbyt lekkim biznesie - wyliczał, a ja patrzyłam na swoje złożone dłonie. -Wiesz, że nie powinnaś?
 -Nie dbam o to. Na coś trzeba umrzeć.
 -Niekoniecznie w wieku dwudziestu kilku lat - Zayn zrobił małą przerwę, a potem wstał i pocałował mnie w czoło. -Martwię się. Nie znikaj więcej w taki sposób i proszę, dbaj o siebie.
     A potem po prostu wyszedł, zostawiają mnie samą z bólem- fizycznym, psychicznym i każdym innym możliwym. Nie potrafiłam się z nim uporać, więc osunęłam się na poduszkach i usnęłam.

 Shay

     Powoli odchodziłam od zmysłów. Minęła kolejna godzina, a Rax nie było i nie miałam szans na skontaktowanie się z nią. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić, jak, ani gdzie jej szukać.
Cholerna zakochana wariatka!
Miała milion możliwości reakcji na ten durny komentarz Pana-Jestem-Zajebisty, ale musiała wybrać ten, który najbardziej zagrażał jej zdrowiu. I życiu! Przecież ma chore serce! Ale po co o tym pamiętać, prawda?!
     Przez to zniknięcie Ishardi odwołałam kawę z Lou i nakłoniłam Paula do tego, żeby poszedł do ochrony, aby tamci sprawdzili hotel. Mężczyzna naprawdę się przejął zniknięciem mojej przyjaciółki, bo razem z ochroną sprawdził każdy kąt, ale dziewczyny nie było, a to znaczyło tylko jedno. Łazi po mieście.
Mam tylko nadzieję, że schowała się przed tą ulewą w jakiejś kawiarni, czy czymś.
     Louis oczywiście szybko połapał się, że coś jest nie tak i łatwo dowiedział się co się dzieje, a następnie powiedział pozostałym chłopakom. I właśnie dlatego teraz, całą szóstka siedzimy w lobby hotelowym gapiąc się w drzwi, za którymi mimo wczesnego popołudnia, jest całkiem ciemno od chmur, z których nieprzerwanie leje deszcz.
Z podsłuchanej rozmowy Liama i Lou wiem, że młodszy jak się wszystkiego dowiedział, poszedł do Zayna i nieźle go opieprzył. Ale zupełnie nie mam zamiaru żałować mulata. Jeśli Rax coś się stało, to niezaprzeczalnie będzie jego wina.
- Zaraz zwariuję – jęknęłam chodząc nerwowo przy kanapach, na których siedzieli panowie i gniotłam w dłoniach plastikowy kubek po kawie z automatu. To już chyba piąta w ciągu tych paru godzin. Albo szósta? Coś koło tego.
- Znajdzie się. – Uśmiechnął się do mnie pocieszająco Lou dyskretnie splatając swoje palce z palcami Hazzy. No tak. Miejsce publiczne. A według Modestu Larry nie istnieje… - Usiądź.
- Znaleźć się znajdzie, ale w jakim stanie? – warknęłam mrużąc groźnie oczy i patrząc na Malika jakby był całym złem tego świata. Niestety nie mógł tego widzieć, bo twarz miał ukrytą w dłoniach, a Liam pocieszająco gładził go po plecach.
- Siadaj. – Uśmiechnął się do mnie Niall i łapiąc mnie za rękę pociągnął w swoją stronę, tak, że wylądowałam na jego kolanach. Ale nie szczególnie się tym zestresowałam. Po prostu przytuliłam się do jego klatki piersiowej i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, zagryzając wargi, żeby się nie rozpłakać.
- Zamorduję go, jeśli jej coś się stanie – wyszeptałam starając się panować nad łamiącym się głosem, a Niall tylko przycisnął mnie mocniej do siebie i uspokajająco głaskał po plecach.

     Kiedy wreszcie Rax pojawiła się w drzwiach hotelu, od dobrego kwadransa zupełnie nad sobą nie panowałam. Po prostu siedziałam na kolanach Nialla i płakałam z bezsilności. Miałam w głowie same najczarniejsze scenariusze. Przed moimi oczyma mgliście majaczyła wizja jej martwego ciała, więc gdy zobaczyłam ją zmęczoną, przemokniętą, ale żywą, po prostu wyrwałam się blondynowi i pobiegłam do niej. Ledwie stała na nogach, ale nie zwróciłam na to uwagi. Po prosty przycisnęłam ją do siebie nie licząc się z tym, że cała będę przez to mokra, i mamrotałam słowa ulgi, na przemian z wyzwiskami za to, co zrobiła.
Nie miałam niestety zbyt wiele czasu, żeby nacieszyć się tym, że jest cała, bo koło nas pojawił się Zayn i niechętnie, ale odstąpiłam mu ją. Wróciła. Jest cała i teraz już bezpieczna, więc to jest najważniejsze.
Stanęłam z boku i po chwili poczułam jak Niall obejmuje mnie ramieniem, więc przytuliłam się do niego wzdychając z ulgą. Teraz już będzie tylko z górki.
Ledwie o tym pomyślałam, zobaczyłam jak Rax wiotczeje w ramionach Zayna. Chciałam się wyrwać i podejść do niej, ale Niall przytrzymał mnie przy sobie, bo koło dwójki był już Liam, który, jak się wydawało wiedział co ma zrobić. Delikatnie ułożył moja przyjaciółkę na podłodze,  Lou w tym czasie dzwonił już po karetkę.
- Harry! Leki! – krzyknęłam przypominając sobie o stojącej koło łózka, w naszym pokoju, fiolce. Podałam Loczkowi kartę do pokoju i od razu pobiegł w stronę windy, a mój wzrok spoczął na Zaynie. Zwęziłam groźnie oczy, szybko wywinęłam się spod ramienia blondyna i po sekundzie byłam koło nachylającego się nad moją przyjaciółką mulata.
- To wszystko twoja wina! – syknęłam wściekle, łapiąc chłopaka za bluzę i szarpiąc do tyłu, tak, że zatoczył się, ale utrzymał w pozycji stojącej.
- Co do kur…
- To przez ciebie i ten twój niewyparzony język! – krzyknęłam próbując go uderzyć, ale uchylił się od ciosu, a na wymierzenie kolejnego nie miałam szans, bo Niall złapał mnie w pół i odciągnął kilka metrów od mojej ofiary. – Jak jej się coś stanie, zamorduję cię, Malik! – wydarłam się, po czym blondyn zasłonił mi usta dłonią, a do moich uszy doszedł dźwięk jadącej na sygnale karetki.

     Trzy dni. Równiutkie siedemdziesiąt dwie godziny. Dokładnie tyle Ishardi spędziła w szpitalu miejskim i gdyby nie to, że wygoniła mnie do hotelu, jak zauważyła, że padam, siedząc tam z nią cały czas, spędziłabym w tym miejscu tyle samo czas. A zarazem ze mną Zayn.
Chłopcy nadal widzieli we mnie zagrożenie dla ich przyjaciela, więc dbali o to, żebym nie miała okazji po raz trzeci się na niego rzucić. Bo po raz drugi zrobiłam to, gdy sanitariusze zabrali Rax do karetki. Ale wtedy nie było Nialla, żeby mnie w porę złapał, ani nie wykonałam żadnego ruchy, który mógłby ostrzec mulata. Więc mogę z dumą powiedzieć, że ten piękny odcisk pięści, który Lou musiała tak uważnie maskować przez te parę dni na twarzy Zayna, to całkowicie moje dzieło.
Po wykonaniu wszystkich badań, które mimo omdlenia i wyczerpania, nie wykazały niczego niebezpiecznego, lekarze wypuścili Rax ze szpitala. Chociaż podejrzewam, że miała ona swój udział w przyspieszeniu wypisu, ale nie chce się przyznać.
Tak więc, teraz siedziałam z chłopakami i Rax w tourbusie, który miał nas zawieźć do następnego miasta, ale zamiast cieszyć się podróżą, obserwowałam uważnie każdy ruch przyjaciółki, aby mieć pewność, że gdyby coś się zaczynało dziać niedobrego, w porę zareaguję. Jestem nadopiekuńcza? Może trochę, ale traktuję ją jak siostrę i nie chcę, żeby coś jej się stało, zarówno fizycznie, jak i w sferze emocjonalnej, dlatego ja już przypilnuję Zayna, żeby nie pozwolił sobie na zbyt wiele.
- Nasza kolacja ostatnio nie wypaliła. – Niall dosiadł się do mnie, w kuchni, gdzie piłam herbatę, bo Rax zabroniła mi pić więcej, niż jedną kawę dziennie.
- Niestety. – Uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
- Więc może ją przełożymy na dzisiaj? – spytał biorąc moją dłoń w swoje i bawiąc się moimi palcami.
- Dziś musicie się zadowolić romantycznym cheeseburgerem w Macu. – Rax, która d tej pory siedziała cicho rzuciła nam ironiczne spojrzenie.
- Nie liczy się miejsce, tylko towarzystwo, moja droga – odezwał się Lou, który wszedł nagle do kuchni.
- Czy ja rozmawiam z wami? – jęknął Niall zirytowany.
- Pamiętaj Horan, patrzymy ci na rączki. – Rax uśmiechnęła się złośliwie wskazując na siebie i Lou, a ten przytaknął jej z szerokim uśmiechem.
- Więc? – blondyn posłał mi pytające spojrzenie, gdy tamta dwójka wyszła z kuchni.
- Jeśli dorzucisz spacer, zgodzę się na romantycznego cheeseburgera – odparłam z uśmiechem.
- Super. – Uśmiechnął się szeroko blondyn i pocałował mnie w policzek, na co zarumieniłam się, a następnie uciekł do siedzących dalej chłopaków.

1 komentarz:

  1. Noo nareszcie po kilku burzach wyszło słońce w postaci randki Shay i Niallera. miło jest wejść na bloga kiedy znajdzie się trochę wolnego czasu i znaleźć trzy nowe rozdziały. dziękuję! sytuacja z Zardi w pokoju, rozmowa.. coraz to więcej zaskakujących rzeczy, dzięki którym wciągam się jeszcze bardziej w to opowiadanie. nie mogę się doczekać nowych rozdziałów! ~DŻEEJ.

    OdpowiedzUsuń