Ishardi
Po około
trzech godzinach bezowocnej tułaczki, w końcu trafiłam do naszego hotelu.
Przemarznięta do kości, przemoczona do ostatniej nitki, ledwie powłócząc
nogami. Było mi słabo i czułam, jak serce kołacze w nierównym rytmie.
Przeklęłam swoją arytmię.
W holu
hotelowym czekali na mnie wszyscy- chłopcy i Shay, która siedziała Niallowi na
kolanach i wyglądała na skrajnie przerażoną. Kiedy tylko mnie zobaczyła,
dobiegła w ułamku sekundy i ściskała mnie, wymyślając mi od kretynek i powtarzając,
jak bardzo się martwiła. Kiedy mnie puściła, prawie natychmiast objął mnie
Zayn, a ja poczułam, że tracę grunt pod nogami.
-Z-Zayn... - jęknęłam, kiedy
nie potrafiłam zdobyć sił, żeby stanąć prosto, a serce na przemian zwalniało i
galopowało jak szalone. -Leki...
-Jakie leki?
-Serce...
Chciałam
powiedzieć, że potrzebuję swoich leków na serce, ale nie potrafiłam złożyć
logicznego zdania w całość. Straciłam równowagę i gdyby Zayn mnie nie
przytrzymał, miałabym bliskie spotkanie z podłogą. Pociemniało mi przed oczami,
nie potrafiłam złapać oddechu. Usłyszałam, jak Shay krzyczy, żeby wezwać
karetkę, a potem wszystko skurczyło się do wielkości główki od szpilki.
Więcej nie pamiętałam.
Otworzyłam
oczy, wpatrując się w nieskazitelnie biały sufit. Usłyszałam pikanie aparatury
i odwróciłam głowę, ale coś szarpnęło mnie pod nosem.
Było tak źle, że potrzebowałam
doprowadzania tlenu, a obok stał monitor serca?
-Hej - usłyszałam obok siebie,
a kiedy powoli odwróciłam głowę, zobaczyłam Zayna siedzącego na plastikowym
krześle. Był blady, a uśmiech wydawał się zmęczony i podszyty napięciem. -Jak
się czujesz?
-A jak mam się czuć? -
szepnęłam zachrypniętym głosem. Odkaszlnęłam delikatnie. -Jestem w pieprzonym
szpitalu przez kretyński atak arytmiczny. Czuję się źle.
-Dlaczego nigdy mi nie
powiedziałaś, że masz chore serce?
Poczułam się tak, jakby mnie o coś
oskarżał. Poprawiłam sobie poduszkę i podniosłam się do pozycji półsiedzącej.
-Nie uznałam tego za
szczególnie ważne...
-Palisz i pijesz, narażasz się
na stres i przemęczenie, a do tego zaczynasz pracować w niezbyt lekkim biznesie
- wyliczał, a ja patrzyłam na swoje złożone dłonie. -Wiesz, że nie powinnaś?
-Nie dbam o to. Na coś trzeba
umrzeć.
-Niekoniecznie w wieku
dwudziestu kilku lat - Zayn zrobił małą przerwę, a potem wstał i pocałował mnie
w czoło. -Martwię się. Nie znikaj więcej w taki sposób i proszę, dbaj o siebie.
A potem po
prostu wyszedł, zostawiają mnie samą z bólem- fizycznym, psychicznym i każdym
innym możliwym. Nie potrafiłam się z nim uporać, więc osunęłam się na
poduszkach i usnęłam.
Shay
Powoli
odchodziłam od zmysłów. Minęła kolejna godzina, a Rax nie było i nie miałam
szans na skontaktowanie się z nią. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić, jak,
ani gdzie jej szukać.
Cholerna zakochana wariatka!
Miała milion możliwości reakcji na
ten durny komentarz Pana-Jestem-Zajebisty,
ale musiała wybrać ten, który najbardziej zagrażał jej zdrowiu. I życiu!
Przecież ma chore serce! Ale po co o tym pamiętać, prawda?!
Przez
to zniknięcie Ishardi odwołałam kawę z Lou i nakłoniłam Paula do tego, żeby
poszedł do ochrony, aby tamci sprawdzili hotel. Mężczyzna naprawdę się przejął
zniknięciem mojej przyjaciółki, bo razem z ochroną sprawdził każdy kąt, ale
dziewczyny nie było, a to znaczyło tylko jedno. Łazi po mieście.
Mam tylko nadzieję, że schowała się
przed tą ulewą w jakiejś kawiarni, czy czymś.
Louis
oczywiście szybko połapał się, że coś jest nie tak i łatwo dowiedział się co
się dzieje, a następnie powiedział pozostałym chłopakom. I właśnie dlatego
teraz, całą szóstka siedzimy w lobby hotelowym gapiąc się w drzwi, za którymi
mimo wczesnego popołudnia, jest całkiem ciemno od chmur, z których
nieprzerwanie leje deszcz.
Z podsłuchanej rozmowy Liama i Lou
wiem, że młodszy jak się wszystkiego dowiedział, poszedł do Zayna i nieźle go
opieprzył. Ale zupełnie nie mam zamiaru żałować mulata. Jeśli Rax coś się
stało, to niezaprzeczalnie będzie jego wina.
- Zaraz zwariuję – jęknęłam chodząc
nerwowo przy kanapach, na których siedzieli panowie i gniotłam w dłoniach
plastikowy kubek po kawie z automatu. To już chyba piąta w ciągu tych paru
godzin. Albo szósta? Coś koło tego.
- Znajdzie się. – Uśmiechnął się do
mnie pocieszająco Lou dyskretnie splatając swoje palce z palcami Hazzy. No tak.
Miejsce publiczne. A według Modestu Larry nie istnieje… - Usiądź.
- Znaleźć się znajdzie, ale w jakim
stanie? – warknęłam mrużąc groźnie oczy i patrząc na Malika jakby był całym
złem tego świata. Niestety nie mógł tego widzieć, bo twarz miał ukrytą w
dłoniach, a Liam pocieszająco gładził go po plecach.
- Siadaj. – Uśmiechnął się do mnie
Niall i łapiąc mnie za rękę pociągnął w swoją stronę, tak, że wylądowałam na
jego kolanach. Ale nie szczególnie się tym zestresowałam. Po prostu przytuliłam
się do jego klatki piersiowej i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi,
zagryzając wargi, żeby się nie rozpłakać.
- Zamorduję go, jeśli jej coś się
stanie – wyszeptałam starając się panować nad łamiącym się głosem, a Niall
tylko przycisnął mnie mocniej do siebie i uspokajająco głaskał po plecach.
Kiedy
wreszcie Rax pojawiła się w drzwiach hotelu, od dobrego kwadransa zupełnie nad
sobą nie panowałam. Po prostu siedziałam na kolanach Nialla i płakałam z
bezsilności. Miałam w głowie same najczarniejsze scenariusze. Przed moimi oczyma
mgliście majaczyła wizja jej martwego ciała, więc gdy zobaczyłam ją zmęczoną,
przemokniętą, ale żywą, po prostu wyrwałam się blondynowi i pobiegłam do niej.
Ledwie stała na nogach, ale nie zwróciłam na to uwagi. Po prosty przycisnęłam
ją do siebie nie licząc się z tym, że cała będę przez to mokra, i mamrotałam
słowa ulgi, na przemian z wyzwiskami za to, co zrobiła.
Nie miałam niestety zbyt wiele
czasu, żeby nacieszyć się tym, że jest cała, bo koło nas pojawił się Zayn i
niechętnie, ale odstąpiłam mu ją. Wróciła. Jest cała i teraz już bezpieczna,
więc to jest najważniejsze.
Stanęłam z boku i po chwili poczułam
jak Niall obejmuje mnie ramieniem, więc przytuliłam się do niego wzdychając z
ulgą. Teraz już będzie tylko z górki.
Ledwie o tym pomyślałam, zobaczyłam
jak Rax wiotczeje w ramionach Zayna. Chciałam się wyrwać i podejść do niej, ale
Niall przytrzymał mnie przy sobie, bo koło dwójki był już Liam, który, jak się
wydawało wiedział co ma zrobić. Delikatnie ułożył moja przyjaciółkę na
podłodze, Lou w tym czasie dzwonił już
po karetkę.
- Harry! Leki! – krzyknęłam
przypominając sobie o stojącej koło łózka, w naszym pokoju, fiolce. Podałam
Loczkowi kartę do pokoju i od razu pobiegł w stronę windy, a mój wzrok spoczął
na Zaynie. Zwęziłam groźnie oczy, szybko wywinęłam się spod ramienia blondyna i
po sekundzie byłam koło nachylającego się nad moją przyjaciółką mulata.
- To wszystko twoja wina! – syknęłam
wściekle, łapiąc chłopaka za bluzę i szarpiąc do tyłu, tak, że zatoczył się,
ale utrzymał w pozycji stojącej.
- Co do kur…
- To przez ciebie i ten twój
niewyparzony język! – krzyknęłam próbując go uderzyć, ale uchylił się od ciosu,
a na wymierzenie kolejnego nie miałam szans, bo Niall złapał mnie w pół i
odciągnął kilka metrów od mojej ofiary. – Jak jej się coś stanie, zamorduję
cię, Malik! – wydarłam się, po czym blondyn zasłonił mi usta dłonią, a do moich
uszy doszedł dźwięk jadącej na sygnale karetki.
Trzy dni. Równiutkie siedemdziesiąt dwie godziny. Dokładnie tyle
Ishardi spędziła w szpitalu miejskim i gdyby nie to, że wygoniła mnie do
hotelu, jak zauważyła, że padam, siedząc tam z nią cały czas, spędziłabym w tym
miejscu tyle samo czas. A zarazem ze mną Zayn.
Chłopcy nadal widzieli we mnie
zagrożenie dla ich przyjaciela, więc dbali o to, żebym nie miała okazji po raz
trzeci się na niego rzucić. Bo po raz drugi zrobiłam to, gdy sanitariusze
zabrali Rax do karetki. Ale wtedy nie było Nialla, żeby mnie w porę złapał, ani
nie wykonałam żadnego ruchy, który mógłby ostrzec mulata. Więc mogę z dumą
powiedzieć, że ten piękny odcisk pięści, który Lou musiała tak uważnie maskować
przez te parę dni na twarzy Zayna, to całkowicie moje dzieło.
Po wykonaniu wszystkich badań, które
mimo omdlenia i wyczerpania, nie wykazały niczego niebezpiecznego, lekarze
wypuścili Rax ze szpitala. Chociaż podejrzewam, że miała ona swój udział w
przyspieszeniu wypisu, ale nie chce się przyznać.
Tak więc, teraz siedziałam z
chłopakami i Rax w tourbusie, który miał nas zawieźć do następnego miasta, ale
zamiast cieszyć się podróżą, obserwowałam uważnie każdy ruch przyjaciółki, aby
mieć pewność, że gdyby coś się zaczynało dziać niedobrego, w porę zareaguję.
Jestem nadopiekuńcza? Może trochę, ale traktuję ją jak siostrę i nie chcę, żeby
coś jej się stało, zarówno fizycznie, jak i w sferze emocjonalnej, dlatego ja
już przypilnuję Zayna, żeby nie pozwolił sobie na zbyt wiele.
- Nasza kolacja ostatnio nie
wypaliła. – Niall dosiadł się do mnie, w kuchni, gdzie piłam herbatę, bo Rax
zabroniła mi pić więcej, niż jedną kawę dziennie.
- Niestety. – Uśmiechnęłam się do
niego łagodnie.
- Więc może ją przełożymy na
dzisiaj? – spytał biorąc moją dłoń w swoje i bawiąc się moimi palcami.
- Dziś musicie się zadowolić
romantycznym cheeseburgerem w Macu. – Rax, która d tej pory siedziała cicho
rzuciła nam ironiczne spojrzenie.
- Nie liczy się miejsce, tylko
towarzystwo, moja droga – odezwał się Lou, który wszedł nagle do kuchni.
- Czy ja rozmawiam z wami? – jęknął
Niall zirytowany.
- Pamiętaj Horan, patrzymy ci na
rączki. – Rax uśmiechnęła się złośliwie wskazując na siebie i Lou, a ten
przytaknął jej z szerokim uśmiechem.
- Więc? – blondyn posłał mi pytające
spojrzenie, gdy tamta dwójka wyszła z kuchni.
- Jeśli dorzucisz spacer, zgodzę się
na romantycznego cheeseburgera – odparłam z uśmiechem.
- Super. – Uśmiechnął się szeroko
blondyn i pocałował mnie w policzek, na co zarumieniłam się, a następnie uciekł
do siedzących dalej chłopaków.
Noo nareszcie po kilku burzach wyszło słońce w postaci randki Shay i Niallera. miło jest wejść na bloga kiedy znajdzie się trochę wolnego czasu i znaleźć trzy nowe rozdziały. dziękuję! sytuacja z Zardi w pokoju, rozmowa.. coraz to więcej zaskakujących rzeczy, dzięki którym wciągam się jeszcze bardziej w to opowiadanie. nie mogę się doczekać nowych rozdziałów! ~DŻEEJ.
OdpowiedzUsuń